sobota, 25 października 2014

Rozdział 5.

                                                    5. Rodzinne sekrety.
 Ze snu wybudziły mnie czyjeś kroki. Otworzyłam zaspane oczy. Czerwone cyfry na holozegarku wskazywały godzinę 3.12. Zdziwiona zaczęłam rozglądać się po pokoju.
- "Kto u licha łazi po nocy?" - myślałam. Na sąsiednim łóżku zobaczyłam Mei. Siedziała plecami do mnie wpatrując się w okno. Zwlekłam się ze swojego łóżka i usiadłam obok.
 

- Co jest? - zapytałam.
- Nic, w porządku. - oznajmiła zaskoczona moim widokiem.
- Nie ściemniaj, przecież widzę, że coś cie gryzie. Kilka dni temu już to zauważyłam.
- Ech.. .- wzdycha ciężko.-  Bo chodzi o to, że... nasza drużyna, że my nie jesteśmy już tak zgrani jak kiedyś. Każdy ma swoje sprawy, zmartwienia... rozpadamy się i to przeze mnie.
- Że co? Dlaczego niby przez ciebie?
- Przez moje odejście z drużyny na rzecz Shadows.
- Przecież nie tylko ty odeszłaś; D'jok i Yuki również dołączyli do przeciwnych drużyn. - protestuję. Na chwilę zapada cisza. Kładę rękę na ramieniu kuzynki.
- Ale nie chodzi tylko o drużynę, prawda? - zauważam. Nic nie odpowiada. Czuję, że chciałaby mi powiedzieć, ale jest jej ciężko.
- W porządku, nie musisz mówić. Jeżeli będziesz chciała o tym kiedyś pogadać to wiesz, gdzie mnie szukać. - mówię puszczając oczko.
- Dzięki Alex. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. - odpowiada i przytula mnie. Miałam wrażenie, że potrzebowała tego, by ktoś ją wysłuchał.
- Dobra, chodźmy już spać.  Chyba nie muszę ci przypominać o jutrzejszym treningu.
- Racja, odsypiać na treningu może tylko Ahito.
Śmiejemy się cicho. Wtuliłam się w kołdrę i niemalże od razu zasnęłam.
Punktualnie o 6.00 rozległ się niemiłosierny dźwięk budzika. Tia przeciągła się i wstała.
- Ej dziewczyny, co z wami? Wstawajcie! - budzi nas. W odpowiedzi rozlega się tylko nasz niewyraźny mamrot niezadowolenia.
- Co z nimi? - dziwi się białowłosa. Po kilku próbach udaje jej się nas wybudzić. Ubieramy się i idziemy na trening. Trochę się spóźniłyśmy, ale Tia usprawiedliwiła nas przed Rocketem. Gdy pojwiliśmy się na boisku rozległ się głos trenera.
- Dobrze Snow Kids, zagracie dzisiaj w zbijaka.
"W zbijaka?" Dziwią się wszyscy. Dzielimy się na dwie drużyny.  W mojej jest Thran, Micro-Ice i Mei. W przeciwnej D'jok, Ahito, Tia i Mark. Czerwone linie zaczynają tworzyć kwadrat przedzielony na pół.
- Alex, może zaczniesz. - proponuje Rocket.
- Z miłą chęcią. -  odpieram chwytając piłkę. Wznoszę się za pomocą oddechu i rzucam w Tię.
