środa, 25 lutego 2015

Rozdział 11.

                                                          11. Finałowa walka.
Corso szedł pewnym krokiem,w milczeniu. To była kolejna pusta ulica i znów nic, i znów pusto... ani śladu Alex. Nerwowe myśli krążyły mu po głowie. Z każdym krokiem coraz bardziej dopadało go poczucie winy. Nie dawało mu to spokoju. Nagle zatrzymał się i ciężko wzdychnął.
- To nie ma sensu. Nie znajdziemy jej...
- Spokojnie, na pewno niedługo się znajdzie. - pocieszał go Sonny.
- Nie powinienem tak reagować, ale... W ogóle nie mogę się w tym wszystkim odnaleźć...chyba nie umiem być dobrym ojcem...
- Gdybyś nim nie był, nie martwiłbyś się tak o nią i nie zareagował w ten sposób.
- Chciałem tylko żeby była bezpieczna. Sam wiesz, że bycie piratem jest ryzykowne.
- Doskonale cię rozumiem, ale postaw się również w jej sytuacji; jest młoda pełna zapału i energii. Poza tym pomogła chłopakom, nie każdy by się zdobył na coś takiego.
- Tak to prawda. Jest niezwykle odważna. Byłaby dobrym piratem... - odparł Corso, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Więc, może daj jej szansę. Siłą i tak jej nie zatrzymasz. Spróbuj po prostu z nią porozmawiać. - poradził mężczyzna przyjacielowi. Nagle holozegarek na jego nadgarstku zaczął dzwonić. Odsłonił szybko rękaw i nacisnął przycisk.
- Sonny, znaleźliśmy Alex. - zakomunikował Bennett.
- Świetna wiadomość. Spotkamy się w centrum, przy barze. - rzucił krótko. Corso usłyszawszy dobre wieści poczuł wielką ulgę. Wiedział jednak, że czeka go jeszcze rozmowa z córką.
                                                                    ***
Szłam z chłopakami już dobre pół godziny. Początkowo milczeliśmy, jednak Artie szybko rozluźnił atmosferę. Resztę drogi upłynęło nam na rozmowie. Myślami jednak byłam gdzie indziej. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać to, jakie będą konsekwencję mojego postępowania. Podliczmy; nie byłam na najważniejszym treningu tuż przed finałem, za co pewnie Rocket urwie mi głowę, wyrzuciłam holofon, przez co nie było ze mną łączności, więc pewnie Mei mnie zabije, a no i oczywiście piraci zmarnowali mnóstwo czasu na szukanie mnie, a zatem ojciec pewnie mnie dobije. Super, żyć nie umierać. Ciekawe co ja mu teraz powiem...
                                                                   ***
W końcu to musiało się stać. Dotarliśmy na wyznaczone miejsce, tam już na nas czekali. Sonny na nasz powiedział uśmiechając się.
- Dobrze, że już jesteście. Artie, Bennett, chodźcie ze mną. - powiedział na co oni kiwnęli głową i wyszli. Stanęłam na wprost ojca. Jego twarz była poważna, bez głębszego wyrazu, zresztą jak zwykle. Nastała cisza, która dosłownie doprowadzała mnie z każdą chwilą do szału.
- Posłuchaj... Ja... Chciałam/łem tylko powiedzieć... Wyjaśnić... Echh.. - powiedzieliśmy dosłownie jednocześnie, słowo po słowie.
- Posłuchaj mnie Alex... - zaczął.
- Tak wiem zawaliłam na całej linii, zachowałam się jak rozpuszczona 6-latka i egoistka... - powiedziałam jednym tchem.
- Ej zaczekaj. Ja również zawaliłem sprawę. - przerwał mi. - Nie powinienem cię szantażować w taki sposób i ograniczać, w końcu jesteś już dorosła. Poza tym postąpiłaś szlachetnie pomagając Artie'emu i Bennettowi, jak prawdziwy pirat.
Postawiłam oczy ze zdziwienia. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Pomimo tego, że  to była w większości moja wina i tego jak się zachowałam on potrafił mnie przeprosić.
