piątek, 17 kwietnia 2015

Za mało czasu...

Witajcie! Zanim mnie zganicie za hmn... 2 miesięczną nieobecność, postaram się usprawiedliwić. Mianowicie we wtorek mam pierwszą część egzaminów gimnazjalnych, do których chcąc nie chcąc trzeba było się przygotować ;P. Myślę, że po nich moje pisanie znów wróci do normy, ale moje pytanie do was: czy chcecie, abym dalej pisała? Czy idę w dobrym kierunku, czy zdążam do bezsensownej beznadziei?  Czekam na odpowiedzi ;).
       

Pozdrawiam!

środa, 25 lutego 2015

Rozdział 11.

                                                          11. Finałowa walka.
Corso szedł pewnym krokiem,w milczeniu. To była kolejna pusta ulica i znów nic, i znów pusto... ani śladu Alex. Nerwowe myśli krążyły mu po głowie. Z każdym krokiem coraz bardziej dopadało go poczucie winy. Nie dawało mu to spokoju. Nagle zatrzymał się i ciężko wzdychnął.
- To nie ma sensu. Nie znajdziemy jej...
- Spokojnie, na pewno niedługo się znajdzie. - pocieszał go Sonny.
- Nie powinienem tak reagować, ale... W ogóle nie mogę się w tym wszystkim odnaleźć...chyba nie umiem być dobrym ojcem...
- Gdybyś nim nie był, nie martwiłbyś się tak o nią i nie zareagował w ten sposób.
- Chciałem tylko żeby była bezpieczna. Sam wiesz, że bycie piratem jest ryzykowne.
- Doskonale cię rozumiem, ale postaw się również w jej sytuacji; jest młoda pełna zapału i energii. Poza tym pomogła chłopakom, nie każdy by się zdobył na coś takiego.
- Tak to prawda. Jest niezwykle odważna. Byłaby dobrym piratem... - odparł Corso, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Więc, może daj jej szansę. Siłą i tak jej nie zatrzymasz. Spróbuj po prostu z nią porozmawiać. - poradził mężczyzna przyjacielowi. Nagle holozegarek na jego nadgarstku zaczął dzwonić. Odsłonił szybko rękaw i nacisnął przycisk.
- Sonny, znaleźliśmy Alex. - zakomunikował Bennett.
- Świetna wiadomość. Spotkamy się w centrum, przy barze. - rzucił krótko. Corso usłyszawszy dobre wieści poczuł wielką ulgę. Wiedział jednak, że czeka go jeszcze rozmowa z córką.
                                                                    ***
Szłam z chłopakami już dobre pół godziny. Początkowo milczeliśmy, jednak Artie szybko rozluźnił atmosferę. Resztę drogi upłynęło nam na rozmowie. Myślami jednak byłam gdzie indziej. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać to, jakie będą konsekwencję mojego postępowania. Podliczmy; nie byłam na najważniejszym treningu tuż przed finałem, za co pewnie Rocket urwie mi głowę, wyrzuciłam holofon, przez co nie było ze mną łączności, więc pewnie Mei mnie zabije, a no i oczywiście piraci zmarnowali mnóstwo czasu na szukanie mnie, a zatem ojciec pewnie mnie dobije. Super, żyć nie umierać. Ciekawe co ja mu teraz powiem...
                                                                   ***
W końcu to musiało się stać. Dotarliśmy na wyznaczone miejsce, tam już na nas czekali. Sonny na nasz powiedział uśmiechając się.
- Dobrze, że już jesteście. Artie, Bennett, chodźcie ze mną. - powiedział na co oni kiwnęli głową i wyszli. Stanęłam na wprost ojca. Jego twarz była poważna, bez głębszego wyrazu, zresztą jak zwykle. Nastała cisza, która dosłownie doprowadzała mnie z każdą chwilą do szału.
- Posłuchaj... Ja... Chciałam/łem tylko powiedzieć... Wyjaśnić... Echh.. - powiedzieliśmy dosłownie jednocześnie, słowo po słowie.
- Posłuchaj mnie Alex... - zaczął.
- Tak wiem zawaliłam na całej linii, zachowałam się jak rozpuszczona 6-latka i egoistka... - powiedziałam jednym tchem.
- Ej zaczekaj. Ja również zawaliłem sprawę. - przerwał mi. - Nie powinienem cię szantażować w taki sposób i ograniczać, w końcu jesteś już dorosła. Poza tym postąpiłaś szlachetnie pomagając Artie'emu i Bennettowi, jak prawdziwy pirat.
Postawiłam oczy ze zdziwienia. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Pomimo tego, że  to była w większości moja wina i tego jak się zachowałam on potrafił mnie przeprosić.
- To nie twoja wina, po prostu martwiłeś się o mnie. Ojcowe tak robią... - odparłam i uśmiechnęłam się. On wyciągnął rękę na zgodę.
- Leć już do Akademii, bo o ile dobrze pamiętam to jutro grasz w finale.
- O ile trener mnie nie zabije za nieobecność na najważniejszym treningu. - powiedziałam przez śmiech.
- ... I pamiętaj, że teraz jesteś jedną z nas. - rzucił jeszcze jak wsiadałam do promu. Na co ja przytaknęłam. Cieszyłam się, że tak to się potoczyło. Może faktycznie trochę jesteśmy trochę podobni.
                                                                 ***
Pośpiesznie weszłam do Akademii. Ostrożnie wyjrzałam na korytarz. Było pusto. Po cichu zaczęłam iść w kierunku pokoju.
- Gdzie ty u licha byłaś?! - usłyszałam za plecami. Rzecz jasna to była Mei. Odwróciłam się powoli.
- Wiesz... to długa historia... - zaczęłam głupio się szczerząc.
- Ach tak? Mam dużo czasu. - odparła poważnie. - Może powiesz mi dlaczego cię nie było na treningu?
- Również chciałbym to wiedzieć. - dodał Rocket, który na moje (nie)szczęście przechodził. - Pozwól na chwilę do gabinetu. Zacisnęłam pięści i poszłam za trenerem.
- Powiedz, co jest aż tak ważne, że przewyższa rangą trening przed finałową rozgrywką? Wiesz dobrze, że przeciwnik jest silny i ciężko będzie go pokonać. Myślałem, że traktujesz drużynę poważnie.
- Bo traktuję, naprawdę! Gra w Snow Kids jest dla mnie bardzo ważna, jest dla mnie jak rodzina. Dzisiaj zachowam się skandalicznie, wiem, więcej się to nie powtórzy, obiecuję. - powiedziałam w swojej obronie.
- Mam nadzieję, że tak będzie. - odparł poważnie. - a teraz przygotuj się na trening. Zagrasz powtórkę dzisiejszego treningu z hologramami Snow Kids i jedną dodatkową sesję indywidualną. Kiwnęłam głową i poszłam się przebrać. Wiedziałam, że czeka mnie dłuuugi trening.
                                                                ***
Tymczasem w hotelu Shadows
- Sinedd zrozum mnie, przecież to nic takiego. - mówiła fioletowowłosa dziewczyna przechodząc się nerwowo po pokoju.
- Nie rozumiem i nie chcę rozumieć. Chcesz odejść od Shadows, bo jakiś facet kiwnął palcem i łaskawie zaoponował ci rezerwę w Paradisji?! - odezwał się wzburzony.
- Proszę cię, wiesz dobrze, że chcę rozwijać swoją karierę piłkarską i dojść do twojego poziomu, tak? Z Shadows już i tak nie zagram w tym sezonie, a Paradisja jest faworytem. Jeżeli uda nam się wygrać będę sławna. Poza tym to tylko jeden mecz, nie zostawię cię przecież na lodzie tak jak ta żałosna Mei. No proszę, nie bądź zły. - rzekła Ritta i przytuliła się do niego. On wzdychnął ciężko i po chwili odwzajemnił uścisk.
- Niech ci będzie... zagraj. Ale tylko ten mecz, trzymam cię za słowo. - dodał przez zęby.
                                                                ***
Alex ciężko trenowała. Starała się dać z siebie wszystko, by tym jakoś zrekompensować reszcie swoją nieobecność. Oczywiście nie ominęła ją też rozmowa z Mei. Po opowiedzeniu wszystkiego ze szczegółami miała wreszcie chwilę spokoju. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń, a to dopiero zapowiedź tego, co miało wydarzyć się jutro...
Znacie to uczucie kiedy ochoczo wstajecie skoro świt? Taa, ja też nie. Tak było i dzisiaj. Punktualnie o 6.00 automatycznie odsłoniły się rolety, dzięki którym dostałam po oczach światłem słonecznym. Mruknęłam tylko i przekręciłam się na drugi bok. Zaraz potem rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyny zwlekły się z łóżek i niczym zombie podeszły do drzwi i otworzyły je.
- Chwilka! AAAAAAAAAAAAA! - rozległ się niemiłosierny wrzask, który mógłby każdego przyprawić o zawał.
- Czy wy jesteście normalne?! - odezwałam się podnosząc wzrok.
- Callie Mistic już tu jest z kamerami! - odparły w popłochu szukając rzeczy.
- O masz. I o to tyle krzyku? - skomentowałam i zaczęłam powoli się przygotowywać.
Kilka minut później wszyscy zebrali się przed holotrenerem.