- To za dzisiejsze budzenie. - mówię. Ona podaje piłkę Ahito, który rzuca w Micro. On zaś celuje w Marka. Pomocnik wyrzuca futbolówkę w moją stronę. Jednak zanim się spostrzegłam przechwyciła ją Mei, ratując mi tyłek. Cwaniacko się uśmiechnęła i rzuciła w rudego. Ten niczego się nie spodziewając dostał w plecy. Świetnie bawiliśmy się podczas tej gry. Była taką odskocznią od codziennej monotonii. Po 45 minutach zakończyliśmy trening.
- Dobra robota. Dobrze, że ze sobą współpracujecie, ten trening właśnie to pokazał. Dzisiaj macie wolne do końca dnia ponieważ jutro wylatujemy na Genesis. Finał czeka nas już za tydzień, więc od jutra bierzemy się ostro do pracy. - kończy przemowę, po czym każdy wychodzi. Biorę prysznic po treningu i ubieram się.
- Mei, idę pożegnać się z rodzicami przed wyjazdem, idziesz ze mną? - pytam.
- Wiesz co ja idę teraz pożegnać się ze swoimi.
- Ok, to spotkamy się po południu w akademii.
- Jasne.
Założyłam płaszcz i wyszłam. Na Akillianie było dziś wyjątkowo zimno. Śnieg padał od samego rana. Droga mninęła mi szybko Cicho weszłam do domu i właśnie miałam krzyknąć "jestem", gdy usłyszałam kłótnie. Podeszłam bliżej, do drzwi salonu. Były uchylone.
- Musimy jej to w końcu powiedzieć! - powiedział mój tata.
- Nie, nie może się dowiedzieć! Rozumiesz?! Nie może. - odezwała się moja mama.
- Avalone, jak długo zamierzasz jeszcze to ukrywać?! Musi poznać prawdę! Śłyszysz, musimy jej powiedzieć, że nie jestem jej ojcem!
W tym momencie poczułam jak lodowaty dreszcz przeszywa całe moje ciało. " Nie jestem jej ojcem" te słowa dudniły mi w głowie. Uderzyłam w drzwi i weszłam do środka patrząc na zaskoczonych rodziców. Byli bladzi. Od momentu mojego przyjścia zapadła nieznośna cisza.
- Co to ma wszystko znaczyć! - mówię z ogomną irytacją i pomieszaniem w głosie. - Jak to nie jesteś moim ojcem, co tu jest grane?!
- Alex... ja.. naprwadę chciałam ci powiedzieć, ale.. - odzywa się mama łamiącym głosem.
- Więc to prawda... - powtarzam z niedowierzaniem. -  Ile jeszcze zamierzaliście to ukrywać, co?! Myśleliście, że się nie dowiem?! Kto nim jest?! Kto jest moim prawdziwym ojcem?!
- Kochanie... - próbuje mnie zbyć mama.
- Mów, chcę to wiedzieć! - Krzyczę.
- Jest nim, pewien pirat... nazywa się Corso...
Cofam się kilka kroków do tyłu kiwając głową z niedowierzaniem.
- Jak mogliście to ukrywać?! Tyle lat?! Nie wierzę...  - mówię i rzucam się do ucieczki. Wybiegam z domu słysząc za sobą głosy rodziców. Biegnę jak najszybciej, ile sił w nogach. Nie patrzę przed siebie. Śnieg wieje mi w twarz, a z oczu mimowolnie płyną łzy. Zmierzam w dobrze znane mi miejsce, daleko stąd.
   