- To nie twoja wina, po prostu martwiłeś się o mnie. Ojcowe tak robią... - odparłam i uśmiechnęłam się. On wyciągnął rękę na zgodę.
- Leć już do Akademii, bo o ile dobrze pamiętam to jutro grasz w finale.
- O ile trener mnie nie zabije za nieobecność na najważniejszym treningu. - powiedziałam przez śmiech.
- ... I pamiętaj, że teraz jesteś jedną z nas. - rzucił jeszcze jak wsiadałam do promu. Na co ja przytaknęłam. Cieszyłam się, że tak to się potoczyło. Może faktycznie trochę jesteśmy trochę podobni.
                                                                 ***
Pośpiesznie weszłam do Akademii. Ostrożnie wyjrzałam na korytarz. Było pusto. Po cichu zaczęłam iść w kierunku pokoju.
- Gdzie ty u licha byłaś?! - usłyszałam za plecami. Rzecz jasna to była Mei. Odwróciłam się powoli.
- Wiesz... to długa historia... - zaczęłam głupio się szczerząc.
- Ach tak? Mam dużo czasu. - odparła poważnie. - Może powiesz mi dlaczego cię nie było na treningu?
- Również chciałbym to wiedzieć. - dodał Rocket, który na moje (nie)szczęście przechodził. - Pozwól na chwilę do gabinetu. Zacisnęłam pięści i poszłam za trenerem.
- Powiedz, co jest aż tak ważne, że przewyższa rangą trening przed finałową rozgrywką? Wiesz dobrze, że przeciwnik jest silny i ciężko będzie go pokonać. Myślałem, że traktujesz drużynę poważnie.
- Bo traktuję, naprawdę! Gra w Snow Kids jest dla mnie bardzo ważna, jest dla mnie jak rodzina. Dzisiaj zachowam się skandalicznie, wiem, więcej się to nie powtórzy, obiecuję. - powiedziałam w swojej obronie.
- Mam nadzieję, że tak będzie. - odparł poważnie. - a teraz przygotuj się na trening. Zagrasz powtórkę dzisiejszego treningu z hologramami Snow Kids i jedną dodatkową sesję indywidualną. Kiwnęłam głową i poszłam się przebrać. Wiedziałam, że czeka mnie dłuuugi trening.
                                                                ***
Tymczasem w hotelu Shadows
- Sinedd zrozum mnie, przecież to nic takiego. - mówiła fioletowowłosa dziewczyna przechodząc się nerwowo po pokoju.
- Nie rozumiem i nie chcę rozumieć. Chcesz odejść od Shadows, bo jakiś facet kiwnął palcem i łaskawie zaoponował ci rezerwę w Paradisji?! - odezwał się wzburzony.
- Proszę cię, wiesz dobrze, że chcę rozwijać swoją karierę piłkarską i dojść do twojego poziomu, tak? Z Shadows już i tak nie zagram w tym sezonie, a Paradisja jest faworytem. Jeżeli uda nam się wygrać będę sławna. Poza tym to tylko jeden mecz, nie zostawię cię przecież na lodzie tak jak ta żałosna Mei. No proszę, nie bądź zły. - rzekła Ritta i przytuliła się do niego. On wzdychnął ciężko i po chwili odwzajemnił uścisk.
- Niech ci będzie... zagraj. Ale tylko ten mecz, trzymam cię za słowo. - dodał przez zęby.
                                                                ***
Alex ciężko trenowała. Starała się dać z siebie wszystko, by tym jakoś zrekompensować reszcie swoją nieobecność. Oczywiście nie ominęła ją też rozmowa z Mei. Po opowiedzeniu wszystkiego ze szczegółami miała wreszcie chwilę spokoju. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń, a to dopiero zapowiedź tego, co miało wydarzyć się jutro...