- Witajcie. Jak pewnie zauważyliście od rana towarzyszy nam Callie. Nie przejmujcie się jednak tym i skupcie się na zadaniach. - powiedział Rocket. Zaczęliśmy od siłowni i od rozmaitych ćwiczeń wytrzymałościowych. Potem przyszedł czas na holotrener, ćwiczenia podań, strzałów, zagrań. Każdy się starał, wiedzieliśmy, że stawka jest wysoka.
                                                              ***
Tymczasem na Genesis
Ritta szła od dłuższego czasu w wyznaczone miejsce. Była podekscytowana propozycją jaką dostała. Takiej szansy nie można było zmarnować. Jedyne co wydawało jej się podejrzane w tym układzie, to ta niesamowita tajemniczość przyszłego pracodawcy. Jednak nie miało to dla niej głębszego znaczenia liczyła się tylko wygrana no i oczywiście sława. Stanęła wreszcie przed hotelem drużyny. Podeszła do zachodniej ściany budynku, jedynej nieobstawionej przez fanów. Chwilę po tym coś w rodzaju skanera zmierzyło ją od stóp do głów, a w ścianie pojawiło się wejście. Czyjaś ręka chwyciła jej nadgarstek i wciągnęła ją do środka. 
- Cieszę się, że przyszłaś. - odezwał się zamaskowany mężczyzna.
- Mam rozumieć, że oferta aktualna; należę do drużyny. - cedziła dziewczyna.
- Tak, należysz do Paradisji. By było to jednak zgodne z wymogami Ligi, musisz posiadać naszego fluxa.
- Wiem, ale wątpię, że uda mi się go opanować w jeden dzień. - odpiera zdziwiona.
- Nie martw się o to. Wystarczy, że wszczepimy ci pewne urządzenie.
- Czy to... bezpieczne? - lekko się zaniepokoiła.
- Tak, nic ci nie będzie. Więc, umowa stoi? - powiedział mężczyzna wyciągając dłoń.
- Tak. - odparła Ritta podając mu rękę.
                                                          ***
Czas Finału
Nadszedł wreszcie ten czas, czs finału; Puchar Galactik Football. Za kilka minut mieliśmy wlecieć na boisko i wszystko miało się zacząć. Staliśmy ustawieni w milczeniu.
- Nie martwcie się i tak wygramy. - powiedział pewnie Ahito.
- Nie sądzę. - odparła Nikki 4 wchodząc wraz z resztą drużyny. - Znów się spotykamy D'jok, ale tym razem jesteś w przegranej drużynie.
- To się jeszcze okaże. - powiedziałam uprzedzając kolegę.
Rozległ się dźwięk. To już-wlatujemy.  Obie drużyny ustawiły się na pozycje. Tłumy wiwatowały, komentatorzy rozpoczęli rozmowy, cała galaktyka była poruszona. Napastnicy stanęli naprzeciw siebie. Piłka wystrzeliła. Oboje próbowali wywalczyć futbolówkę, natomiast ta nieoczekiwanie eksplodowała pod wielkim naciskiem. Pierwszy raz coś takiego miało miejsce. Trzeba było wystawić inną parę napastników; byłam to ja i Nina 8. Ustawiamy się i ruszamy za piłką. Przeciwniczka uprzedziła mnie, ale zmanipulowałam piłkę Oddechem i posłałam ją w kierunku D'joka. On pobiegł w stronę bramkarki próbując strzelić lecz bramkarka sfalowała go. Sędzia oczywiście niczego nie zauważył. Gra została wznowiona. Przy piłce jest Tia. Szukała osoby, której mogłaby podać lecz przeciwniczki obstawił prawie wszystkich. Siedziały jej na ogonie. Udało jej się jednak podać do Marka. On odegrał do Thrana.  Zawodniczki Paradisji były bardzo szybkie, dużo szybsze niż zazwyczaj. Udało im się w końcu wywalczyć piłkę. Prędko zaczęły biec w stronę bramki Ahito. Zręcznie ominęły obronę i wślizgiem zdobyły bramkę. Nie mogłam uwierzyć.
Po paru minutach wznowiono grę. Przy piłce byłam ja. podałam Mei, ona Tii. Kapitanka dostała się na pole karne. Przymierzyła się do strzału i... poprzeczka! Kolejna stracona szansa. W połowie kolejnej akcji rozległ się gwizdek kończący pierwszą połowę.
W szatni panowała cisza. Byliśmy zmęczeni i jednocześnie zaskoczeni grą Paradisji.
- Mam kiepskie przeczucie co do tego meczu. - odezwał się Mark.
- Nie załamujcie się. Przed wami jeszcze druga połowa. Myślę, że odwrócicie los tego meczu. Jesteście przecież Snow Kids! - powiedzaił trener.
- Rocket ma rację. Tylko od nas zależy jak potoczy się reszta meczu. To jest nasze spotkanie!. - odparła białowłosa.
- Go Snow Go! - krzyknęliśmy i ruszyliśmy w kierunku boiska.
Po wejściu na murawę zorientowałam się, że w barwach Paradisji znalazła się Ritta. To było w jej stylu, czemu mnie to nie dziwi. Skupiłam się jednak na grze. Przyjęliśmy pozycję. Piłka w grze. Wywalczył ją D'jok i podał Markowi. On zręcznie wymijając zawodniczki podał Mei. Dziewczyna za pomocą Oddechu ominęła obronę i przedarła się przez pole karne. Podała do mnie, a ja odegrałam wysoko D'jokowi, który strzelił gola. Wszyscy wpadli w euforię. Publika szalała. Udało się wyrównać! Miny przeciwniczek były bezcenne. Myślałam, że wreszcie sprawy obrały właściwy obrót.
- Alex, słyszysz mnie? - odezwał się głos w mojej słuchawce. Nie należał on jednak do trenera.
- Bennett? O co chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
- Grozi wam niebezpieczeństwo. Możecie stracicie fluxa!
- Że co?! Bennett jesteś tam? Halo. Ech..
Nie wiedziałam co o tym sądzić. Nie miałam czasu, musiałam skupić się na finale. Wznowiono grę. Byłam właśnie przy piłce. Wzniosłam się wysoko do góry. Miałam oddać strzał, gdy poczułam ból, jak gdyby prąd przeszedł całe moje ciało. Potem zaczęłam słabnąć. Na wpółświadoma zorientowałam się, że spadam. Z wielką prędkością runęłam na murawę. Powoli podniosłam się. Snow Kids też jak gdyby opadli z sił. Wtedy do mnie dotarło, że to prawda; straciliśmy Oddech!  Przeciwniczki biegły z piłką ustawione w linii, przepełnione fluxem. Pędziły jak tornado do naszej bramki. Musieliśmy się zebrać i ruszać na obronę by je jakoś powstrzymać. Wiedziałam, że to wszystko to sprawka Harrisa. Miałam nadieję, że mimo wszystko jednak uda nam się je powstrzymać. Cała drużyna starała się bronić bramki. Tylko Ahito siedział po turecku ze spuszczoną głową. Wszyscy próbowali go obudzić, lecz on nic. Wyglądało to na koniec... Na szczęście nie był nim. Nagle nasz bramkarz zaczął unosić się przepełniony Oddechem Akillianu. Ogromna ilość fluxa oświetlała jego postać. Potem silny strumień energii został wycelowany w każdego z zawodników. Nasza potęga została przywrócona. Takiej mocy nie czułam w sobie od dawna. Spojżeliśmy porozumiewawczo na siebie. Przekonanie, że musimy wygrać to spotkanie nas motywowało. Wiedzieliśmy, że musi się udać.
Thran wślizgiem odebrał piłkę Ninie i szybko podał Markowi. Chłopak dryblując przeszedł pomocników i podał kapitance. Tia podała rudemu, który w ostatniej chwili podał do mnie. Wiedziałam, że to mój czas. Odbiłam się i z przewrotki strzeliłam. Powoli opadłam na ziemię. Podnosząc wzrok ujżałąm kręcącą się piłkę w siatce.
Nie mogliśmy w to uwieżyć. Spoglądaliśmy się na siebie z niedowierzaniem. Jednak stało się faktem. Wiele treningów, wiele nie powodzeń, przegranych rozłąk, a mimo wszystko SNOW KIDS WYGRALI PUCHAR GALACTIK FOOTBALL PO RAZ III. Na boisku pojawił się Puchar. Jednak moją uwagę zwróciły dziewczyny z przeciwnej drużyny, które kręcąc się w kółko wystartowały w górę do niego. Jedynie Ritta pozostała zdezorientowana za boisku. Skakały coraz wyżej i wyżej, bliżej nagrody. Jednak w ostatniej chwili, gdy już Nina miała go chwycić, coś się stało. Cyborgi utraciły multifluxa dokładnie tak jak my przedtem. Odetchnęłam z ulgą. Już nie mogły zagrozić reszcie galaktyki.
 Zgodnie z decyzją kapitanki wszyscy jednocześnie odebraliśmy statuetkę. To było wspaniałe przyczynić się do wygranej Snow Kids. Nie byliśmy już tylko drużyną, byliśmy bardziej jak... rodzina. Spojrzałam jeszcze raz na moich przyjaciół, ich uśmiechnięte twarze. Zauważyłam też, że moja kuzynka trzyma rudego za rękę, co również mnie ucieszyło. Tego dnia i tej chwili nie zapomnę do końca życia.
*********************************************************************************
No i jest wreszcie następny rozdział. Z góry przepraszam, że tak strasznie długo nie pisałam, ale miałam dość sporo obowiązków, poza tym wyjazdy na ferie itp. Teraz postaram się pisać regularniej :). Przepraszam też, że rozdział taki ogródkowy, ale chciałam już wybrnąć z 3-ciego sezonu i zacząć już całkowicie własny 4-ty sezon ;). Również przepraszam za błędy. To chyba tyle, mam nadzieję, że się spodoba, komentujcie ;).

piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 10.

                                                                    10. Przeciwności.
Nie mogłam zasnąć. Cały czas myślałam o zdarzeniach sprzed kilku ostatnich dni. Nie dawało mi spokoju to, co usłyszałam. Zastanawiałam się o co chodziło Nikki.
- Co się z tobą dzieje?! Nie dociera do ciebie, że mamy się stąd nie ruszać?! - wydarła się na siostrę.
- Musiałam coś załatwić... - usprawiedliwiała się Nina.
- Czy znów spotkałaś się z tym chłopakiem?! Mówiłam ci, żebyś wybiła sobie go z głowy! Jesteśmy o krok od celu i nie pozwolę, żebyś wystawiała się piratom przez tego typa! Rozumiesz?!
- To nie jest w cale proste!
- Wiem, ale musisz poświęcić się temu do czego dążymy, jak każda z nas. Oddałyśmy zbyt dużo, by teraz ktoś pokrzyżował nam plany. [•••]
Ten dialog nie miał dla mnie sensu. Co niby poświęciły i czemu to miało to służyć? Razem z Bennettem i Artie'em  zastanawiałam się, o co tu chodzi i czy nie stoi za tym ktoś trzeci. W tajemnicy przed moim ojcem pomagałam im w śledztwie. Niestety, mimo prób i wysiłków nie udało nam się nic więcej ustalić, a zawodniczki 24/h siedziały w hotelu.
Rano jak zwykle rozpoczęliśmy trening. Na dobry początek 15 okrążeń na zewnątrz. Nie ma to jak biegnie z samego rana w okropnie mroźny dzień. Po skończonej sesji przyszedł czas na masaże i wreszcie na holotrener. Na rozgrzewkę dostaliśmy Rykers. Poszło całkiem nieźle. Podania wychodziły płynnie, a strzały były celne. Po udanym spotkaniu czekało nas jeszcze zadanie specjalne.
- Dobrze Snow Kids, jesteście w zadowalającej formie. Jutro ważny dzień, powalczymy o Puchar Galactik Football po raz trzeci. Wszyscy ciężko pracowaliście przez te miesiące. Mieliśmy wzloty i upadki, ale jednak przetrwaliśmy. Abyście lepiej zagrali, każdy rozegra indywidualny pojedynek z hologramem zawodniczki Paradisii. - oznajmił Rocket, po czym kolejno wchodziliśmy do maszyny. Poziom był wysoki. Przyglądałam się reszcie. Każdy miał swój sposób ogrania przeciwnika. Nie było to łatwe. Drużyna, chodź na pierwszy rzut oka niewinnych dziewczyn, okazała się być bardzo dobrze zgrana, wręcz synchroniczna, a ich styl gry był na wysokim poziomie. Byłam ostatnia w kolejce. Po jakimś czasie przyszła kolei i na mnie. Stanęłam na przeciw Niny 8. Starałam się być  skupiona na grze. Zadanie było konkretne; wywalczyć piłkę i jak najszybciej zdobyć gola. Futbolówka wystrzeliła. Udało mi się ją przejąć, lecz zaraz miałam towarzystwo. Ciężko było się utrzymać przy piłce. Przeciwniczka była nieustępliwa. W końcu udało jej się mnie ograć. Z nieprawdopodobną szybkością zaczęła biec w stronę mojej bramki. Wkurzyłam się. Zaczęłam ją gonić. Wyemitowałam Oddech. Z jego pomocą  przeleciałam przez pole gry. Stanęłam jej na drodze i wślizgiem  odebrałam futbolówkę. Biegłam jak najszybciej do przeciwnej bramki. Widząc, że siedzi mi na ogonie podbiłam wysoko piłkę i z przewrotu ją kopnęłam. Uderzyła z taką siłą, że kręcąc się w siatce zaczęła ją przepalać.
- Nie tym razem. - rzuciłam w stronę hologramu eksponując moje zadowolenie.
- Bardzo dobrze Alex. Pamiętaj by nie stać długo w jednym miejscu. One bardzo dobrze dryblują. - powiedział trener na zakończenie. Po wyjściu z holotrenera od razu sięgnęłam po wodę. Nareszcie mogłam odetchnąć.
Nie nacieszyłam się jednak długo spokojem. Z dna mojej kieszeni rozległ się dźwięk holofonu. Przewróciłam oczami i odebrałam. Moim oczom ukazała się sylwetka Artie'ego.
- Co jest? - spytałam.
- Bądź za kwadrans, tam gdzie zawsze. - powiedział krótko.
- Jasne. - odparłam.
                                    ***
Parę minut potem byłam już w wyznaczonym miejscu. Był to ten sam obskurny bar, co zwykle. Główną atrakcją był robot, opowiadający niesmaczne dowcipy. Ze ścian schodziła stara farba, a stoliki oddzielały wyburzałe zasłony. Udałam się do stolika na końcu, tam zastałam piratów.
- Więc, o co chodzi? Macie coś nowego?-zapytałam z miejsca.
- Tak, mamy dość sporo informacji o dziewczynach z Paradisji. - Zaczął Artie.
- Świetnie, mówcie.
- Maddox wyjawił nam, że to cyborgi zasilane multifluxem. - dokończył Bennett.
- Czyli to roboty. - stwierdziłam.
- Nie do końca. Cyborgi to pół ludzie pół maszyny. Zawodniczką wstrzepiono wiele mechanizmów i implantów, za pomocą których generują fluxa oraz potrafią błyskawicznie myśleć. - podsumował chłopak.
- A więc to musiały poświęcić...  - wywnioskowałam. -Ale jaki miały w tym cel? Nie wydaje mi się, żeby chodziło wyłącznie o puchar.
- Też tak myślę. Sądzę, że są narzędziem w czyichś rekach. Kogoś przebiegłego, kto dobrze wie co robi. - odparł Artie.
- Wybuch multifluxa na Paradisji, te dziewczyny, puchar to wszystko się ze sobą łączy i pasuje mi tylko do jednej osoby.
- Harris... - powiedzieliśmy jednogłośnie.
- Może szykować coś dużego, na skalę światową. Trzeba jak najszybciej go zgarnąć. -  odparłam.
- To wcale nie takie proste. On dobrze wie co robi i z pewnością nie da się tak łatwo złapać. - zauważa Bennett. Wtem rozlega się dźwięk mojego alarmu w holofonie.
- Ech... muszę lecieć. Za godzinę mam kolejny trening.  - powiedziałam wstając.
- Jasne, zmówimy się kiedy indziej. - odparł jak zawsze wesoło Artie. Chłopcy odprowadzili mnie kawałek. Szliśmy z tłumem, omawiając krótko jeszcze naszą sprawę.
- Dobra, to do następnego. - powiedziałam puszczając oczko. W odpowiedzi Artie odmachiwał szczerząc się szeroko. Odwróciłam się i poszłam w swoją stronę. Zrobiłam dosłownie kilka kroków, gdy za sobą usłyszałam hałas. Wytężyłam słuch. Brzmiało jak... roboty! Momentalnie odwróciłam się i pobiegłam w tę stronę. Tak jak podejrzewałam, chłopcy mieli kłopoty. Zostali otoczeni przez puszki Technoidu i oczywiście jedyne na co udało im się wpaść to śpiewanie Bennetta i wymachiwanie rękami. Rozejrzałam się dookoła. Musiałam szybko coś wykombinować. Było ich sześciu, więc zaatakowanie w pojedynkę było bez sensu. Musiałam jakoś odwrócić ich uwagę. Chwyciłam puszkę po napoju, którą miałam pod ręką i rzuciła w jednego z nich.
- Ej wy zakute łby! Tak do was mówię! Nieudolne koczkodany, nawet muchy byście nie ustrzelili! - wykrzyczałam. Roboty zwróciły się ku mnie i zaczęły maszerować.
- "Świetnie i co teraz?" - pomyślałam. Zaczęłam biec. Siedziały mi na ogonie. Szybko skręciłam w następną aleję. Była wyjątkowo zatłoczona. Udało mi się ich zgubić w tłumie. Pośpiesznie poszłam dalej. Niestety za chwilę z naprzeciwka pojawiły się dwie konserwy. Usłyszałam gwizd. Za mną, wysoko na taśmie ujrzałam piratów. Rzucili mi linę. Chwyciłam ją mocno. Szybko mnie wciągnęli na górę.
- Teraz jesteśmy kwita. - odparł Artie.
- Jasne. - odpowiedziałam i automatycznie się uśmiechnęłam.
- Spadamy, zaraz będzie gorąco. - powiedział Bennett wskazując zbliżającego się przeciwnika. Pobiegliśmy na wprost. Te upierdliwe roboty były naprawdę szybkie i co gorsza nie męczyły się w przeciwieństwie do nas. Zagoniły nas w ślepą uliczkę. Nie mieliśmy jak uciec. Kiedy znaleźliśmy się przy ścianie, postanowiłam zareagować. Wyciągnęliśmy broń i zaczęliśmy strzelać. Wysunęłam się w przód starając się strzelać jak najbardziej precyzyjnie. Położyliśmy trzech. Reszta przystąpiła do kontrataku. Nie wiedząc kiedy oberwałam w ramię. Osunęłam się na ziemię, lecz zaraz wstałam, by pomóc kolegom. Powoli kończyła się amunicja jednak nie poddawaliśmy się. Było naprawdę gorąco. Myślałam, że się z tego nie wywiniemy. Nagle trójka przeciwników padła na ziemię. Naszym oczom ukazali się Sonny i Corso.  Podbiegli do nas.
- Alex? Co ty tu robisz? - zapytał ojciec wyraźnie zaskoczony. Spojrzał na moje ramię. Jego wyraz twarzy gwałtownie się zmienił. Spojrzał na wprost mnie przeszywającym wzrokiem.
- Zadałem pytanie. - powiedział ostro. - Jak się tu u znalazłaś?
- Po prostu przechodziłam... - wydusiłam przez zęby, nie wiedząc co powiedzieć.
- I chcesz powiedzieć, że to wszystko przypadek?!
- Chciałam po prostu im pomóc. Chyba to oczywiste, że nie mogłam przejść obojętnie! - wykrzyczałam.
- Poradziliby sobie. Masz już nigdy więcej się nie angażować w nasze porachunki z Technoidem, to niebezpieczne. Został to piratom. - powiedział oschle.
- A to niby dlaczego?! Myślisz, że jestem takimi nieudacznikiem, ze sobie nie poradzę?! Przecież też mogłabym wam pomagać, być jedna z was! - warknęłam.
- Nie! Powiedziałem, masz trzymać się z daleka od tego!  - krzyknął.
- Co mi możesz zrobić?! Jeżeli zechce, nadal będę to robić, nawet ni będziesz wiedział kiedy! - odparłam pewna swego.
- Jeżeli jeszcze kiedykolwiek zrobisz coś podobnego, konsekwencje poniosą Artie i Bennett! - zagroził wskazując na nich. Znów ten nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Mogłam znieść wszystko jeżeli chodziło o mnie, ale nie mogłam pozwolić by komuś się oberwało za mnie. Nie znosiłam tego uczucia. Nie znosiłam kiedy ktoś dyktował mi warunki, kiedy mnie ograniczał.Nie znosiłam bezradności. Zacisnęłam dłonie w pięści i wrzasnęłam.
- Mam cię dość! - po czym odwróciłam się i zaczęłam biec. Oczywiste było, że zaczną mnie gonić, ale byłam szybsza. Zniknęła w tłumie. Przeszłam przez jakąś małą kafejkę. Nie miałam wiele czasu wiec szybko wrzuciłam holofon do donicy z rośliną. Wiedziałam, że nie mogę mieć go przy sobie, łatwo by mnie namierzyli. Rozejrzałam się dookoła i podbiegłam do portu. Wsiadłam w taksówkę. Udałam się na zachód Genesis. Najmniej znaną część planety.
Po jakiejś godzinie dotarłam do nowego osiedla. Składało się na nie mnóstwo nie wykończonych bloków. Były to surowe budynki, bez okien i drzwi. Nie było tu ani jednej żywej duszy. Weszłam do jednej z budowli. Zaczęłam wchodzić po schodach. Dotarłam na sama górę, na dach. Widać było stad cale osiedle, a w oddali nawet i miasto. Tu wreszcie miałam święty spokój. Mogłam być sama.
                               ***
Piraci od przeszło godziny szukali dziewczyny, niestety bezskutecznie. Początkowo podążali za lokalizacja holofonu, jednak odnajdując go w barze spostrzegli się, że ich przechytrzyła. Mijał czas. Przeszukali już większą a część planety, jednak bezowocnie.
- Masz pojęcie, gdzie ona może być? - zwrócił się do kolegi Artie bezradnym tonem.
- Niestety nie. Może być dosłownie wszędzie. - odpiarł Bennett.
- Jeżeli jej nie znajdziemy, Corso nas zabije. Gdyby tylko miała jakieś urządzenie, żeby można byli ją zlokalizować.
- Urządzenie... jasne! - powiedział blondyn. Kumpel spojrzał na niego pytająco.
- Jej naszyjnik.
- Przecież to mapa, a nie coś zapewniającego łączność. - zauważył.
- Tak, ale każdą elektroniczną rzecz można namierzyć.
- Wiec na co czekasz, działaj, a być może  może przeżyjemy do jutra.
Po kilku minutach chłopak już wiedział gdzie udała się Alex. Gdy dotarli na miejsce  sygnał zaczął słabnąć.
- Co jest? - spytał Artie.
- Straciliśmy sygnał, nie wiem dlaczego...  Ale jesteśmy już blisko.
- Dobra nie ma na co czekać. Rozdzielmy się, szybciej ją znajdziemy. Tak też zrobili.  Bennett zastanawiał się, co mogło spowodować utratę sygnału. Po chwili namysłu doszedł do wniosku, że może to być spowodowane wysokością, więc dziewczyna musi znajdować się gdzieś na górze.
                           ***
Nie wiem ile czasu już tu przesiedziałam, bezsensownie wpatrując się w dal. Mógłbym tu zostać. Nikt by mi nie dyktował co i jak mam robić. Kręciłam w palcach wisiorek od ojca, nie wiedząc czemu.Nagle z namysłu wyciągnęły mnie od glosy kroków. Były co prawda bardzo ciche, ale wychwytywane. Na posadzce ujrzałam cień.
- No już, zawiadom Corso, udało ci się mnie znaleźć. Na co czekasz. - powiedziałam nie odwracając wzroku.
- Nie zamierzam. - powiedział pirat. Usiadł obok i patrzył przed siebie.
-  Aha, czyli wolisz mi dowalić kazanie. - odparłam zrezygnowanym tonem. - nie usłyszałam odpowiedzi. Siedzieliśmy tak kilka minut w milczeniu. Irytowałao mnie to, bo nie byłam pewna co zamierza tym osiągnąć.


