piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 10.

                                                                    10. Przeciwności.
Nie mogłam zasnąć. Cały czas myślałam o zdarzeniach sprzed kilku ostatnich dni. Nie dawało mi spokoju to, co usłyszałam. Zastanawiałam się o co chodziło Nikki.
- Co się z tobą dzieje?! Nie dociera do ciebie, że mamy się stąd nie ruszać?! - wydarła się na siostrę.
- Musiałam coś załatwić... - usprawiedliwiała się Nina.
- Czy znów spotkałaś się z tym chłopakiem?! Mówiłam ci, żebyś wybiła sobie go z głowy! Jesteśmy o krok od celu i nie pozwolę, żebyś wystawiała się piratom przez tego typa! Rozumiesz?!
- To nie jest w cale proste!
- Wiem, ale musisz poświęcić się temu do czego dążymy, jak każda z nas. Oddałyśmy zbyt dużo, by teraz ktoś pokrzyżował nam plany. [•••]
Ten dialog nie miał dla mnie sensu. Co niby poświęciły i czemu to miało to służyć? Razem z Bennettem i Artie'em  zastanawiałam się, o co tu chodzi i czy nie stoi za tym ktoś trzeci. W tajemnicy przed moim ojcem pomagałam im w śledztwie. Niestety, mimo prób i wysiłków nie udało nam się nic więcej ustalić, a zawodniczki 24/h siedziały w hotelu.
Rano jak zwykle rozpoczęliśmy trening. Na dobry początek 15 okrążeń na zewnątrz. Nie ma to jak biegnie z samego rana w okropnie mroźny dzień. Po skończonej sesji przyszedł czas na masaże i wreszcie na holotrener. Na rozgrzewkę dostaliśmy Rykers. Poszło całkiem nieźle. Podania wychodziły płynnie, a strzały były celne. Po udanym spotkaniu czekało nas jeszcze zadanie specjalne.
- Dobrze Snow Kids, jesteście w zadowalającej formie. Jutro ważny dzień, powalczymy o Puchar Galactik Football po raz trzeci. Wszyscy ciężko pracowaliście przez te miesiące. Mieliśmy wzloty i upadki, ale jednak przetrwaliśmy. Abyście lepiej zagrali, każdy rozegra indywidualny pojedynek z hologramem zawodniczki Paradisii. - oznajmił Rocket, po czym kolejno wchodziliśmy do maszyny. Poziom był wysoki. Przyglądałam się reszcie. Każdy miał swój sposób ogrania przeciwnika. Nie było to łatwe. Drużyna, chodź na pierwszy rzut oka niewinnych dziewczyn, okazała się być bardzo dobrze zgrana, wręcz synchroniczna, a ich styl gry był na wysokim poziomie. Byłam ostatnia w kolejce. Po jakimś czasie przyszła kolei i na mnie. Stanęłam na przeciw Niny 8. Starałam się być  skupiona na grze. Zadanie było konkretne; wywalczyć piłkę i jak najszybciej zdobyć gola. Futbolówka wystrzeliła. Udało mi się ją przejąć, lecz zaraz miałam towarzystwo. Ciężko było się utrzymać przy piłce. Przeciwniczka była nieustępliwa. W końcu udało jej się mnie ograć. Z nieprawdopodobną szybkością zaczęła biec w stronę mojej bramki. Wkurzyłam się. Zaczęłam ją gonić. Wyemitowałam Oddech. Z jego pomocą  przeleciałam przez pole gry. Stanęłam jej na drodze i wślizgiem  odebrałam futbolówkę. Biegłam jak najszybciej do przeciwnej bramki. Widząc, że siedzi mi na ogonie podbiłam wysoko piłkę i z przewrotu ją kopnęłam. Uderzyła z taką siłą, że kręcąc się w siatce zaczęła ją przepalać.
- Nie tym razem. - rzuciłam w stronę hologramu eksponując moje zadowolenie.
- Bardzo dobrze Alex. Pamiętaj by nie stać długo w jednym miejscu. One bardzo dobrze dryblują. - powiedział trener na zakończenie. Po wyjściu z holotrenera od razu sięgnęłam po wodę. Nareszcie mogłam odetchnąć.
Nie nacieszyłam się jednak długo spokojem. Z dna mojej kieszeni rozległ się dźwięk holofonu. Przewróciłam oczami i odebrałam. Moim oczom ukazała się sylwetka Artie'ego.
- Co jest? - spytałam.
