sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 7.

                                              7. Spotkanie z piratami.
Przez ostatnie dni skupiałam się wyłącznie na treningach. Grałam 3-4 razy indywidualnie i przynajmniej raz z drużyną w ciągu dnia. Całą swoją złość mogłam wyładować w ten sposób. Z czasem nabrałam kondycji, chociaż kosztowało mnie to dużo wysiłku. Jeżeli chodzi o drużynę, to bardzo mnie wspierali. Gdy coś mi nie wychodziło uśmiechali się mówiąc " Nic nie szkodzi, następnym razem pójdzie ci lepiej". I rzeczywiście tak było. D'jok również się zmienił. Podaje do mnie często i pozwala się wykazać. Mimo, że czasem sodówka mu uderza do głowy to dobry kumpel. Ćwicząc daje z siebie wszystko by dorównać Snow Kids. Nie mam zamiaru być najsłabszym ogniwem, za jakie zapewne wszyscy mnie mają.
Właśnie skończyłam mój drugi w tym dniu trening. Jestem cała zlana potem, ponieważ grałam agresywnie, oddając strzały jak najmocniej potrafię. Ocieram mokre czoło. Białe kwadraty holotrenera znikają i moim oczom ukazują się Rocket i Clamp.
- Świetnie się spisałaś Alex. Robisz duże postępy. Jednak zauważyłem, że grasz bardzo agresywnie, strzelasz mocno i często używasz oddechu. Musisz trochę spasować, bo nie wytrzymasz kondycyjnie nawet 1 połowy. - odzywa się trener.
- Masz rację, trochę przesadzam. Obiecuję, że to poprawię. -odpowiadam.
-  Nie wątpię w to. Dobrze, to wszystko na dziś, masz wolne do końca dnia.
- Ale trenerze, przecież zazwyczaj gram 4 razy dziennie. - mówię protestując.
- Tak wiem, doceniam to, że się starasz. Dlatego daję ci dziś wolne. Nie jesteś robotem, przecież musisz też mieć czas dla siebie. - oznajmia. - I nie słyszę sprzeciwu.
- Dobrze, dziękuję trenerze. - odpowiadam i odchodzę.
- " Świetnie i co ja będę teraz robić?" - myślę lekko podirytowana. Po wejściu do pokoju od razu zmierzam w stronę łazienki.  Biorę prysznic. Tego mi teraz było trzeba. Nie wiem, ile czasu spędziłam w łazience, ale podejrzewam, że około pół godziny. Ubrałam się i wyszłam. Zegarek wskazywał 11.45. Westchnęłam ciężko i położyłam się na łóżku. Panowała absolutna cisza, taka jaką lubiłam. Można było się odprężyć. Jednak nie nacieszyłam się nią długo, bo do środka weszła Mei. Była rozpromieniona i pełna energii, zresztą jak zawsze.
- Niemożliwe, nie jesteś na treningu? - pyta ironicznie.
- Jak widać. Rocket dał mi wolne do końca dnia. - odpowiadam ponuro.
- No nareszcie! Już myślałam, że zamieszkasz w holotrenerze. - śmieje się. W odpowiedzi tylko wzdycham i marszczę brwi. Kuzynka siada obok mnie.
- Skoro masz wolne to może gdzieś wyskoczymy?- proponuje.
- Daj spokój, nie mam ochoty. - odpowiadam zrezygnowana. Długowłosa wstaje. Na jej twarzy widać podirytowanie. Staje na przeciwko mnie i mówi.
- Alex nie możesz całe życie trenować, by uciec od problemów! Musisz w końcu spotkać się z Corso i porozmawiać z nim! Przez tą całą sprawę nie jesteś sobą!
- Tak i co mu powiem?! Cześć, jestem twoją córką. Sorry, że dopiero teraz się spotykamy, ale matka tak jakby nic mi nie powiedziała. Teraz możemy być szczęśliwą rodzinką. Tak mam powiedzieć? - warczę. Słysząc to zmieszała się trochę.
- No nie, ale nie powinnaś tego odwlekać, tak jak twoja mama. Uwierz, im szybciej się spotkacie, tym lepiej. Przemyśl to sobie. Idę z Tią do kina, jeżeli zmienisz zdanie to dołącz do nas - mówi i odchodzi. Orientuję się, że ma rację. Uciekają tylko tchórze. Jestem trochę zła na siebie, że tak ją olewałam przez ostatnie dni. Egoistycznie myślałam tylko o sobie.
- "Koniec tego." - myślę zaciskając dłonie w pięści. Postanowiłam, spotkam się z Corso jeszcze dziś, jeżeli to możliwe. Tylko jak? Zaraz... D'jok. On ma stały kontakt z piratami. Zrywam się z miejsca i udaje się w kierunku jego pokoju. Idę stawiając szybkie kroki. Dzwonię do drzwi.
- Kto to? - słyszę głos Micro-Ice'a.
- To ja, Alex. - odpowiadam i drzwi się otwierają. Zastaje Micro leżącego na łóżku z paczką chipsów i pilotem w rękach. Uśmiecha się od ucha do ucha.
- Hej Micro-Ice. Jest może D'jok? - pytam lekko zmieszana.
- Nieeee, ale za to jestem ja. - odpowiada.
- Widzę. - mówię podśmiewając się. - Nie wiesz gdzie go mogę znaleźć? To pilna sprawa...
- O ile dobrze pamiętam to poszedł w okolice parku Genesis, lubi się tam szlajać.
- Dzięki wielkie. - odpowiadam i już mam wychodzić, gdy usłyszałam za sobą.
- Ja nie wiem co on takiego ma, że wszystkie dziewczyny na niego lecą. - mówi czarnowłosy. Staję i momentalnie odwracam się. Puszczam mu gniewne spojrzenie po czym rzucam poduszką prosto w twarz.
- No ej! Tak sobie tylko żartowałem. - odpowiada śmiejąc się.
- No ja man nadzieję. - odpowiadam z cwaniackim uśmieszkiem. - Kto jak kto, ale ty nie powinieneś narzekać na brak adoracji.
- Nie wiem o czym mówisz... - odpiera.
- Hmn... no nie wiem... a Yuki i Zoelin? - mówię, na co on robi się czerwony jak burak.
- He he no tak...