- Rozumiem cię. - rzucił krótko. Odwróciłam się zdziwiona.
- Myślałam, że jesteś po stronie mojego ojca i zaraz dowalisz jakąś pouczającą gadkę. - powiedziałam.
- Nie jestem po niczyjej stronie. Pozatym nie powiedziałem, że masz rację, tylko, że cię rozumiem.
Zdziwiłam się. Zabawne, nawet nie miałam co odpowiedzieć.
- Ja też lubię pobyć sam. Ma się święty spokój i niczym nie trzeba się przejmować. - dodał pokrótce.
- Ja poprostu nie lubię, jak ktoś mnie skreśla od razu i narzuca warunki. - odparłam marszcząc brwi.
- Spójrz na to trochę inaczej. Prawda, Corso nie należy do wylewnych ludzi, jest bardzo konkretny i raczej twardy, ale przez swoje zachowanie wyraził porostu to, że martwi się o ciebie. Postaw się w jego sytuacji; dopiero co poznał swoją jedyną córkę, a ona od razu pakuje się w kłopoty. Odsunął cię od piratów nie dlatego, że jesteś nieporadna, bo nie jesteś, tylko dlatego, żebyś znów nie oberwała.
Zrobiło mi się głupio. Nie pomyślałam o tym. Znów moje wygórowane ambicje były na pierwszym miejscu, a zapomniałam o tym, że ktoś może się o mnie martwić. Źle też oceniłam Bennetta. Może nie jest takim małomównym idiotą za jakiego go miałam.
- Masz rację... Narobiłam bałaganu, znowu. - przyznałam.
- Daj spokój, każdy popełnia błędy. Nie wiem, czy dobrze mówię, ale chyba jutro ktoś tu ma jutro Puchar do wygrania.
- Masz rację. Pewnie i tak mi się oberwie za nieobecność na treningu, ale nie mogę zawieść drużyny.
- Więc chodź. - wstał i podał mi rękę. Poszedł przodem.
- Bennett... - powiedziałam cicho. On odwrócił się.
- Tak?
- Przepraszam... No wiesz, za to, że byłam taka wredna w stosunku do ciebie.
- Nic nie szkodzi. Może ci to kiedyś daruję. - powiedział z uśmiechem. Również się zaśmiałam. Zeszliśmy z budynku i udaliśmy się na spotkanie z Artie' em.   
******************************************************************************
Wreszcie jest xD. Tak wiem, że długo nie pisałam, ale nie miałam weny i czasu ;).

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 9.

                                                9. Niech żyje zgrabność.
W szatni słychać było rozmowy. Dyskusja dotyczyła oczywiście meczu. Drobne pretensje, zrzucanie winy, sugestie "co by było gdyby..." wymienione zostały między wszystkimi członkami drużyny. W tej dość napiętej atmosferze oczekiwaliśmy przyjścia trenera. Siedziałam na ławce i przysłuchiwałam się tym wszystkim wyrzutom. W miarę jak oni głośniej się docierali kończyła się moja cierpliwość. W końcu wstałam i postanowiłam wziąć sprawy we własne ręce.
- EJ! - wrzasnęłam. Zdezorientowani koledzy zamilkli i zwrócili ku mnie wzrok.
- Nareszcie. - odetchnęłam na zapadłą ciszę. - Słuchajcie. Weźcie się w końcu w garść. To prawda - schrzaniliśmy pierwszą połowę, a w szczególności początek. W OGÓLE się nie zgraliśmy, a Shadowsi robili z nami co chcieli, ale zauważcie  W Y R Ó W N A L I Ś M Y, więc jeszcze nie wszystko stracone. Po prostu musimy zastosować lepszą taktykę, pomyśleć, a nie roztrząsać to co było.
- Dobrze powiedziane. - zza moich pleców usłyszałam głos. Momentalnie odwróciłam się i zobaczyłam Rocketa. Zrobiło mi się trochę głupio, w końcu przemawiać powinien trener, ale z drugiej strony ktoś powinien ich uciszyć, więc nie zrobiłam nic złego.
- Słuchajcie Snow Kids, jak już zauważyła to Alex to z pewnością nie była dobrze rozegrana połowa. Shadows są przygotowani lepiej niż nam się zdawało. Musimy ich zaskoczyć. Czy ktoś ma jakieś sugestie? - podsumował. Każdy zastanawiał się co może okazać się kluczem do zwycięstwa.
- Wiem. - odezwał się D'jok. - Płynnością podań, szybkimi wymianami między sobą.
- Tak, trzeba się trochę z nimi pobawić i szybko kontratakować. - dodał Mark.
- Dobrze rozplanujmy ustawienie na boisku, by zawsze była sposobność do podania. - odparł Thran.
- Starajcie się przeprowadzić wszystko zwinnie, by zmęczyć przeciwnika, a Alex i D'jok niech strzelają mocno, precyzyjnie, by bramkarz nie miał szans. - podsumował trener. Wszystko już było jasne. Nadszedł czas drugiej połowy. Wlecieliśmy na boisko. Wokół słychać było wyraźne wiwaty pod naszym adresem. Fani gorąco nam kibicowali. Nie mogliśmy ich zawieść. Przegrana meczu towarzyskiego co prawda nic nie wnosiłaby do rozgrywek finałowych, ale załamałaby fanów, skreśliliby nas Ustawiliśmy się na pozycje. Futbolówka wystrzeliła. D'jok przejął ją i podał Markowi. Od razu zastawił mu drogę zawodnik Cieni. Chłopak przerzucał piłkę z nogi do nogi. Przeciwnik był zdezorientowany. W końcu chłopak przepuścił mu ją między nogami. Podał na lewo do mnie. Ominęłam pomocnika bez większych trudności. Blisko pola karnego dwaj obrońcy postanowili podwójnym wślizgiem odebrać mi piłkę, jednak w porę wzbiłam się w górę i podałam Tii, która z przewrotki kopnęła piłkę tuż pod poprzeczkę. Wynik, podobnie jak moich kolegów, bardzo mnie satysfakcjonował. Zaskoczenie, które malowało się na twarzach przeciwników było bezcenne. Po prostu pogubili się. Ponownie ustawiliśmy się. Gra została wznowiona. Przy piłce aktualnie znalazł się Thran. Zręcznie podał D'jokowi. Rudy bez trudu ominął Rittę i podał do mnie. Szybko otoczyło mnie trzech Cieni. Podałam Mei. Obok niej biegł Sinedd usiłując odebrać jej piłkę.
  