- Bądź za kwadrans, tam gdzie zawsze. - powiedział krótko.
- Jasne. - odparłam.
                                    ***
Parę minut potem byłam już w wyznaczonym miejscu. Był to ten sam obskurny bar, co zwykle. Główną atrakcją był robot, opowiadający niesmaczne dowcipy. Ze ścian schodziła stara farba, a stoliki oddzielały wyburzałe zasłony. Udałam się do stolika na końcu, tam zastałam piratów.
- Więc, o co chodzi? Macie coś nowego?-zapytałam z miejsca.
- Tak, mamy dość sporo informacji o dziewczynach z Paradisji. - Zaczął Artie.
- Świetnie, mówcie.
- Maddox wyjawił nam, że to cyborgi zasilane multifluxem. - dokończył Bennett.
- Czyli to roboty. - stwierdziłam.
- Nie do końca. Cyborgi to pół ludzie pół maszyny. Zawodniczką wstrzepiono wiele mechanizmów i implantów, za pomocą których generują fluxa oraz potrafią błyskawicznie myśleć. - podsumował chłopak.
- A więc to musiały poświęcić...  - wywnioskowałam. -Ale jaki miały w tym cel? Nie wydaje mi się, żeby chodziło wyłącznie o puchar.
- Też tak myślę. Sądzę, że są narzędziem w czyichś rekach. Kogoś przebiegłego, kto dobrze wie co robi. - odparł Artie.
- Wybuch multifluxa na Paradisji, te dziewczyny, puchar to wszystko się ze sobą łączy i pasuje mi tylko do jednej osoby.
- Harris... - powiedzieliśmy jednogłośnie.
- Może szykować coś dużego, na skalę światową. Trzeba jak najszybciej go zgarnąć. -  odparłam.
- To wcale nie takie proste. On dobrze wie co robi i z pewnością nie da się tak łatwo złapać. - zauważa Bennett. Wtem rozlega się dźwięk mojego alarmu w holofonie.
- Ech... muszę lecieć. Za godzinę mam kolejny trening.  - powiedziałam wstając.
- Jasne, zmówimy się kiedy indziej. - odparł jak zawsze wesoło Artie. Chłopcy odprowadzili mnie kawałek. Szliśmy z tłumem, omawiając krótko jeszcze naszą sprawę.
- Dobra, to do następnego. - powiedziałam puszczając oczko. W odpowiedzi Artie odmachiwał szczerząc się szeroko. Odwróciłam się i poszłam w swoją stronę. Zrobiłam dosłownie kilka kroków, gdy za sobą usłyszałam hałas. Wytężyłam słuch. Brzmiało jak... roboty! Momentalnie odwróciłam się i pobiegłam w tę stronę. Tak jak podejrzewałam, chłopcy mieli kłopoty. Zostali otoczeni przez puszki Technoidu i oczywiście jedyne na co udało im się wpaść to śpiewanie Bennetta i wymachiwanie rękami. Rozejrzałam się dookoła. Musiałam szybko coś wykombinować. Było ich sześciu, więc zaatakowanie w pojedynkę było bez sensu. Musiałam jakoś odwrócić ich uwagę. Chwyciłam puszkę po napoju, którą miałam pod ręką i rzuciła w jednego z nich.
- Ej wy zakute łby! Tak do was mówię! Nieudolne koczkodany, nawet muchy byście nie ustrzelili! - wykrzyczałam. Roboty zwróciły się ku mnie i zaczęły maszerować.
- "Świetnie i co teraz?" - pomyślałam. Zaczęłam biec. Siedziały mi na ogonie. Szybko skręciłam w następną aleję. Była wyjątkowo zatłoczona. Udało mi się ich zgubić w tłumie. Pośpiesznie poszłam dalej. Niestety za chwilę z naprzeciwka pojawiły się dwie konserwy. Usłyszałam gwizd. Za mną, wysoko na taśmie ujrzałam piratów. Rzucili mi linę. Chwyciłam ją mocno. Szybko mnie wciągnęli na górę.
- Teraz jesteśmy kwita. - odparł Artie.
- Jasne. - odpowiedziałam i automatycznie się uśmiechnęłam.