- Na razie Micro, dokończymy ten temat kiedy indziej. - kończę puszczając oczko, po czym wychodzę. W biegu ubieram płaszcz i idę w kierunku parku. Na szczęście nie jest daleko stąd. Pogoda na Genesis jest całkiem inna niż na Akillianie. Przede wszystkim nie ma śniegu i jest sporo cieplej. Po drodze mijam wiele budynków. Są to ogromne bloki. Od czasu do czasu widzę też przelatujące ptaki. Po drodze mijam coraz więcej drzew, co oznacza, że jestem blisko celu. W końcu widzę nad moją głową wielki napis PARK GENESIS. Uśmiecham się sama do siebie. Idę główną aleją i uważnie rozglądam się w poszukiwaniu rudego. Po jakichś 15 minutach chodzenia dostrzegam go na jednej z ławek. Coś trzyma w ręce i dokładnie się temu przygląda. Wyglądało mi na zdjęcie. Podchodzę bliżej.
- Hej D'jok. - zawołałam. On jak poparzony schował zdjęcie do kieszeni i odpowiedział.
- Cześć Alex. Co ty tu robisz?
- Szukałam ciebie. Chciałam, żebyś mi pomógł...
- Jasne, co mogę zrobić?
- Chciałabym się widzieć z Corso...
- Rozumiem, zobaczę co da się zrobić. - uśmiecha się. Rozgląda się dokładnie wokoło, upewniając się, że nikt nie widzi, po czym odsłania rękaw. Na nadgarstku dostrzegam urządzenie. Naciska kilka przycisków i za chwilę ukazuje się nam sylwetka mężczyzny. Od razu poznaję, że to Sonny Blackbones.
- Witaj synu. - mówi.
- Cześć tato. Widzisz mam pewną sprawę do ciebie... - odpowiada D'jok.
- O co chodzi?
- Bo widzisz nie wiem, czy wiesz o tym. Niedawno dołączyła do Snow Kids nowa napastniczka - Alex, jest także kuzynką Mei.
- Tak słyszałem o tym jak blisko pół galaktyki.
- Chodzi o to, że ona jest... - nie może się wysłowić chłopak.
- Córką Corso? Tak wiem, mówił mi o tym mniej więcej 2 lata temu.
- Ona dowiedziała się dopiero kilka dni temu i chciałaby się z nim spotkać. - oznajmia. Zbliżam się nie pewnie do hologramu. -  jeżeli oczywiście się zgodzicie.
- Myślę, że nie będzie z tym problemu. Spotkajmy się na Genesis. - odpowiada mężczyzna.
- Dobrze, do zobaczenia. - żegna się D'jok po czym sylwetka Sonny'ego znika. Siadam na ławce ze spuszczoną głową. Rudy podchodzi bliżej.
- Hej, głowa do góry. Będzie dobrze. - pociesz mnie.
- Ech... mam nadzieję.
                                                                              ***    
TYMCZASEM U PIRATÓW
Sonny po telefonie od syna postanowił zawiadomić swojego przyjaciela. Wiedział, że nie będzie to dla niego proste, wiedział również że odzyskanie dziecka po tylu latach jest wielkim szczęściem.
- Wzywałeś mnie Sonny?  - wyrywa go z zamysłu głos przyjaciela.
- Tak. Mam dla ciebie dobrą wiadomość. - oznajmia i opowiada całe zdarzenie.
- (...) ona chce się z tobą dziś spotkać, a ja się zgodziłem. - kończy. Pirat załamuje ręce.
- Sonny... chyba po raz pierwszy w życiu nie wiem co robić...
- Ja też nie wiedziałem, ale uwierz mi, dasz sobie radę.
- Tyle lat minęło... Ona już nie jest dzieckiem. Miała innego ojca... a jej matka chciała to wszystko ukryć...
- O to się nie martw, dogadacie się. O ile dobrze słyszałem to charakter ma po tobie. Polecę po nich z Artie'em i Bennettem, a ty poczekaj tutaj i przemyśl sobie wszystko.  - oznajmia Blackbones i odchodzi. Corso wyjął z kieszeni zdjęcie córki. Dostał je od siostry Avalone, 2 lata temu. Alex miała na nim 15 lat. Była podobna do matki. Pirat miał kompletny mętlik w głowię. Nie wiedział kompletnie jak zacząć rozmowę, co powiedzieć. Jednak w głębi serca bardzo się cieszył, że zobaczy córkę.
                                                                          ***
Dotarliśmy na wyznaczone miejsce. Muszę przyznać, że strasznie się stresowałam. Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam, że nie będę się rozczulać.
- Powiedz mijakie zdjęcie trzymałeś w ręku,  no wiesz w parku. - pytam patrząc na chłopaka
- Nie wiem o czym mówisz. - zbywa mnie spuszczając wzrok.
- Kiedy oni będą? - zapytałam lekko zniecierpliwiona.
- Tego nikt nie wie. Nigdy nie wiadomo kiedy przyjdą. - odpowiada chłopak. Zaraz po tym łapie go za ramię jakaś postać. Jest to wysoki dobrze zbudowany mężczyzna w długim czarnym płaszczu i masce. Daje znak żebyśmy za nim poszli. Przedzieramy się przez tłum. Wychodzimy z miasta. W końcu docieramy na jakieś kompletne odludzie. Mężczyzna zdejmuje maskę.
- Miło mi cię poznać Alex. - mówi i wyciąga rękę Sonny.
- Mi również. - odpowiadam podając dłoń.
- Polecicie z nami na Planetę Piratów. Tam czeka twój ojciec.
- Dobrze, ale czym? - pyta D'jok.
- Bennett, wpuść nas. - odzywa się przywódca piratów spoglądając w górę. Po chwili naszym oczom ukazuje się duży statek. Wchodzimy do środka. Wnętrze maszyny wydaje się ogromne. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Zaczęłam rozglądać się i nawet nie wiem kiedy straciłam D'joka i Sonny'ego z oczu. Poszłam na przód. Za sterami siedzieli dwaj chłopcy. Słysząc mnie odwrócili się. Jeden z nich zawołał rozentuzjazmowany.
- Bennett patrz! To Alex, nowa napastniczka Snow Kids. - mówi bez krępacji. Ten drugi ewidentnie zaniemówił i tępo patrzył się w moją stronę. Podeszłam bliżej i postanowiłam się przywitać.
- Cześć, jestem Alex.
- Miło poznać, jestem Artie. - wyciąga mi rękę na powitanie. Natomiast jego kolega nadal nic nie mówi.
-... a to jest Bennett. - Odpowiada szturchając go Artie, tak, jakby próbował go otrząsnąć.
 