 Jednak ona przed samą bramką podała D'jokowi, który zdobył gola.
- Nie zadzieraj ze mną. - odezwała się do Sinedda. Widać było złość na jego twarzy. Ten człowiek nie znosił przegrywać.  Długo jeszcze posyłał Mei groźne spojrzenie, miałam jakieś dziwne przeczucia.
Do końca meczu zostało kilka minut. Nie odpuściliśmy tępa. Nasze  akcje były dynamiczne i szybkie. Shadows byli zmęczeni, nie mieli chwili oddechu. Taktyka okazała się być bardzo skuteczna. Rozpoczęła się prawdopodobnie ostatnia akcja tego spotkania. Przy piłce była Tia. Dryblując przeszła obrońców i podała Mei. Ona rozpędzona biegła w stronę bramki, gdy ni stąd ni zowąd pojawił się Sinedd. Wyskoczył w jej stronę za pomocą Smogu. Zderzyli się. Perfidnie się jej wystawił by ją sfaulować. Leżała na murawie zwijając się z bólu. Czułam jak się we mnie gotuje. Podbiegłam do Sinedda i popchnęłam go.
- Co ty sobie wyobrażasz! - wrzasnęłam i już miałam zaserwować mu sierpowego, gdy za nadgarstek złapał mnie D'jok.
- Nie warto. - powiedział. Posłał czarnowłosemu zabójcze spojrzenie. Pewnie sam miał ochotę mu dowalić, ale takie zachowanie było niedopuszczalne na boisku. Spojrzałam na kuzynkę. Tia pomogła jej wstać.
- W porządku? - spytałam jednocześnie z rudym.
- Przeżyję. - odparła Mei robiąc dobrą minę do złej gry. Niedługo po tym zabrzmiał dzwonek kończący mecz. Zakończyliśmy spotkanie wynikiem 3:1.  Pokazaliśmy klasę, ośmieszając przeciwników.
Gdy dotarliśmy z powrotem do naszego hotelu Dame Simbai zajęła się Mei. Stałam przed naszym pokojem w oczekiwaniu na nią.
- Czy wszystko z nią dobrze? - zapytałam, gdy w końcu wyszła.
- Tak, nie ma powodu do niepokoju. Co prawda zderzyła się z dużą siłą, ale nie doznała trwałych urazów. Podam jej pewne lekarstwa i do jutra ból powinien ustąpić. - zapewniła mnie lekarka. Zaraz po tym w drzwiach pojawili się D'jok i Micro-Ice, który chodził o kulach.
- Co z Mei? - zapytał od progu rudy.
- Wszystko jak należy, zresztą niech sama ci powie. Jest w naszym pokoju. - oznajmiłam wskazując drzwi za mną.
- Chodź Micro-Ice. - zwrócił się do kolegi rozkazująco.
- Wiesz co... ja mam pewną sprawę do obgadania z Alex. - kręcił czarnowłosy.
- Sprawę? Jaką sprawę?- pytał zdziwiony zielonooki.
- No wiesz... Tajniki bycia najlepszym napastnikiem... itp... - zbywał go nadal, puszczając mi oczko na co niedyskretnie parskłam śmiechem.
- No idź, zaraz do ciebie dołączy. - poganiałam chłopaka. Rudy wszedł w końcu do środka. Spojrzałam na Micro i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- "Tajniki najlepszego napastnika." - zacytowałam przez śmiech.
- Zapewne byś wymyśliła coś lepszego? - zapytał retorycznie.
- Na pewno. - przekomarzałam się. -  Na serio masz jakąś sprawę?
- Nieeee.
- Więc o co chodzi?
- No nie udawaj, że nie zauważyłaś. - posłał mi wymowne spojrzenie.
- Co niby miałabym zauważyć? - nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi.
- No Mei i D'jok... Coś ci świta?
- No chyba nie myślisz, że...
- Tak, tak właśnie myślę. - odparł oczekując na moją reakcję. Wtedy zrozumiałam.
- Nie gadaj. Myślisz, że coś z tego będzie?
- Przecież ci mówię. Zresztą sama się przekonaj. - wskazał drzwi pokoju.
- No chyba nie zamierzasz ich podsłuchiwać. - zapytałam, na co on posłał mi cwaniacki uśmieszek.
- No przestań. Zrobimy to dyskretnie. - zapewniał mnie.
- W szczególności ty ze skręconą kostką. - zauważyłam.
- Pękasz? - powiedział prowokująco.
- Ja? Nigdy. - odparłam z oburzeniem.
- No więc chodź. - złapał mnie za rękę i zaprowadził pod drzwi. Tak wiem, to było dziecinne, ale nie lubię jak mi się zarzuca tchórzostwo. Drzwi były lekko uchylone, także bez problemu można było zobaczyć wnętrze pokoju.
Mei i D'jok siedzieli na łóżku, rozmawiali. Przyjrzałam się dokładnie kuzynce, była jakaś taka inna... nadzwyczaj rozpromieniona, a D'jok złapał totalną zawiechę.
- Widzisz, a nie mówiłem? - szepnął Micro.
- Cicho. Nic nie słyszę przez ciebie.
- To chodź trochę bliżej.
- Daj spokój, zaraz nas zauważą! - zaprotestowałam. Oczywiście mnie nie posłuchał i mocniej oparł się o drzwi. Zachwiał się i stracił równowagę. Kula wymknęła mu się z ręki. Próbowałam go złapać, ale nie dałam rady go utrzymać i oboje runęliśmy z hukiem na podłogę. Oni momentalnie skupili wzrok na nas.
- Alex..? - odezwała się Mei.
- Micro-Ice... - mruknął D'jok posyłając mu piorunujące spojrzenie.
- Wiem, że to może głupio wygląda, ale to nie jest to oczym myślicie. - zaczął chłopak z głupkowatym uśmieszkiem.
- Naprawdę? Czyli mam rozumieć, że przytulałeś drzwi, żeby nie czuły się samotne, tak? - spytał retorycznie rudy.
- Niezupełnie... bo widzisz...
- Chcieliśmy wejść do środka i w drzwiach podwinęła się sierocie noga i upadł, a że ja byłam w pobliżu to próbowałam go złapać. - wydusiłam jednym tchem.
- Tak, dokładnie tak było. - dodał czarnowłosy nerwowo potakując głową.
- Więc skoro już wszystko jasne to nie będziemy wam przeszkadzać. Prawda Micro-Ice?! - zakończyłam wyraźnie akcentując jego imię. Pomogłam mu wstać i wyszłam szybkim krokiem. Gdy byliśmy już na korytarzu dobre kilka metrów od pokoju, strzeliłam mu dłonią w czoło.
- Ty i te twoje pomysły. Nie mogłeś tego zrobić dyskretniej. Wyszliśmy na idiotów.
- Nie dramatyzuj, zapomną. Myślę, że kupili tą wersję z upadkiem. - odparł nie przejmując się absolutnie zdarzeniem.
- Miejmy nadzieję, chociaż w to wątpię. Nieważne.
- Przynajmniej masz pewność, że cie nie wkręcałem.
- Przyznaję, że gdybym ich wtedy nie zobaczyła nie uwierzyłabym. - zgodziłam się z nim. - Idę się przejść, później pogadamy.
- Okay, okay. To do zobaczenia później. - pożegnał się.
                                                                             ***
Spacerowałam już tak z dobre 20 minut. Wokół mijałam wielu ludzi, wambasów, rykersów. Genesis zdawało się nie mieć końca. Wszędzie było pełno wszystkiego: stoisk, statków, reklam, robotów. Zaczęłam tęsknić za Akillianem. Tam przynajmniej miałam ciszę i spokój. Można było pomyśleć, a tu nie mogłam się w ogóle  skupić. Nagle coś przykuło moją uwagę. Zauważyłam w tłumie znajomą twarz. Podeszłam bliżej. Między tłumem dostrzegłam... Marka. Tak to na pewno on. Rozmawiał z jakąś dziewczyną. Po chwili spostrzegłam, że to Nina 8 z drużyny Paradisji. Ale... skąd oni się właściwie znają. Rozmawiali o czymś, lecz nie wiedziałam o czym. Chciałam podejść bliżej i wtedy przeszła mi przez głowę myśl.
- "Brawo Alex, znowu pakujesz się w nie swoje sprawy".
Wahałam się przez moment, lecz doszłam do wniosku, że może być to coś poważnego. Zdecydowałam się podejść bliżej.
- Powiedz mi, dlaczego się chowasz? Nie odbierasz telefonów, nie chcesz się ze mną widzieć... Co się dzieje? - wypytywał podirytowany chłopak wpatrując się w nią.
- Przykro mi Mark, ale już nie możemy się spotykać. Musimy zakończyć tę znajomość. - powiedziała blondynka ze łzami w oczach. Zaraz po tym wybiegła. Za nią wyleciał Mark. Nina wsiadła do taksówki i odjechała pospiesznie. On nie zdążył jej dogonić. Zrezygnowany odszedł.
- "Co tu jest grane?" - zastanawiałam się. Bez zwłoki zamówiłam taksówkę i poleciałam za dziewczyną. Po głowie chodziło mi mnóstwo myśli. To wszystko nie miało sensu. Z zamyśleń wyrwał mnie kapelusz, którym dostałam prosto w twarz. Złapałam go. Przyjrzałam się dokładnie. Ciemny, wysoki cylinder z jaśniejszym paskiem. Już po chwili wiedziałam do kogo należy.
- " Bennett... ale skąd ulicha on się tu wziął? - pomyślałam. Czyżby piraci też węszyli w okolicy?
Dotarłam na miejsce. Na końcu ulicy ukazał mi się potężny budynek. To nic innego jak hotel drużyny Paradisji. Założyłam kapelusz na głowę i poszłam w jego kierunku. Od kilku dni nie wiedzieć czemu był on pod ścisłą ochroną, a zawodniczki nie opuszczały jego murów. Przed wejściem stały dwa potężne, dobrze uzbrojone roboty- strażnicy, a okna były zasłonięte żelaznymi roletami, jedyne te na samej górze ich nie posiadały. Nie wiedziałam za bardzo co robić, od czego zacząć. Hotel przypominał twierdze nie do zdobycia.
- "Myśl jak pirat, myśl jak pirat." -powtarzałam sobie. Rozejrzałam się wokół. Na rogu, niemalrze przy samej ścianie budynku rosło drzewo. Było dość wysokie, tak, że jego gałęźie sięgały do najwyższego okna. Westchnęłam ciężko.
- Mnie to chyba już do reszty porąbało. " - powiedziałam do siebie. Dyskretnie podeszłam do drzewa. Obeszłam roślinę z każdej strony i zaczęłam się wspinać. Nie przychodziło mi to łatwo, ale powoli, powoli posuwałam się na przód. Po kilku minutach znalazłam się jakieś 8 metrów nad ziemią. Usiadłam na rozłożystej gałęzi całą zadyszana. Stąd już nikt mnie nie mógł dostrzec, liście idealnie zasłaniały konary. Postanowiłam chwilę odpocząć. Oparłam się o pień  i zamknęłam na moment oczy. Ciszę przerwał mi szmer, dochodzący z innych gałęzi. Momentalnie zerwałam się na równe nogi, bojąc się, że ktoś chce mnie zaatakować. Zaczęłam się cofać rozglądając się wokół. W pewnym momencie źle postawiłam nogę i straciłam równowagę. Zaczęłam spadać. Ogarnęło mnie przerażenie, nie wiedziałąm co robić. Pomyślałam, że nie wyjdę z tego cało, gdy w ostatniej chwili ktoś złapał mnie za ręce i pociągnął do siebie. Jak już stanęłam na równe nogi spostrzegłam się, że pomogli mi Bennett i Artie.
- Co wy tu robicie? - rzuciłam niemalże od razu.
- Raczej co ty tu robisz. - odparł Artie.
- Byłam świadkiem rozmowy Niny i Marka. Jej zachowanie wydało mi się dziwne, więc zaczęłam ją śledzić. Wpadłam na pomysł, żeby wejść na drzewo, by dostać sie do najwyższego okna. - wyjaśniłam w dużym skrócie.
- Wow, świetnie to zaplanowałaś, nadawałabyś się do pira... - nie dokończył, ponieważ Bennett go szturchnął i przecząco kiwnął głową. - ale nie zmienia to faktu, że to niepezpieczne i nie powinnaś tego robić. - sprostował. Zmarszczyłam brwi i odparłam patrząc wprost na Bennetta.
- Nie musicie się o mnie martwić, nie jestem dzieckiem i wiem co robię. Może zamiast zastanawiać się nad tym kto co powinien robić, ruszymy się wreszcie i dokończymy to co zaplanowaliśmy. - ruszyłam na przód i wcisnęłam chłopakowi kapelusz. - To chyba twoje. - rzuciłam i zaczęłam się wyżej wspinać. 
- Stary, ona nie jest taka jak reszta dziewczyn, to wojowniczka, którą właśnie udało ci się wkurzyć. - śmiał się rozbawiony całym zdarzeniem Artie.
Po jakichś 15 minutach doszliśmy do gałęzi na szczycie. Z niej był doskonały widok na okno zawodniczek. Mieliśmy szczęście. W pokoju stały kłócące się bliźniaczki.
*********************************************************************************
Ciąg dalszy nastąpi ;). Przepraszam, że z opóźnieniem, ale nie mam za wiele czasu na pisanie ( uroki 3 gimbazy). W najbliższym czasie postaram się napisać następny rozdział :P

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 8.

                                                              8. Cześć... tato.
Stanęłam jak wryta. Czułam, jak paraliżuje mnie jakieś nieznane uczucie, niezbyt przyjemne. Patrzyłam na niego, przyjrzałam się dokładnie. Czas jakby zatrzymał się w miejscu.