- Spadamy, zaraz będzie gorąco. - powiedział Bennett wskazując zbliżającego się przeciwnika. Pobiegliśmy na wprost. Te upierdliwe roboty były naprawdę szybkie i co gorsza nie męczyły się w przeciwieństwie do nas. Zagoniły nas w ślepą uliczkę. Nie mieliśmy jak uciec. Kiedy znaleźliśmy się przy ścianie, postanowiłam zareagować. Wyciągnęliśmy broń i zaczęliśmy strzelać. Wysunęłam się w przód starając się strzelać jak najbardziej precyzyjnie. Położyliśmy trzech. Reszta przystąpiła do kontrataku. Nie wiedząc kiedy oberwałam w ramię. Osunęłam się na ziemię, lecz zaraz wstałam, by pomóc kolegom. Powoli kończyła się amunicja jednak nie poddawaliśmy się. Było naprawdę gorąco. Myślałam, że się z tego nie wywiniemy. Nagle trójka przeciwników padła na ziemię. Naszym oczom ukazali się Sonny i Corso.  Podbiegli do nas.
- Alex? Co ty tu robisz? - zapytał ojciec wyraźnie zaskoczony. Spojrzał na moje ramię. Jego wyraz twarzy gwałtownie się zmienił. Spojrzał na wprost mnie przeszywającym wzrokiem.
- Zadałem pytanie. - powiedział ostro. - Jak się tu u znalazłaś?
- Po prostu przechodziłam... - wydusiłam przez zęby, nie wiedząc co powiedzieć.
- I chcesz powiedzieć, że to wszystko przypadek?!
- Chciałam po prostu im pomóc. Chyba to oczywiste, że nie mogłam przejść obojętnie! - wykrzyczałam.
- Poradziliby sobie. Masz już nigdy więcej się nie angażować w nasze porachunki z Technoidem, to niebezpieczne. Został to piratom. - powiedział oschle.
- A to niby dlaczego?! Myślisz, że jestem takimi nieudacznikiem, ze sobie nie poradzę?! Przecież też mogłabym wam pomagać, być jedna z was! - warknęłam.
- Nie! Powiedziałem, masz trzymać się z daleka od tego!  - krzyknął.
- Co mi możesz zrobić?! Jeżeli zechce, nadal będę to robić, nawet ni będziesz wiedział kiedy! - odparłam pewna swego.
- Jeżeli jeszcze kiedykolwiek zrobisz coś podobnego, konsekwencje poniosą Artie i Bennett! - zagroził wskazując na nich. Znów ten nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Mogłam znieść wszystko jeżeli chodziło o mnie, ale nie mogłam pozwolić by komuś się oberwało za mnie. Nie znosiłam tego uczucia. Nie znosiłam kiedy ktoś dyktował mi warunki, kiedy mnie ograniczał.Nie znosiłam bezradności. Zacisnęłam dłonie w pięści i wrzasnęłam.
- Mam cię dość! - po czym odwróciłam się i zaczęłam biec. Oczywiste było, że zaczną mnie gonić, ale byłam szybsza. Zniknęła w tłumie. Przeszłam przez jakąś małą kafejkę. Nie miałam wiele czasu wiec szybko wrzuciłam holofon do donicy z rośliną. Wiedziałam, że nie mogę mieć go przy sobie, łatwo by mnie namierzyli. Rozejrzałam się dookoła i podbiegłam do portu. Wsiadłam w taksówkę. Udałam się na zachód Genesis. Najmniej znaną część planety.
Po jakiejś godzinie dotarłam do nowego osiedla. Składało się na nie mnóstwo nie wykończonych bloków. Były to surowe budynki, bez okien i drzwi. Nie było tu ani jednej żywej duszy. Weszłam do jednej z budowli. Zaczęłam wchodzić po schodach. Dotarłam na sama górę, na dach. Widać było stad cale osiedle, a w oddali nawet i miasto. Tu wreszcie miałam święty spokój. Mogłam być sama.
                               ***
Piraci od przeszło godziny szukali dziewczyny, niestety bezskutecznie. Początkowo podążali za lokalizacja holofonu, jednak odnajdując go w barze spostrzegli się, że ich przechytrzyła. Mijał czas. Przeszukali już większą a część planety, jednak bezowocnie.
- Masz pojęcie, gdzie ona może być? - zwrócił się do kolegi Artie bezradnym tonem.
- Niestety nie. Może być dosłownie wszędzie. - odpiarł Bennett.
- Jeżeli jej nie znajdziemy, Corso nas zabije. Gdyby tylko miała jakieś urządzenie, żeby można byli ją zlokalizować.
- Urządzenie... jasne! - powiedział blondyn. Kumpel spojrzał na niego pytająco.