Znacie to uczucie kiedy ochoczo wstajecie skoro świt? Taa, ja też nie. Tak było i dzisiaj. Punktualnie o 6.00 automatycznie odsłoniły się rolety, dzięki którym dostałam po oczach światłem słonecznym. Mruknęłam tylko i przekręciłam się na drugi bok. Zaraz potem rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyny zwlekły się z łóżek i niczym zombie podeszły do drzwi i otworzyły je.
- Chwilka! AAAAAAAAAAAAA! - rozległ się niemiłosierny wrzask, który mógłby każdego przyprawić o zawał.
- Czy wy jesteście normalne?! - odezwałam się podnosząc wzrok.
- Callie Mistic już tu jest z kamerami! - odparły w popłochu szukając rzeczy.
- O masz. I o to tyle krzyku? - skomentowałam i zaczęłam powoli się przygotowywać.
Kilka minut później wszyscy zebrali się przed holotrenerem.
- Witajcie. Jak pewnie zauważyliście od rana towarzyszy nam Callie. Nie przejmujcie się jednak tym i skupcie się na zadaniach. - powiedział Rocket. Zaczęliśmy od siłowni i od rozmaitych ćwiczeń wytrzymałościowych. Potem przyszedł czas na holotrener, ćwiczenia podań, strzałów, zagrań. Każdy się starał, wiedzieliśmy, że stawka jest wysoka.
                                                              ***
Tymczasem na Genesis
Ritta szła od dłuższego czasu w wyznaczone miejsce. Była podekscytowana propozycją jaką dostała. Takiej szansy nie można było zmarnować. Jedyne co wydawało jej się podejrzane w tym układzie, to ta niesamowita tajemniczość przyszłego pracodawcy. Jednak nie miało to dla niej głębszego znaczenia liczyła się tylko wygrana no i oczywiście sława. Stanęła wreszcie przed hotelem drużyny. Podeszła do zachodniej ściany budynku, jedynej nieobstawionej przez fanów. Chwilę po tym coś w rodzaju skanera zmierzyło ją od stóp do głów, a w ścianie pojawiło się wejście. Czyjaś ręka chwyciła jej nadgarstek i wciągnęła ją do środka. 
- Cieszę się, że przyszłaś. - odezwał się zamaskowany mężczyzna.
- Mam rozumieć, że oferta aktualna; należę do drużyny. - cedziła dziewczyna.
- Tak, należysz do Paradisji. By było to jednak zgodne z wymogami Ligi, musisz posiadać naszego fluxa.
- Wiem, ale wątpię, że uda mi się go opanować w jeden dzień. - odpiera zdziwiona.
- Nie martw się o to. Wystarczy, że wszczepimy ci pewne urządzenie.
- Czy to... bezpieczne? - lekko się zaniepokoiła.
- Tak, nic ci nie będzie. Więc, umowa stoi? - powiedział mężczyzna wyciągając dłoń.
- Tak. - odparła Ritta podając mu rękę.
                                                          ***
Czas Finału
Nadszedł wreszcie ten czas, czs finału; Puchar Galactik Football. Za kilka minut mieliśmy wlecieć na boisko i wszystko miało się zacząć. Staliśmy ustawieni w milczeniu.
- Nie martwcie się i tak wygramy. - powiedział pewnie Ahito.
- Nie sądzę. - odparła Nikki 4 wchodząc wraz z resztą drużyny. - Znów się spotykamy D'jok, ale tym razem jesteś w przegranej drużynie.
- To się jeszcze okaże. - powiedziałam uprzedzając kolegę.