 Z tego beznadziejnego otępienia wyrwał mnie nagle głos Sonny'ego.
- Chłopcy za mną. - wskazał ręką. Po chwili wyszli, zostaliśmy sami. W okół panowała cisza, ale to co działo się w mojej głowie, było jakąś masakrą. Patrzyłam na człowieka, który jest moim ojcem, którego zobaczyłam po raz pierwszy od tylu lat. Mój oddech stał się płytki i krótki.
- "Taka z ciebie twardzielka, a zachowujesz się jak tchórz..." - powtarzałam sobie w myślach. Musiałam być twarda. Przełknęłam ślinę i lekko uniosłam wzrok. Spojżałam wprost na niego.
- Tyle lat minęło... w końcu widzę moją córkę.... - odzywa się. Jakieś przyjemne ciepło rozeszło się po całym moim ciele. Znów przypływają do mnie różne emocje: szczęście wraz ze smutkiem, irytacja i ...strach, który strasznie mnie zirytował. Nie mogłam znieść tego przebiegu wydarzeń. Jak to się mogło stać, że się nie znaliśmy? Dlaczego tak to wszystko się potoczyło? Gdyby nie ciocia, byśmy... byśmy nawet się nie znali... Zacisnęłam dłonie w pięści i powiedziałam przez zęby.
- To wszystko wina matki, to przez nią! Jak ona mogła zrobić takie świństwo, przez nią to wszystko!- wyrzuciłam z siebie i spuściłam wzrok. 
- Nie mów tak. Chciała jak najlepiej dla ciebie.
- Kłamstwo nie jest rozwiązaniem! - warknęłam.
- Masz rację, ale nie zmienisz przeszłości. Mimo wszystko bardzo się cieszę, że jesteś teraz ze mną tutaj.  - podszedł do mnie bliżej i stanął na przeciwko mnie. Na jego twarzy dostrzegam cień uśmiechu.
- Ja również. - powiedziałam. Nawet nie wiem kiedy rzuciłam mu się na szyję.
-" Nareszcie." - pomyślałam. Odnalazłam w sobie szczęście i... spokój.
                                                                     ***
TYMCZASEM W APARTAMENCIE SNOW KIDS.
Mei i Tia właśnie wróciły z kina. Świetnie się bawiły, dzień wolny dobrze im zrobił. Idąc korytarzem spotkały Rocketa.
- Jak się miewa mój trener? - przywitała się blondynka, całując chłopaka w policzek.
- Dobrze. Mam nowe wieści. Mianowicie spotkałem dziś Sinedd'a. Zaproponował mi rozegranie meczu towarzyskiego przeciw Shadows.
- Teraz, przed samym finałem? Kiedy dokładnie? - zdziwiła się Tia.
- Właśnie chodzi o to, że jutro wieczorem.
- Cały Sinedd. Chce zyskać w oczach widzów po porażce. Myśli, że bez Micro-Ice'a nie damy rady i uda mu się wygrać. - podsumowuje długowłosa.
- Też o tym myślałem, ale spójrzcie na to z drugiej strony; Alex miałaby świetną okazję, by brać udział w meczu z drużyną wyższej półki. Zwiększyłoby to nasze szanse w finale. Nie dałem jeszcze odpowiedzi, bo chcę jeszcze to omówić z resztą drużyny.
- Zróbmy to jak najszybciej. - zaproponowała zielonooka.
- Niestety, musimy poczekać na Alex i D'joka. Nie ma ich od południa. Mei, nie wiesz, gdzie mogli pójść?
- Nie mam pojęcia. To jakiś cud, że ruszyła się stąd. - odparła zdezorientowana dziewczyna. Nie miała pojęcia, gdzie mogła podziać się jej kuzynka.
- Ciekawe, co z D'jokiem. Nigdy nie wychodził na cały dzień. - zastanawia się Tia. Niebieskooką po chwili olśniło. Ni stąd, ni zowąd pobiegła korytarzem.
- Jak się czegoś dowiem zaraz wrócę. - rzuciła w pośpiechu. Rocket i Tia spojrzeli na siebie pytająco, zdziwieni całym zajściem.
Brunetka wpadła jak huragan do pokoju Micro-Ice'a. Przestraszony drgnął nerwowo, rozrzucając chipsy dookoła.
- Jezu Mei! Wystraszyłaś mnie!
- Przepraszam, ale muszę się ciebie o coś spytać. - powiedziała zdyszana.
- Rany, wszyscy dzisiaj mnie o coś wypytują. Co ja, mapa świata? - bąknął chłopak.
- Proszę, powiedz mi, czy wiesz dokąd wywiało Alex?
- Była tutaj rano i pytała o D'joka. Powiedziałem, że jest w Parku Genesis, a ona poszła. Wnioskuję, że do niego. - odpowiada Micro. Dziewczyna wiedziała już wszystko.
- "Są u piratów." - pomyślała.
- Wielkie dzięki. I jeszcze raz przepraszam za to, że cię wystraszyłam. - powiedziała znikając w drzwiach.
                                                                    ***
Nie wiem, ile czasu rozmawialiśmy. Opowiedziałam ojcu wszystko o sobie, różne zdarzenia, wspomnienia, wszystko. On również, odpowiadał na wszystkie pytania. Powiedział jak to jest być piratem, o ich misjach, walkach z Technoidem. Oczywiście, musiałam zachować te wiadomości w tajemnicy. Normalnie, gdybym była przypadkową osobą, miałabym wyczyszczoną pamięć. Chciałabym żyć tak jak oni. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jest to trudne i bywa naprawdę ciężko, ale wśród piratów panuje zasada " Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.", no i oczywiście zawsze coś się dzieje. Cieszę się, że wreszzcie poznałam ojca. Mei miała rację... znowu.
Rozmowę przerywa nam dźwięk otwierających się drzwi. Do środka wchodzi D'jok.
- Przepraszam, że przerywam, ale powinniśmy już wracać. Wszyscy pewnie zastanawiają się, gdzie jesteśmy.
- Masz rację, trzeba wracać. Idź już, zaraz do ciebie dołączę. - odparłam. Rudy udał się w kierunku wyjścia. Wstałam i zwróciłam się do Corso.
- Cieszę się, że wkońcu cię poznałam. Mam nadzieję, że wkrótce znów się spotkamy.
- Możesz być tego pewna. - odpowiada. Miałam właśnie wychodzić, gdy zatrzymał mnie. Sporzał na gwiazdę na mojej szyi.
- Powiedz mi, od dawna nosisz ten naszyjnik?
- Odkąd pamiętam. Mam go od mamy, bardzo go lubię. - odzywam się, lekko zdziwiona.
- Dałem go twojej mamie, dawno temu. Jest dość specyficzny, nie wiedziałem, że go zachowa.
- Co masz na myśli mówiąc "specyficzny"? - zdziwiłam się.
- Spójrz. - wziął ozdobę w swoje ręce. - Gdy naciśniesz na środek pojawi ci się mapa Genesis. -  po chwili pojawiła się holograficzna mapa. - Tak ustalałem miejsca spotkań z twoją mamą.
- To jest świetne. - zachwyciłam się. - Na pewno ułatwi komunikację. Dobrze, idę już, bo D'jok wyjdzie z siebie. Dziękuję za wszystko. A, i pamiętaj żeby mi kibicować. - kończę puszczając oczko.
- Na pewno będę. - odparł.
Poszłam prosto korytarzem. Na jego końcu dostrzegłam rudego i piratów. Udaliśmy się do statku. Przez całą drogę oglądałam naszyjnik. Nawet nie wiedziałam, jakie ma właściwości. Po około godzinie byliśmy już na Genesis. Wychodząc postanowiłam się pożegnać.
- Dziękuję wam za pomoc. Miło było was poznać. Do zobaczenia!
- Nam również było miło. - odparł Sonny. Odwróciłam się i miałam wychodzić, gdy jeszcze usłyszałam za sobą głos Artie'go
- ... a szczególnie Bennettowi! - krzyknął śmiejąc się.
- Artie! - warknął na niego kumpel. Zaśmiałam się pod nosem i wyszłam.
 Od apartamentu dzieliło nas już tylko kilka metrów. Przez drogę rozmawiałam z D'jokiem. W sumie jesteśmy w podobnej sytuacji. Oboje mamy ojców piratów.
W akademii na korytarzu stała Mei. Widząc nas od razu przybiegła.
- Jesteście w końcu! - zawołała.
- Tak, sorry, że ci nie powiedziałam, ale...
- Tak, tak byliście u piratów. Domyśliłam się. Chodźcie teraz do sali treningowej. Jest sprawa dosyć ważna.
Zdziwiła mnie bezpośredniość mojej kuzynki. Bez słowa komentarza poszliśmy za nią w wyznaczone miejsce. Wszyscy tam na nas czekali.
- Jesteście. A więc możemy zaczynać. Tak jak już niektórzy wiecie, mamy propozycję zagrania z Shadows meczu towarzyskiego. Ma on się odbyć jutro. Sądzę, że byłby świetnym treningiem przed finałem oraz dobrym doświadczaniem dla Alex. Czy zgadzacie się ze mną?
- Świetny pomysł. Pokarzmy im, gdzie ich miejsce. - zawołał rozentuzjazmowany D'jok.
- Ja również jestem za. - poparła go kapitanka.
- Damy radę. - Odezwał się Ahito, zasypiając zaraz potym.
- A ty Alex? Co o tym myślisz? - pyta trener.
- Skopmy im te ciemne tyłki. - odpowiadam zdecydowanie.
Po ustaleniu wszystkich szczegółów każdy rozszedł się do swoich pokoi. Oczywiście pierwszą rzeczą, jaką musiałam zrobić było szczegółowe streszczenie mojego spotkania z piratami Mei.
- (...) miałaś rację, powinnam zrobić to dużo wcześniej - przyznałam.
- Dobrze, że go wreszcie poznałaś. Jesteś teraz całkiem inna, zadowolona i pewna siebie, jak dawniej.
- Jakby mi ktoś powiedział wczoraj, że tak to się potoczy, nie uwierzyłabym. Jeszcze ten mecz z Cieniami. Zniszczymy ich.
- Też tak myślę, ale pamiętaj, by nie być zbyt pewnym siebie, jeżeli z góry założysz, że wygrasz, możesz się na tym przejechać. - radziła. - Dobra kładźmy się już spać. Jutro ważny mecz. Lepiej się wyspać.
Tak też zrobiłyśmy. Po dniu pełnym niespodzianek przyszła wreszcie pora na wypoczynek.
NAZAJUTRZ
Wstaliśmy dziś wyjątkowo później, mianowicie o godzinie 7.30. Rozpoczęliśmy od biegów. Po 12 kółkach nadszedł czas na ćwiczenia. Rozciąganie, podciąganie i wiele wiele innych. Na koniec masaż, którego skutki czuję do tej pory. Następnie nadszedł czas na prysznic. Mei dała mi strój, w którym miałam zagrać. Należał wcześniej do Yuki.  Przymierzyłam go. Pasował jak ulał. Spojrzałam w lustro.
- " Teraz wyglądam jak prawdziwy Snow Kids" - powiedziałam do siebie zadowolona. Udałam się na miejsce zbiórki. Potem dojechaliśmy na stadion.
 Udaliśmy się do szatni. Kilka minut przed meczem Rocket jeszcze raz omówił dokładnie taktykę.
- (...) Mimo wszystko pamiętajcie, aby grać zespołowo i myśleć o dobru drużyny, a nie o własnych zaszczytach. Shadowsi zazwyczaj grają agresywnie i szybko, w szczególności Sinedd. Musicie skupić sie na tym, by odbierać piłki w środku pola i szybko przystąpić do kontrataku. Życzę wam powodzenia. - zakończył przemówienie. Tradycyjnie ustawiliśmy się w kółku kładąc ręce i wykrzykując "Go Snow, Go!". Udaliśmy się na boisko.
Wlatujemy do środka stadionu. Oszołomiła mnie jego wielkość, ilość widowni. Po chwili włączają się dodatkowe reflektory. Światło początkowo oślepiło mnie trochę. Zeszliśmy z podestu i zaczęliśmy się ustawiać na pozycje. To samo zrobiła drużyna przeciwna. Biorę głęboki wdech i staram się być w pełni skupiona. Spojrzałam na drużynę, wszyscy byli już ustawieni. Rudy uśmiechnął się w moją stronę i puścił mi oczko. Sinedd stanął na przeciwko niego. Na twarzy rysował mu się ten jego cwaniacki uśmieszek. Natomiast na przeciw mnie, kilka metrów dalej znalazła się Ritta, która również wydała się być pewna zwycięstwa.
- Dzięki za szansę pokazania się przed Pucharem. To będzie czysta przyjemność wygrać z finalistami. - odzywa się czarnowłosy.
- To się jeszcze okaże Sinedd. - odparł zielonooki, kpiąc sobie ze słów rywala.
Rozpoczął się mecz. Piłka wystrzeliła w górę napastnicy wylecieli za nią. Przejął ją Sinedd i podał swoim pomocnikom. W środku zatrzymał ich Mark. Podał do mnie. Niestety nie utrzymałam się długo przy piłce. Odebrał mi ją jeden z Shadowsów za pomocą smogu. Pojawił się dosłownie znikąd. Zdenerwowałam się.
- Spokojnie Alex. - rozlega się głos trenera w mojej słuchawce. - Smog jest nieprzewidywalnym fluxem, Cienie to wykorzystują. Poprostu bądź bardziej czujna.
- Dobrze, postaram się. - odpowiadam. Rozeznaje się, jaka jest sytuacja na boisku. Przy piłce była Ritta. Przedarła się przez środek i zbliżała się do pola karnego. Mei próbowała odebrać futbolówkę wślizgiem, lecz rywalka zniknęła jej z oczu. Pojawiła się kilka metrów wyżej i szykowała się do strzału. Ahito przygotował się do obrony, jednak fioletowowłosa w ostatniej chwili podała Sinedd'owi, który wykorzystał okazje i zdobył gola. Wszyscy byli zaskoczeni takim obrotem sytuacji. Byłam wściekła, to była ewidentnie moja wina. Jakby tego było mało Sinedd z Rittą zaczęli sie obściskiwać. Przewróciłam oczami i ustawiłam się na pozycję.
Minęło z jakieś dobre 30 minut. Próbowaliśmy zdobyć bramkę, jednak obrona Cieni okazała się nadzwyczaj silna.
- "Musimy sie wsiąść w garść i strzelić gola przed końcem pierwszej połowy." - pomyślałam. Obiecałam dać z siebie wszystko i mam zamiar dotrzymać słowa. Zmobilizowałam się i postanowiłam wykorzystać na maxa te ostanie minuty. Rozejrzałam się po widowni i wtedy ich zobaczyłam. Byli tam Sonny i Corso. Teraz już musiałam pokazać na co mnie stać. Ustawiliśmy się na pozycje. Futbolówkę przejęli przeciwnicy. Rozejrzałam się za napastniczką Shadows. Była niedaleko. Postanowiłam ją kryć, bo jak się spodziewałam, Sinedd poda właśnie jej. Tak też było. W ostatniej chwili wyskoczyłam przed nią używając Oddechu  i przejęłam piłkę.
     