- Jej naszyjnik.
- Przecież to mapa, a nie coś zapewniającego łączność. - zauważył.
- Tak, ale każdą elektroniczną rzecz można namierzyć.
- Wiec na co czekasz, działaj, a być może  może przeżyjemy do jutra.
Po kilku minutach chłopak już wiedział gdzie udała się Alex. Gdy dotarli na miejsce  sygnał zaczął słabnąć.
- Co jest? - spytał Artie.
- Straciliśmy sygnał, nie wiem dlaczego...  Ale jesteśmy już blisko.
- Dobra nie ma na co czekać. Rozdzielmy się, szybciej ją znajdziemy. Tak też zrobili.  Bennett zastanawiał się, co mogło spowodować utratę sygnału. Po chwili namysłu doszedł do wniosku, że może to być spowodowane wysokością, więc dziewczyna musi znajdować się gdzieś na górze.
                           ***
Nie wiem ile czasu już tu przesiedziałam, bezsensownie wpatrując się w dal. Mógłbym tu zostać. Nikt by mi nie dyktował co i jak mam robić. Kręciłam w palcach wisiorek od ojca, nie wiedząc czemu.Nagle z namysłu wyciągnęły mnie od glosy kroków. Były co prawda bardzo ciche, ale wychwytywane. Na posadzce ujrzałam cień.
- No już, zawiadom Corso, udało ci się mnie znaleźć. Na co czekasz. - powiedziałam nie odwracając wzroku.
- Nie zamierzam. - powiedział pirat. Usiadł obok i patrzył przed siebie.
-  Aha, czyli wolisz mi dowalić kazanie. - odparłam zrezygnowanym tonem. - nie usłyszałam odpowiedzi. Siedzieliśmy tak kilka minut w milczeniu. Irytowałao mnie to, bo nie byłam pewna co zamierza tym osiągnąć.


- Rozumiem cię. - rzucił krótko. Odwróciłam się zdziwiona.
- Myślałam, że jesteś po stronie mojego ojca i zaraz dowalisz jakąś pouczającą gadkę. - powiedziałam.
- Nie jestem po niczyjej stronie. Pozatym nie powiedziałem, że masz rację, tylko, że cię rozumiem.
Zdziwiłam się. Zabawne, nawet nie miałam co odpowiedzieć.
- Ja też lubię pobyć sam. Ma się święty spokój i niczym nie trzeba się przejmować. - dodał pokrótce.
- Ja poprostu nie lubię, jak ktoś mnie skreśla od razu i narzuca warunki. - odparłam marszcząc brwi.
- Spójrz na to trochę inaczej. Prawda, Corso nie należy do wylewnych ludzi, jest bardzo konkretny i raczej twardy, ale przez swoje zachowanie wyraził porostu to, że martwi się o ciebie. Postaw się w jego sytuacji; dopiero co poznał swoją jedyną córkę, a ona od razu pakuje się w kłopoty. Odsunął cię od piratów nie dlatego, że jesteś nieporadna, bo nie jesteś, tylko dlatego, żebyś znów nie oberwała.
Zrobiło mi się głupio. Nie pomyślałam o tym. Znów moje wygórowane ambicje były na pierwszym miejscu, a zapomniałam o tym, że ktoś może się o mnie martwić. Źle też oceniłam Bennetta. Może nie jest takim małomównym idiotą za jakiego go miałam.
- Masz rację... Narobiłam bałaganu, znowu. - przyznałam.
- Daj spokój, każdy popełnia błędy. Nie wiem, czy dobrze mówię, ale chyba jutro ktoś tu ma jutro Puchar do wygrania.
- Masz rację. Pewnie i tak mi się oberwie za nieobecność na treningu, ale nie mogę zawieść drużyny.
- Więc chodź. - wstał i podał mi rękę. Poszedł przodem.
- Bennett... - powiedziałam cicho. On odwrócił się.
- Tak?
- Przepraszam... No wiesz, za to, że byłam taka wredna w stosunku do ciebie.
- Nic nie szkodzi. Może ci to kiedyś daruję. - powiedział z uśmiechem. Również się zaśmiałam. Zeszliśmy z budynku i udaliśmy się na spotkanie z Artie' em.   
******************************************************************************
Wreszcie jest xD. Tak wiem, że długo nie pisałam, ale nie miałam weny i czasu ;).

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 9.