 
- Szukam Sonny'ego i D'joka. Wiecie może gdzie oni są? - pytam.
- Poszli w tamtą stronę. Na końcu korytarza powinnaś ich znaleźć.
- Okay, dzięki za pomoc. - odpowiedziałam i poszłam.
                                                                        ***
- Stary, co z tobą? Od kiedy to zaniemawiasz  przy dziewczynie? Zawsze je kokietujesz. - pyta Bennetta kumpel. - Zakochałeś się czy co?
- Co, wcale nie! Ty jak coś wymyślisz Artie... - protestuje chłopak. - Skup się lepiej na locie.
- Wiesz, że ona jest córką Corso...
- Wiem i co?
- Lepiej dobrze to przemyśl zanim zaczniesz do niej startować. - mówi podśmiewając się Artie.
                                                                        ***
Za jakieś pół godziny byliśmy już na miejscu. Wzdłuż głównej ulicy ciągnęły się bazary piratów. Rzecz jasna handlowali oni skradzionymi towarami. Planeta tętniła życiem. Zamieszkiwało ją dużo ludzi. Szliśmy w stronę siedziby Sonny'ego. Tam znajdował się mój ojciec...
Dzieliło nas już tylko kilka metrów. Z tego spokojnego nastroju wyrwały nas okrzyki ludzi. Odruchowo wszyscy się odwrócili. Okazało się, że statki Technoidu zaatakowały planetę. Kilkanaście robotów wyszło na ulicę. Błyskawicznie zwinięte zostały wszystkie stoiska. W przeciągu kilku sekund wszyscy się pochowali. Roboty zaczęły nas gonić. Uciekaliśmy przed siebie.
- Rozdzielmy się! - rozkazał Sonny. - łatwiej ich zgubimy. Blackbones wraz z synem skręcili w prawo natomiast ja, Artie i Bennett biegliśmy prosto. Na ogonie siedziały nam dwa roboty. Zagoniły nas w ślepą uliczkę. Miały nas na celowniku. Dostrzegłam w reku Artie'go broń. To był impuls. Pomyślałam teraz albo nigdy. Wyrwałam mu broń z ręki i zaczęłam strzelać. Wystarczyło kilka szybkich i precyzyjnych strzałów, a roboty zanim się obejrzały, leżały już "martwe" na ziemi. Uśmiechnęłam się cwaniacko.
- Wow! Jak ty to... jak to zrobiłaś? - odezwał się Bennett.
- A jednak umiesz mówić. - odezwałam się, na co Artie zaczął się śmiać. Blondyn znów zaniemówił. Wiedząc, że już nic nam nie grozi, udaliśmy się w stronę siedziby. Weszliśmy po schodach. Drzwi otworzyły się. Tam czekali już na nas Sonny, D'jok i.... Corso.
***********************************************************************************
I oto jest kolejny rozdział ;). Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie mogłam napisać w poprzednim tygodniu. Mam nadzieję, że się spodoba. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i wejścia :D!