- Zgubiłaś coś? - spytałam retorycznie kończąc cwaniackim uśmiechem. Jej mina była bezcenna. Zaczęłam biec prosto do bramki przeciwnika. Równolegle biegł D'jok nie kryty. Przed samym polem karnym odegrałam mu wysoko. Za pomocą fluxa wzbił się w górę i uderzył głową w piłkę. Ta z ogromną siłą wpadła do bramki, kręcąc się w siatce. Udało się, wyrównaliśmy! Kilka sekund potem rozległ się dźwięk oznaczający koniec pierwszej połowy.
**********************************************************************************
Ciąg dalszy nastąpi ;). Z góry przepraszam za ten pokraczny rysunek robiony na szybko. Nad notką trochę myślałam, mam nadzieję, że nie wyszła najgorzej :). Jeszcze raz dzięki za wejścia i za komentarze :D!

  

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 7.

                                              7. Spotkanie z piratami.
Przez ostatnie dni skupiałam się wyłącznie na treningach. Grałam 3-4 razy indywidualnie i przynajmniej raz z drużyną w ciągu dnia. Całą swoją złość mogłam wyładować w ten sposób. Z czasem nabrałam kondycji, chociaż kosztowało mnie to dużo wysiłku. Jeżeli chodzi o drużynę, to bardzo mnie wspierali. Gdy coś mi nie wychodziło uśmiechali się mówiąc " Nic nie szkodzi, następnym razem pójdzie ci lepiej". I rzeczywiście tak było. D'jok również się zmienił. Podaje do mnie często i pozwala się wykazać. Mimo, że czasem sodówka mu uderza do głowy to dobry kumpel. Ćwicząc daje z siebie wszystko by dorównać Snow Kids. Nie mam zamiaru być najsłabszym ogniwem, za jakie zapewne wszyscy mnie mają.
Właśnie skończyłam mój drugi w tym dniu trening. Jestem cała zlana potem, ponieważ grałam agresywnie, oddając strzały jak najmocniej potrafię. Ocieram mokre czoło. Białe kwadraty holotrenera znikają i moim oczom ukazują się Rocket i Clamp.
- Świetnie się spisałaś Alex. Robisz duże postępy. Jednak zauważyłem, że grasz bardzo agresywnie, strzelasz mocno i często używasz oddechu. Musisz trochę spasować, bo nie wytrzymasz kondycyjnie nawet 1 połowy. - odzywa się trener.
- Masz rację, trochę przesadzam. Obiecuję, że to poprawię. -odpowiadam.
-  Nie wątpię w to. Dobrze, to wszystko na dziś, masz wolne do końca dnia.
- Ale trenerze, przecież zazwyczaj gram 4 razy dziennie. - mówię protestując.
- Tak wiem, doceniam to, że się starasz. Dlatego daję ci dziś wolne. Nie jesteś robotem, przecież musisz też mieć czas dla siebie. - oznajmia. - I nie słyszę sprzeciwu.
- Dobrze, dziękuję trenerze. - odpowiadam i odchodzę.
- " Świetnie i co ja będę teraz robić?" - myślę lekko podirytowana. Po wejściu do pokoju od razu zmierzam w stronę łazienki.  Biorę prysznic. Tego mi teraz było trzeba. Nie wiem, ile czasu spędziłam w łazience, ale podejrzewam, że około pół godziny. Ubrałam się i wyszłam. Zegarek wskazywał 11.45. Westchnęłam ciężko i położyłam się na łóżku. Panowała absolutna cisza, taka jaką lubiłam. Można było się odprężyć. Jednak nie nacieszyłam się nią długo, bo do środka weszła Mei. Była rozpromieniona i pełna energii, zresztą jak zawsze.
- Niemożliwe, nie jesteś na treningu? - pyta ironicznie.
- Jak widać. Rocket dał mi wolne do końca dnia. - odpowiadam ponuro.
- No nareszcie! Już myślałam, że zamieszkasz w holotrenerze. - śmieje się. W odpowiedzi tylko wzdycham i marszczę brwi. Kuzynka siada obok mnie.
- Skoro masz wolne to może gdzieś wyskoczymy?- proponuje.
- Daj spokój, nie mam ochoty. - odpowiadam zrezygnowana. Długowłosa wstaje. Na jej twarzy widać podirytowanie. Staje na przeciwko mnie i mówi.
- Alex nie możesz całe życie trenować, by uciec od problemów! Musisz w końcu spotkać się z Corso i porozmawiać z nim! Przez tą całą sprawę nie jesteś sobą!
- Tak i co mu powiem?! Cześć, jestem twoją córką. Sorry, że dopiero teraz się spotykamy, ale matka tak jakby nic mi nie powiedziała. Teraz możemy być szczęśliwą rodzinką. Tak mam powiedzieć? - warczę. Słysząc to zmieszała się trochę.
- No nie, ale nie powinnaś tego odwlekać, tak jak twoja mama. Uwierz, im szybciej się spotkacie, tym lepiej. Przemyśl to sobie. Idę z Tią do kina, jeżeli zmienisz zdanie to dołącz do nas - mówi i odchodzi. Orientuję się, że ma rację. Uciekają tylko tchórze. Jestem trochę zła na siebie, że tak ją olewałam przez ostatnie dni. Egoistycznie myślałam tylko o sobie.
- "Koniec tego." - myślę zaciskając dłonie w pięści. Postanowiłam, spotkam się z Corso jeszcze dziś, jeżeli to możliwe. Tylko jak? Zaraz... D'jok. On ma stały kontakt z piratami. Zrywam się z miejsca i udaje się w kierunku jego pokoju. Idę stawiając szybkie kroki. Dzwonię do drzwi.
- Kto to? - słyszę głos Micro-Ice'a.
- To ja, Alex. - odpowiadam i drzwi się otwierają. Zastaje Micro leżącego na łóżku z paczką chipsów i pilotem w rękach. Uśmiecha się od ucha do ucha.
- Hej Micro-Ice. Jest może D'jok? - pytam lekko zmieszana.
- Nieeee, ale za to jestem ja. - odpowiada.
- Widzę. - mówię podśmiewając się. - Nie wiesz gdzie go mogę znaleźć? To pilna sprawa...
- O ile dobrze pamiętam to poszedł w okolice parku Genesis, lubi się tam szlajać.
- Dzięki wielkie. - odpowiadam i już mam wychodzić, gdy usłyszałam za sobą.
- Ja nie wiem co on takiego ma, że wszystkie dziewczyny na niego lecą. - mówi czarnowłosy. Staję i momentalnie odwracam się. Puszczam mu gniewne spojrzenie po czym rzucam poduszką prosto w twarz.
- No ej! Tak sobie tylko żartowałem. - odpowiada śmiejąc się.
- No ja man nadzieję. - odpowiadam z cwaniackim uśmieszkiem. - Kto jak kto, ale ty nie powinieneś narzekać na brak adoracji.
- Nie wiem o czym mówisz... - odpiera.
- Hmn... no nie wiem... a Yuki i Zoelin? - mówię, na co on robi się czerwony jak burak.
- He he no tak...
- Na razie Micro, dokończymy ten temat kiedy indziej. - kończę puszczając oczko, po czym wychodzę. W biegu ubieram płaszcz i idę w kierunku parku. Na szczęście nie jest daleko stąd. Pogoda na Genesis jest całkiem inna niż na Akillianie. Przede wszystkim nie ma śniegu i jest sporo cieplej. Po drodze mijam wiele budynków. Są to ogromne bloki. Od czasu do czasu widzę też przelatujące ptaki. Po drodze mijam coraz więcej drzew, co oznacza, że jestem blisko celu. W końcu widzę nad moją głową wielki napis PARK GENESIS. Uśmiecham się sama do siebie. Idę główną aleją i uważnie rozglądam się w poszukiwaniu rudego. Po jakichś 15 minutach chodzenia dostrzegam go na jednej z ławek. Coś trzyma w ręce i dokładnie się temu przygląda. Wyglądało mi na zdjęcie. Podchodzę bliżej.
- Hej D'jok. - zawołałam. On jak poparzony schował zdjęcie do kieszeni i odpowiedział.
- Cześć Alex. Co ty tu robisz?
- Szukałam ciebie. Chciałam, żebyś mi pomógł...
- Jasne, co mogę zrobić?
- Chciałabym się widzieć z Corso...
- Rozumiem, zobaczę co da się zrobić. - uśmiecha się. Rozgląda się dokładnie wokoło, upewniając się, że nikt nie widzi, po czym odsłania rękaw. Na nadgarstku dostrzegam urządzenie. Naciska kilka przycisków i za chwilę ukazuje się nam sylwetka mężczyzny. Od razu poznaję, że to Sonny Blackbones.
- Witaj synu. - mówi.
- Cześć tato. Widzisz mam pewną sprawę do ciebie... - odpowiada D'jok.
- O co chodzi?
- Bo widzisz nie wiem, czy wiesz o tym. Niedawno dołączyła do Snow Kids nowa napastniczka - Alex, jest także kuzynką Mei.
- Tak słyszałem o tym jak blisko pół galaktyki.
- Chodzi o to, że ona jest... - nie może się wysłowić chłopak.
- Córką Corso? Tak wiem, mówił mi o tym mniej więcej 2 lata temu.