                                                9. Niech żyje zgrabność.
W szatni słychać było rozmowy. Dyskusja dotyczyła oczywiście meczu. Drobne pretensje, zrzucanie winy, sugestie "co by było gdyby..." wymienione zostały między wszystkimi członkami drużyny. W tej dość napiętej atmosferze oczekiwaliśmy przyjścia trenera. Siedziałam na ławce i przysłuchiwałam się tym wszystkim wyrzutom. W miarę jak oni głośniej się docierali kończyła się moja cierpliwość. W końcu wstałam i postanowiłam wziąć sprawy we własne ręce.
- EJ! - wrzasnęłam. Zdezorientowani koledzy zamilkli i zwrócili ku mnie wzrok.
- Nareszcie. - odetchnęłam na zapadłą ciszę. - Słuchajcie. Weźcie się w końcu w garść. To prawda - schrzaniliśmy pierwszą połowę, a w szczególności początek. W OGÓLE się nie zgraliśmy, a Shadowsi robili z nami co chcieli, ale zauważcie  W Y R Ó W N A L I Ś M Y, więc jeszcze nie wszystko stracone. Po prostu musimy zastosować lepszą taktykę, pomyśleć, a nie roztrząsać to co było.
- Dobrze powiedziane. - zza moich pleców usłyszałam głos. Momentalnie odwróciłam się i zobaczyłam Rocketa. Zrobiło mi się trochę głupio, w końcu przemawiać powinien trener, ale z drugiej strony ktoś powinien ich uciszyć, więc nie zrobiłam nic złego.
- Słuchajcie Snow Kids, jak już zauważyła to Alex to z pewnością nie była dobrze rozegrana połowa. Shadows są przygotowani lepiej niż nam się zdawało. Musimy ich zaskoczyć. Czy ktoś ma jakieś sugestie? - podsumował. Każdy zastanawiał się co może okazać się kluczem do zwycięstwa.
- Wiem. - odezwał się D'jok. - Płynnością podań, szybkimi wymianami między sobą.
- Tak, trzeba się trochę z nimi pobawić i szybko kontratakować. - dodał Mark.
- Dobrze rozplanujmy ustawienie na boisku, by zawsze była sposobność do podania. - odparł Thran.
- Starajcie się przeprowadzić wszystko zwinnie, by zmęczyć przeciwnika, a Alex i D'jok niech strzelają mocno, precyzyjnie, by bramkarz nie miał szans. - podsumował trener. Wszystko już było jasne. Nadszedł czas drugiej połowy. Wlecieliśmy na boisko. Wokół słychać było wyraźne wiwaty pod naszym adresem. Fani gorąco nam kibicowali. Nie mogliśmy ich zawieść. Przegrana meczu towarzyskiego co prawda nic nie wnosiłaby do rozgrywek finałowych, ale załamałaby fanów, skreśliliby nas Ustawiliśmy się na pozycje. Futbolówka wystrzeliła. D'jok przejął ją i podał Markowi. Od razu zastawił mu drogę zawodnik Cieni. Chłopak przerzucał piłkę z nogi do nogi. Przeciwnik był zdezorientowany. W końcu chłopak przepuścił mu ją między nogami. Podał na lewo do mnie. Ominęłam pomocnika bez większych trudności. Blisko pola karnego dwaj obrońcy postanowili podwójnym wślizgiem odebrać mi piłkę, jednak w porę wzbiłam się w górę i podałam Tii, która z przewrotki kopnęła piłkę tuż pod poprzeczkę. Wynik, podobnie jak moich kolegów, bardzo mnie satysfakcjonował. Zaskoczenie, które malowało się na twarzach przeciwników było bezcenne. Po prostu pogubili się. Ponownie ustawiliśmy się. Gra została wznowiona. Przy piłce aktualnie znalazł się Thran. Zręcznie podał D'jokowi. Rudy bez trudu ominął Rittę i podał do mnie. Szybko otoczyło mnie trzech Cieni. Podałam Mei. Obok niej biegł Sinedd usiłując odebrać jej piłkę.
  

 Jednak ona przed samą bramką podała D'jokowi, który zdobył gola.
- Nie zadzieraj ze mną. - odezwała się do Sinedda. Widać było złość na jego twarzy. Ten człowiek nie znosił przegrywać.  Długo jeszcze posyłał Mei groźne spojrzenie, miałam jakieś dziwne przeczucia.