Rozległ się dźwięk. To już-wlatujemy.  Obie drużyny ustawiły się na pozycje. Tłumy wiwatowały, komentatorzy rozpoczęli rozmowy, cała galaktyka była poruszona. Napastnicy stanęli naprzeciw siebie. Piłka wystrzeliła. Oboje próbowali wywalczyć futbolówkę, natomiast ta nieoczekiwanie eksplodowała pod wielkim naciskiem. Pierwszy raz coś takiego miało miejsce. Trzeba było wystawić inną parę napastników; byłam to ja i Nina 8. Ustawiamy się i ruszamy za piłką. Przeciwniczka uprzedziła mnie, ale zmanipulowałam piłkę Oddechem i posłałam ją w kierunku D'joka. On pobiegł w stronę bramkarki próbując strzelić lecz bramkarka sfalowała go. Sędzia oczywiście niczego nie zauważył. Gra została wznowiona. Przy piłce jest Tia. Szukała osoby, której mogłaby podać lecz przeciwniczki obstawił prawie wszystkich. Siedziały jej na ogonie. Udało jej się jednak podać do Marka. On odegrał do Thrana.  Zawodniczki Paradisji były bardzo szybkie, dużo szybsze niż zazwyczaj. Udało im się w końcu wywalczyć piłkę. Prędko zaczęły biec w stronę bramki Ahito. Zręcznie ominęły obronę i wślizgiem zdobyły bramkę. Nie mogłam uwierzyć.
Po paru minutach wznowiono grę. Przy piłce byłam ja. podałam Mei, ona Tii. Kapitanka dostała się na pole karne. Przymierzyła się do strzału i... poprzeczka! Kolejna stracona szansa. W połowie kolejnej akcji rozległ się gwizdek kończący pierwszą połowę.
W szatni panowała cisza. Byliśmy zmęczeni i jednocześnie zaskoczeni grą Paradisji.
- Mam kiepskie przeczucie co do tego meczu. - odezwał się Mark.
- Nie załamujcie się. Przed wami jeszcze druga połowa. Myślę, że odwrócicie los tego meczu. Jesteście przecież Snow Kids! - powiedzaił trener.
- Rocket ma rację. Tylko od nas zależy jak potoczy się reszta meczu. To jest nasze spotkanie!. - odparła białowłosa.
- Go Snow Go! - krzyknęliśmy i ruszyliśmy w kierunku boiska.
Po wejściu na murawę zorientowałam się, że w barwach Paradisji znalazła się Ritta. To było w jej stylu, czemu mnie to nie dziwi. Skupiłam się jednak na grze. Przyjęliśmy pozycję. Piłka w grze. Wywalczył ją D'jok i podał Markowi. On zręcznie wymijając zawodniczki podał Mei. Dziewczyna za pomocą Oddechu ominęła obronę i przedarła się przez pole karne. Podała do mnie, a ja odegrałam wysoko D'jokowi, który strzelił gola. Wszyscy wpadli w euforię. Publika szalała. Udało się wyrównać! Miny przeciwniczek były bezcenne. Myślałam, że wreszcie sprawy obrały właściwy obrót.
- Alex, słyszysz mnie? - odezwał się głos w mojej słuchawce. Nie należał on jednak do trenera.
- Bennett? O co chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
- Grozi wam niebezpieczeństwo. Możecie stracicie fluxa!
- Że co?! Bennett jesteś tam? Halo. Ech..
Nie wiedziałam co o tym sądzić. Nie miałam czasu, musiałam skupić się na finale. Wznowiono grę. Byłam właśnie przy piłce. Wzniosłam się wysoko do góry. Miałam oddać strzał, gdy poczułam ból, jak gdyby prąd przeszedł całe moje ciało. Potem zaczęłam słabnąć. Na wpółświadoma zorientowałam się, że spadam. Z wielką prędkością runęłam na murawę. Powoli podniosłam się. Snow Kids też jak gdyby opadli z sił. Wtedy do mnie dotarło, że to prawda; straciliśmy Oddech!  Przeciwniczki biegły z piłką ustawione w linii, przepełnione fluxem. Pędziły jak tornado do naszej bramki. Musieliśmy się zebrać i ruszać na obronę by je jakoś powstrzymać. Wiedziałam, że to wszystko to sprawka Harrisa. Miałam nadieję, że mimo wszystko jednak uda nam się je powstrzymać. Cała drużyna starała się bronić bramki. Tylko Ahito siedział po turecku ze spuszczoną głową. Wszyscy próbowali go obudzić, lecz on nic. Wyglądało to na koniec... Na szczęście nie był nim. Nagle nasz bramkarz zaczął unosić się przepełniony Oddechem Akillianu. Ogromna ilość fluxa oświetlała jego postać. Potem silny strumień energii został wycelowany w każdego z zawodników. Nasza potęga została przywrócona. Takiej mocy nie czułam w sobie od dawna. Spojżeliśmy porozumiewawczo na siebie. Przekonanie, że musimy wygrać to spotkanie nas motywowało. Wiedzieliśmy, że musi się udać.