                                                                        ***
W tym samym czasie.
Mei wbiega z pośpiechem do akademii. Właśnie się dowiedziała o zniknięciu Alex. Miała nadzieję, że znajdzie ją w pokoju jednak się myliła. Usiadła na łóżku. Rozmyślała gdzie może być jej kuzynka. Nagle przypomniała sobie o jednej rzeczy. 5 lat temu, przyprowadziła ją w okolice stadionu. Powiedziała, że lubi tu przychodzić żeby pomyśleć. Jako jedna z niewielu nie bała się tego, że stadion nie jest nawiedzony. Mei zerwała się na równe nogi. Zaczęła szukać członków drużyny, by pomogli jej szukać. Chodziła od drzwi do drzwi. Nikogo nie było. Tia i Rocket pojechali gdzieś razem, Thran i Ahito nagrywali swój program, Mark wyszedł razem z Micro-Icem do parku rozrywki. Zrezygnowana dziewczyna podeszła do ostatnich drzwi. Prowadziły one do pokoju D'joka. Był zdziwiony widokiem Mei, lecz nie zdążył o nic zapytać, bo ona go wyprzedziła. Opowiedziała, co się stało.
- (...) teraz nikt nie wie gdzie jest, ale wydaje mi się, że poszła w swoje ulubione miejsce, obok stadionu. Zawsze tam chodzi, gdy ma jakiś problem. - kończy wyjaśniać długowłosa.
- Dobrze, więc chodźmy trzeba ją znaleźć.
Wyszli jak najszybciej w stronę stadionu.
- Wcale jej się nie dziwię, że uciekła. - odzywa się zielonooki. - po 20 latach dowiedziała się, że facet, który ją wychował nie jest jej ojcem. A powiedzieli jej, kto nim jest?
- Tak... wiedzieli o tym tylko ciocia Avalone, jej mąż i moja mama. Nie wiem, dlaczego i jak to wszystko się zdarzyło, ale ojcem Alex jest... Corso. - mówi dziewczyna.
- Corso? - rudy zatrzymuje się z wrażenia.
- Tak, też byłam strasznie zaskoczona. Nie wiedziałam, że chodził z mamą Alex.
- Ja nie wiedziałem, że był kiedykolwiek z kimś związany. Sama wiesz jaki jest, zawsze chłodny i konkretny.
- Może właśnie przez to taki jest. Być może nawet nie wie, że ma córkę. Nieważne, ważne, żeby ona się odnalazła, co jeśli jej tam nie znajdziemy? - mówi posmutniała. Na jej twarzy widać było wielki smutek.
- Nie martw się Mei, znajdziemy ją. - pociesza dziewczynę i obejmuje D'jok.
                                                                         ***
Siedzę tu już od jakiegoś czasu, bezsensownie wpatrując się w otaczający mnie krajobraz. Z tej skarpy widać stadion i całą okolicę. W mojej głowie kołatają się myśli. Próbuję sobie przyswoić to wszystko, jednak nie potrafię, po prostu nie mogę. Chciałabym, żeby zatrzymał się czas i żeby mogła tu zostać już na zawsze. Słyszę coś za sobą. Nie wiem czy to moja wyobraźnia, czy ktoś tu po mnie przyszedł. nie, to nie możliwe przecież nikt nie zna tego miejsca. W tej samej chwili z rozmyśleń wyciąga mnie głoś Mei.
- Alex!- woła z radością i troską jednocześnie. Biegnie do mnie i mocno mnie obejmuje.
- Dobrze, że jesteś. - mówię cicho.
Podnosimy się ze śniegu. Patrzę nieobecnie w podłoże. Nikt nic nie mówi. Czuje się strasznie pusta. Docieramy wreszcie do akademii. Wchodzę do pokoju i siadam na łóżku. Spodziewam się że zaraz wejdzie moja kuzynka i zacznie o wszystko wypytywać, jednak zamiast niej wchodzi D'jok. Staje przy oknie na przeciw mnie. Początkowo nikt nic nie mówi, a ja wbijam wzrok w podłogę.
- Słuchaj, wyobrażam sobie co czujesz, w końcu też niedawno dowiedziałem się o istnieniu mojego ojca. - zaczyna.
-  Tak, ale ja miałam ojca. A teraz mówi mi, że nie jestem jego córką. Nie wiem sama co mam o tym myśleć.
- Przede wszystkim musisz porozmawiać o tym z mamą, ona ci wszystko wyjaśni.
- A mój biologiczny ojciec?  Wie w ogóle o moim istnieniu, czy po prostu mnie nie chciał...
- Znam Corso dosyć dobrze. powiem ci, że jesteś do niego podobna, odważna, bystra, zdecydowana i twarda. Jeżeli tylko będziesz chciała, porozmawiam z moim tatą i zobaczysz się z Corso.
- Dzięki D'jok za to że przyszedłeś. Muszę to teraz przyswoić i porozmawiać z matką.
- Polecam się na przyszłość. - Mówi uśmiechając się i kładąc mi rękę na ramieniu. - Pamiętaj jesteśmy drużyną i gramy do jednej bramki.
Zaraz po tym jak wyszedł weszła Mei. Porozmawiałam z nią szczerze i wyrzuciłam z siebie wszystko, co mnie trapiło.
Była godzina 16.05. Zebrałam się w końcu i postanowiłam, że muszę porozmawiać z mamą i wyjaśnić sobie wszystko. Ubrałam się i wyszłam.
********************************************************************************
Tak wygląd następny rozdział ;), mam nadzieję, że się spodoba :).

1 komentarz:

  1. Fabuła twojego opowiadania bardzo mi się podoba!!!! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Napisz mi na moim blogu o nowym... na pewno przeczytam i skomentuje!!!!
    Pozdrawiam niusia!!!! :)
    niusia-1998.blog.pl

    OdpowiedzUsuń