Do końca meczu zostało kilka minut. Nie odpuściliśmy tępa. Nasze  akcje były dynamiczne i szybkie. Shadows byli zmęczeni, nie mieli chwili oddechu. Taktyka okazała się być bardzo skuteczna. Rozpoczęła się prawdopodobnie ostatnia akcja tego spotkania. Przy piłce była Tia. Dryblując przeszła obrońców i podała Mei. Ona rozpędzona biegła w stronę bramki, gdy ni stąd ni zowąd pojawił się Sinedd. Wyskoczył w jej stronę za pomocą Smogu. Zderzyli się. Perfidnie się jej wystawił by ją sfaulować. Leżała na murawie zwijając się z bólu. Czułam jak się we mnie gotuje. Podbiegłam do Sinedda i popchnęłam go.
- Co ty sobie wyobrażasz! - wrzasnęłam i już miałam zaserwować mu sierpowego, gdy za nadgarstek złapał mnie D'jok.
- Nie warto. - powiedział. Posłał czarnowłosemu zabójcze spojrzenie. Pewnie sam miał ochotę mu dowalić, ale takie zachowanie było niedopuszczalne na boisku. Spojrzałam na kuzynkę. Tia pomogła jej wstać.
- W porządku? - spytałam jednocześnie z rudym.
- Przeżyję. - odparła Mei robiąc dobrą minę do złej gry. Niedługo po tym zabrzmiał dzwonek kończący mecz. Zakończyliśmy spotkanie wynikiem 3:1.  Pokazaliśmy klasę, ośmieszając przeciwników.
Gdy dotarliśmy z powrotem do naszego hotelu Dame Simbai zajęła się Mei. Stałam przed naszym pokojem w oczekiwaniu na nią.
- Czy wszystko z nią dobrze? - zapytałam, gdy w końcu wyszła.
- Tak, nie ma powodu do niepokoju. Co prawda zderzyła się z dużą siłą, ale nie doznała trwałych urazów. Podam jej pewne lekarstwa i do jutra ból powinien ustąpić. - zapewniła mnie lekarka. Zaraz po tym w drzwiach pojawili się D'jok i Micro-Ice, który chodził o kulach.
- Co z Mei? - zapytał od progu rudy.
- Wszystko jak należy, zresztą niech sama ci powie. Jest w naszym pokoju. - oznajmiłam wskazując drzwi za mną.
- Chodź Micro-Ice. - zwrócił się do kolegi rozkazująco.
- Wiesz co... ja mam pewną sprawę do obgadania z Alex. - kręcił czarnowłosy.
- Sprawę? Jaką sprawę?- pytał zdziwiony zielonooki.
- No wiesz... Tajniki bycia najlepszym napastnikiem... itp... - zbywał go nadal, puszczając mi oczko na co niedyskretnie parskłam śmiechem.
- No idź, zaraz do ciebie dołączy. - poganiałam chłopaka. Rudy wszedł w końcu do środka. Spojrzałam na Micro i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- "Tajniki najlepszego napastnika." - zacytowałam przez śmiech.
- Zapewne byś wymyśliła coś lepszego? - zapytał retorycznie.
- Na pewno. - przekomarzałam się. -  Na serio masz jakąś sprawę?
- Nieeee.
- Więc o co chodzi?
- No nie udawaj, że nie zauważyłaś. - posłał mi wymowne spojrzenie.
- Co niby miałabym zauważyć? - nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi.
- No Mei i D'jok... Coś ci świta?
- No chyba nie myślisz, że...
- Tak, tak właśnie myślę. - odparł oczekując na moją reakcję. Wtedy zrozumiałam.
- Nie gadaj. Myślisz, że coś z tego będzie?
- Przecież ci mówię. Zresztą sama się przekonaj. - wskazał drzwi pokoju.
- No chyba nie zamierzasz ich podsłuchiwać. - zapytałam, na co on posłał mi cwaniacki uśmieszek.
- No przestań. Zrobimy to dyskretnie. - zapewniał mnie.
- W szczególności ty ze skręconą kostką. - zauważyłam.
- Pękasz? - powiedział prowokująco.
- Ja? Nigdy. - odparłam z oburzeniem.
- No więc chodź. - złapał mnie za rękę i zaprowadził pod drzwi. Tak wiem, to było dziecinne, ale nie lubię jak mi się zarzuca tchórzostwo. Drzwi były lekko uchylone, także bez problemu można było zobaczyć wnętrze pokoju.