Thran wślizgiem odebrał piłkę Ninie i szybko podał Markowi. Chłopak dryblując przeszedł pomocników i podał kapitance. Tia podała rudemu, który w ostatniej chwili podał do mnie. Wiedziałam, że to mój czas. Odbiłam się i z przewrotki strzeliłam. Powoli opadłam na ziemię. Podnosząc wzrok ujżałąm kręcącą się piłkę w siatce.
Nie mogliśmy w to uwieżyć. Spoglądaliśmy się na siebie z niedowierzaniem. Jednak stało się faktem. Wiele treningów, wiele nie powodzeń, przegranych rozłąk, a mimo wszystko SNOW KIDS WYGRALI PUCHAR GALACTIK FOOTBALL PO RAZ III. Na boisku pojawił się Puchar. Jednak moją uwagę zwróciły dziewczyny z przeciwnej drużyny, które kręcąc się w kółko wystartowały w górę do niego. Jedynie Ritta pozostała zdezorientowana za boisku. Skakały coraz wyżej i wyżej, bliżej nagrody. Jednak w ostatniej chwili, gdy już Nina miała go chwycić, coś się stało. Cyborgi utraciły multifluxa dokładnie tak jak my przedtem. Odetchnęłam z ulgą. Już nie mogły zagrozić reszcie galaktyki.
 Zgodnie z decyzją kapitanki wszyscy jednocześnie odebraliśmy statuetkę. To było wspaniałe przyczynić się do wygranej Snow Kids. Nie byliśmy już tylko drużyną, byliśmy bardziej jak... rodzina. Spojrzałam jeszcze raz na moich przyjaciół, ich uśmiechnięte twarze. Zauważyłam też, że moja kuzynka trzyma rudego za rękę, co również mnie ucieszyło. Tego dnia i tej chwili nie zapomnę do końca życia.
*********************************************************************************
No i jest wreszcie następny rozdział. Z góry przepraszam, że tak strasznie długo nie pisałam, ale miałam dość sporo obowiązków, poza tym wyjazdy na ferie itp. Teraz postaram się pisać regularniej :). Przepraszam też, że rozdział taki ogródkowy, ale chciałam już wybrnąć z 3-ciego sezonu i zacząć już całkowicie własny 4-ty sezon ;). Również przepraszam za błędy. To chyba tyle, mam nadzieję, że się spodoba, komentujcie ;).

3 komentarze:

  1. Wow! Ale akcja! Super! Ale się z Ritty śmiałam :D czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam Twojego bloga od wczoraj. Przypadkowo znalazłam, kiedy szukałam coś o Mei i D'jocku. Zrobiłaś niezły postęp od pierwszych rozdziałów. Podoba mi się jak piszesz i mam nadzieję, że nie zniechęcisz się do pisania na blogu, jak większość piszących. Czekam na Twoją własną inwencję czwartego sezonu, życzę dużo weny i częstego dodawania notek ;) Pozdrawiam, Aune

    OdpowiedzUsuń
  3. Łuhu! W końcu nowy rozdział! Część czytałam jakiś czas temu, ale... wydaje mi się, że jedno zdanie było w czasie teraźniejszym. xD ;D
    Ogółem fajnie napisane, nawet bardzo fajnie, tylko... literówki dziewczyno! :) Było też parę błędów ortograficznych. ;)
    Co się będę rozpisywać, czekam na następny. ;) ;*
    P.S. Uwierz, rozumiem Cię. Też mam spoooooooro na głowie.

    OdpowiedzUsuń