7 komentarzy:

  1. Hah, czekałam na to!!! <3 (w sensie, ze rozdział)
    Nie pastw się tak nade mną i wstaw JAK NAJSZYBCIEJ nowy rozdział. :P
    Ludzie, ja tu czekam na spotkanie Alex i Corso, ja tu cierpię!! T.T
    Co do rozdziału, to było parę błędów, ale fabuła genialna. ;)
    Naprawdę świetny pomysł z tym, że Alex jest córką Corso... :D ;D
    A więc, skoro Cię skompletowałam, to pliiis, nie pastw się długo nade mną! ;) :D
    I dziękuję za komentarze u mnie. ;)
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, i jedna dosyć ważna rzecz - nie zmieniaj czasów. Zdecyduj czy wolisz pisać w czasie teraźniejszym czy przeszłym i w tym pisz zawsze. (w sensie, że w tym opowiadaniu... wiesz o co mi chodzi, prawda?) Nie zmieniaj czasów w trakcie pisania. ;)))
      Taka mała rada od wiernej fanki. :D ;D

      Usuń
    2. O matko! Co ja napisałam! :o
      Miało być: "skomplementowałam", haha. XD
      Wybacz. ;*

      Usuń
  2. Jej dzięki bardzo za te wszystkie mile słowa :3!!!! No i za radę, czasami już się gubie w tych czasach i innych rzeczach, postaram to "wykładać" xD. Jeszcze raz wielkie dzięki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być "wyklepać" :P

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. A nie ma sprawy, cała przyjemność po mojej stronie. ;***

      Usuń