Mei i D'jok siedzieli na łóżku, rozmawiali. Przyjrzałam się dokładnie kuzynce, była jakaś taka inna... nadzwyczaj rozpromieniona, a D'jok złapał totalną zawiechę.
- Widzisz, a nie mówiłem? - szepnął Micro.
- Cicho. Nic nie słyszę przez ciebie.
- To chodź trochę bliżej.
- Daj spokój, zaraz nas zauważą! - zaprotestowałam. Oczywiście mnie nie posłuchał i mocniej oparł się o drzwi. Zachwiał się i stracił równowagę. Kula wymknęła mu się z ręki. Próbowałam go złapać, ale nie dałam rady go utrzymać i oboje runęliśmy z hukiem na podłogę. Oni momentalnie skupili wzrok na nas.
- Alex..? - odezwała się Mei.
- Micro-Ice... - mruknął D'jok posyłając mu piorunujące spojrzenie.
- Wiem, że to może głupio wygląda, ale to nie jest to oczym myślicie. - zaczął chłopak z głupkowatym uśmieszkiem.
- Naprawdę? Czyli mam rozumieć, że przytulałeś drzwi, żeby nie czuły się samotne, tak? - spytał retorycznie rudy.
- Niezupełnie... bo widzisz...
- Chcieliśmy wejść do środka i w drzwiach podwinęła się sierocie noga i upadł, a że ja byłam w pobliżu to próbowałam go złapać. - wydusiłam jednym tchem.
- Tak, dokładnie tak było. - dodał czarnowłosy nerwowo potakując głową.
- Więc skoro już wszystko jasne to nie będziemy wam przeszkadzać. Prawda Micro-Ice?! - zakończyłam wyraźnie akcentując jego imię. Pomogłam mu wstać i wyszłam szybkim krokiem. Gdy byliśmy już na korytarzu dobre kilka metrów od pokoju, strzeliłam mu dłonią w czoło.
- Ty i te twoje pomysły. Nie mogłeś tego zrobić dyskretniej. Wyszliśmy na idiotów.
- Nie dramatyzuj, zapomną. Myślę, że kupili tą wersję z upadkiem. - odparł nie przejmując się absolutnie zdarzeniem.
- Miejmy nadzieję, chociaż w to wątpię. Nieważne.
- Przynajmniej masz pewność, że cie nie wkręcałem.
- Przyznaję, że gdybym ich wtedy nie zobaczyła nie uwierzyłabym. - zgodziłam się z nim. - Idę się przejść, później pogadamy.
- Okay, okay. To do zobaczenia później. - pożegnał się.
                                                                             ***
Spacerowałam już tak z dobre 20 minut. Wokół mijałam wielu ludzi, wambasów, rykersów. Genesis zdawało się nie mieć końca. Wszędzie było pełno wszystkiego: stoisk, statków, reklam, robotów. Zaczęłam tęsknić za Akillianem. Tam przynajmniej miałam ciszę i spokój. Można było pomyśleć, a tu nie mogłam się w ogóle  skupić. Nagle coś przykuło moją uwagę. Zauważyłam w tłumie znajomą twarz. Podeszłam bliżej. Między tłumem dostrzegłam... Marka. Tak to na pewno on. Rozmawiał z jakąś dziewczyną. Po chwili spostrzegłam, że to Nina 8 z drużyny Paradisji. Ale... skąd oni się właściwie znają. Rozmawiali o czymś, lecz nie wiedziałam o czym. Chciałam podejść bliżej i wtedy przeszła mi przez głowę myśl.
- "Brawo Alex, znowu pakujesz się w nie swoje sprawy".
Wahałam się przez moment, lecz doszłam do wniosku, że może być to coś poważnego. Zdecydowałam się podejść bliżej.
- Powiedz mi, dlaczego się chowasz? Nie odbierasz telefonów, nie chcesz się ze mną widzieć... Co się dzieje? - wypytywał podirytowany chłopak wpatrując się w nią.
- Przykro mi Mark, ale już nie możemy się spotykać. Musimy zakończyć tę znajomość. - powiedziała blondynka ze łzami w oczach. Zaraz po tym wybiegła. Za nią wyleciał Mark. Nina wsiadła do taksówki i odjechała pospiesznie. On nie zdążył jej dogonić. Zrezygnowany odszedł.
- "Co tu jest grane?" - zastanawiałam się. Bez zwłoki zamówiłam taksówkę i poleciałam za dziewczyną. Po głowie chodziło mi mnóstwo myśli. To wszystko nie miało sensu. Z zamyśleń wyrwał mnie kapelusz, którym dostałam prosto w twarz. Złapałam go. Przyjrzałam się dokładnie. Ciemny, wysoki cylinder z jaśniejszym paskiem. Już po chwili wiedziałam do kogo należy.
- " Bennett... ale skąd ulicha on się tu wziął? - pomyślałam. Czyżby piraci też węszyli w okolicy?
Dotarłam na miejsce. Na końcu ulicy ukazał mi się potężny budynek. To nic innego jak hotel drużyny Paradisji. Założyłam kapelusz na głowę i poszłam w jego kierunku. Od kilku dni nie wiedzieć czemu był on pod ścisłą ochroną, a zawodniczki nie opuszczały jego murów. Przed wejściem stały dwa potężne, dobrze uzbrojone roboty- strażnicy, a okna były zasłonięte żelaznymi roletami, jedyne te na samej górze ich nie posiadały. Nie wiedziałam za bardzo co robić, od czego zacząć. Hotel przypominał twierdze nie do zdobycia.
- "Myśl jak pirat, myśl jak pirat." -powtarzałam sobie. Rozejrzałam się wokół. Na rogu, niemalrze przy samej ścianie budynku rosło drzewo. Było dość wysokie, tak, że jego gałęźie sięgały do najwyższego okna. Westchnęłam ciężko.
- Mnie to chyba już do reszty porąbało. " - powiedziałam do siebie. Dyskretnie podeszłam do drzewa. Obeszłam roślinę z każdej strony i zaczęłam się wspinać. Nie przychodziło mi to łatwo, ale powoli, powoli posuwałam się na przód. Po kilku minutach znalazłam się jakieś 8 metrów nad ziemią. Usiadłam na rozłożystej gałęzi całą zadyszana. Stąd już nikt mnie nie mógł dostrzec, liście idealnie zasłaniały konary. Postanowiłam chwilę odpocząć. Oparłam się o pień  i zamknęłam na moment oczy. Ciszę przerwał mi szmer, dochodzący z innych gałęzi. Momentalnie zerwałam się na równe nogi, bojąc się, że ktoś chce mnie zaatakować. Zaczęłam się cofać rozglądając się wokół. W pewnym momencie źle postawiłam nogę i straciłam równowagę. Zaczęłam spadać. Ogarnęło mnie przerażenie, nie wiedziałąm co robić. Pomyślałam, że nie wyjdę z tego cało, gdy w ostatniej chwili ktoś złapał mnie za ręce i pociągnął do siebie. Jak już stanęłam na równe nogi spostrzegłam się, że pomogli mi Bennett i Artie.
- Co wy tu robicie? - rzuciłam niemalże od razu.
- Raczej co ty tu robisz. - odparł Artie.
- Byłam świadkiem rozmowy Niny i Marka. Jej zachowanie wydało mi się dziwne, więc zaczęłam ją śledzić. Wpadłam na pomysł, żeby wejść na drzewo, by dostać sie do najwyższego okna. - wyjaśniłam w dużym skrócie.
- Wow, świetnie to zaplanowałaś, nadawałabyś się do pira... - nie dokończył, ponieważ Bennett go szturchnął i przecząco kiwnął głową. - ale nie zmienia to faktu, że to niepezpieczne i nie powinnaś tego robić. - sprostował. Zmarszczyłam brwi i odparłam patrząc wprost na Bennetta.
- Nie musicie się o mnie martwić, nie jestem dzieckiem i wiem co robię. Może zamiast zastanawiać się nad tym kto co powinien robić, ruszymy się wreszcie i dokończymy to co zaplanowaliśmy. - ruszyłam na przód i wcisnęłam chłopakowi kapelusz. - To chyba twoje. - rzuciłam i zaczęłam się wyżej wspinać. 
- Stary, ona nie jest taka jak reszta dziewczyn, to wojowniczka, którą właśnie udało ci się wkurzyć. - śmiał się rozbawiony całym zdarzeniem Artie.
Po jakichś 15 minutach doszliśmy do gałęzi na szczycie. Z niej był doskonały widok na okno zawodniczek. Mieliśmy szczęście. W pokoju stały kłócące się bliźniaczki.
*********************************************************************************
Ciąg dalszy nastąpi ;). Przepraszam, że z opóźnieniem, ale nie mam za wiele czasu na pisanie ( uroki 3 gimbazy). W najbliższym czasie postaram się napisać następny rozdział :P