- Ona dowiedziała się dopiero kilka dni temu i chciałaby się z nim spotkać. - oznajmia. Zbliżam się nie pewnie do hologramu. -  jeżeli oczywiście się zgodzicie.
- Myślę, że nie będzie z tym problemu. Spotkajmy się na Genesis. - odpowiada mężczyzna.
- Dobrze, do zobaczenia. - żegna się D'jok po czym sylwetka Sonny'ego znika. Siadam na ławce ze spuszczoną głową. Rudy podchodzi bliżej.
- Hej, głowa do góry. Będzie dobrze. - pociesz mnie.
- Ech... mam nadzieję.
                                                                              ***    
TYMCZASEM U PIRATÓW
Sonny po telefonie od syna postanowił zawiadomić swojego przyjaciela. Wiedział, że nie będzie to dla niego proste, wiedział również że odzyskanie dziecka po tylu latach jest wielkim szczęściem.
- Wzywałeś mnie Sonny?  - wyrywa go z zamysłu głos przyjaciela.
- Tak. Mam dla ciebie dobrą wiadomość. - oznajmia i opowiada całe zdarzenie.
- (...) ona chce się z tobą dziś spotkać, a ja się zgodziłem. - kończy. Pirat załamuje ręce.
- Sonny... chyba po raz pierwszy w życiu nie wiem co robić...
- Ja też nie wiedziałem, ale uwierz mi, dasz sobie radę.
- Tyle lat minęło... Ona już nie jest dzieckiem. Miała innego ojca... a jej matka chciała to wszystko ukryć...
- O to się nie martw, dogadacie się. O ile dobrze słyszałem to charakter ma po tobie. Polecę po nich z Artie'em i Bennettem, a ty poczekaj tutaj i przemyśl sobie wszystko.  - oznajmia Blackbones i odchodzi. Corso wyjął z kieszeni zdjęcie córki. Dostał je od siostry Avalone, 2 lata temu. Alex miała na nim 15 lat. Była podobna do matki. Pirat miał kompletny mętlik w głowię. Nie wiedział kompletnie jak zacząć rozmowę, co powiedzieć. Jednak w głębi serca bardzo się cieszył, że zobaczy córkę.
                                                                          ***
Dotarliśmy na wyznaczone miejsce. Muszę przyznać, że strasznie się stresowałam. Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam, że nie będę się rozczulać.
- Powiedz mijakie zdjęcie trzymałeś w ręku,  no wiesz w parku. - pytam patrząc na chłopaka
- Nie wiem o czym mówisz. - zbywa mnie spuszczając wzrok.
- Kiedy oni będą? - zapytałam lekko zniecierpliwiona.
- Tego nikt nie wie. Nigdy nie wiadomo kiedy przyjdą. - odpowiada chłopak. Zaraz po tym łapie go za ramię jakaś postać. Jest to wysoki dobrze zbudowany mężczyzna w długim czarnym płaszczu i masce. Daje znak żebyśmy za nim poszli. Przedzieramy się przez tłum. Wychodzimy z miasta. W końcu docieramy na jakieś kompletne odludzie. Mężczyzna zdejmuje maskę.
- Miło mi cię poznać Alex. - mówi i wyciąga rękę Sonny.
- Mi również. - odpowiadam podając dłoń.
- Polecicie z nami na Planetę Piratów. Tam czeka twój ojciec.
- Dobrze, ale czym? - pyta D'jok.
- Bennett, wpuść nas. - odzywa się przywódca piratów spoglądając w górę. Po chwili naszym oczom ukazuje się duży statek. Wchodzimy do środka. Wnętrze maszyny wydaje się ogromne. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Zaczęłam rozglądać się i nawet nie wiem kiedy straciłam D'joka i Sonny'ego z oczu. Poszłam na przód. Za sterami siedzieli dwaj chłopcy. Słysząc mnie odwrócili się. Jeden z nich zawołał rozentuzjazmowany.
- Bennett patrz! To Alex, nowa napastniczka Snow Kids. - mówi bez krępacji. Ten drugi ewidentnie zaniemówił i tępo patrzył się w moją stronę. Podeszłam bliżej i postanowiłam się przywitać.
- Cześć, jestem Alex.
- Miło poznać, jestem Artie. - wyciąga mi rękę na powitanie. Natomiast jego kolega nadal nic nie mówi.
-... a to jest Bennett. - Odpowiada szturchając go Artie, tak, jakby próbował go otrząsnąć.
 
 
- Szukam Sonny'ego i D'joka. Wiecie może gdzie oni są? - pytam.
- Poszli w tamtą stronę. Na końcu korytarza powinnaś ich znaleźć.
- Okay, dzięki za pomoc. - odpowiedziałam i poszłam.
                                                                        ***
- Stary, co z tobą? Od kiedy to zaniemawiasz  przy dziewczynie? Zawsze je kokietujesz. - pyta Bennetta kumpel. - Zakochałeś się czy co?
- Co, wcale nie! Ty jak coś wymyślisz Artie... - protestuje chłopak. - Skup się lepiej na locie.
- Wiesz, że ona jest córką Corso...
- Wiem i co?
- Lepiej dobrze to przemyśl zanim zaczniesz do niej startować. - mówi podśmiewając się Artie.
                                                                        ***
Za jakieś pół godziny byliśmy już na miejscu. Wzdłuż głównej ulicy ciągnęły się bazary piratów. Rzecz jasna handlowali oni skradzionymi towarami. Planeta tętniła życiem. Zamieszkiwało ją dużo ludzi. Szliśmy w stronę siedziby Sonny'ego. Tam znajdował się mój ojciec...
Dzieliło nas już tylko kilka metrów. Z tego spokojnego nastroju wyrwały nas okrzyki ludzi. Odruchowo wszyscy się odwrócili. Okazało się, że statki Technoidu zaatakowały planetę. Kilkanaście robotów wyszło na ulicę. Błyskawicznie zwinięte zostały wszystkie stoiska. W przeciągu kilku sekund wszyscy się pochowali. Roboty zaczęły nas gonić. Uciekaliśmy przed siebie.
- Rozdzielmy się! - rozkazał Sonny. - łatwiej ich zgubimy. Blackbones wraz z synem skręcili w prawo natomiast ja, Artie i Bennett biegliśmy prosto. Na ogonie siedziały nam dwa roboty. Zagoniły nas w ślepą uliczkę. Miały nas na celowniku. Dostrzegłam w reku Artie'go broń. To był impuls. Pomyślałam teraz albo nigdy. Wyrwałam mu broń z ręki i zaczęłam strzelać. Wystarczyło kilka szybkich i precyzyjnych strzałów, a roboty zanim się obejrzały, leżały już "martwe" na ziemi. Uśmiechnęłam się cwaniacko.
- Wow! Jak ty to... jak to zrobiłaś? - odezwał się Bennett.
- A jednak umiesz mówić. - odezwałam się, na co Artie zaczął się śmiać. Blondyn znów zaniemówił. Wiedząc, że już nic nam nie grozi, udaliśmy się w stronę siedziby. Weszliśmy po schodach. Drzwi otworzyły się. Tam czekali już na nas Sonny, D'jok i.... Corso.
***********************************************************************************
I oto jest kolejny rozdział ;). Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie mogłam napisać w poprzednim tygodniu. Mam nadzieję, że się spodoba. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i wejścia :D!

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 6.

                                                  6. Rodzinne sekrety cz. 2
Zaczynało się ściemniać. Śnieg przestał padać , ale nadchodzący mróz dawał się we znaki. Wokoło nie było widać żywego ducha. Słychać było tylko skrzypiący śnieg pod moimi stopami. Nadal nie docierało do mnie to co usłyszałam kilka godzin temu. Czułam tak ogromną złość, że miałam ochotę coś rozwalić. Całe moje dotychczasowe życie zmieniło się o 360 stopni i to w dzień przed wylotem na Genesis, przed samym finałem. Miałam ogromny żal do matki. Nie wiem, czy wytrzymam długo w jej towarzystwie bez amantury. Nigdy nie należałam do spokojnych osób.
Stanęłam przed drzwiami domu nie mogąc zrobić następnego kroku, jakby jakaś niewidzialna bariera zastawiała mi drogę. W końcu jednak wzięłam się w garść i weszłam do środka. W domu było ciemno i strasznie cicho. Poszłam na górę po schodach. Dostrzegłam promień światła wychodzący z sypialni rodziców. Im bliżej podchodziłam, tym wyraźniej słyszałam czyjś płacz, na pewno mamy. Ona była moim przeciwieństwem. Zawsze wrażliwa, pełna dobroci, przede wszystkim  nie umiała krzywdzić, tak mi się przynajmniej wydawało. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją zapłakaną siedzącą na krześle. Podniosła wzrok i niemalże natychmiast przytuliła mnie.
- Jak dobrze, że wróciłaś. Tak się martwiłam. - wyszlochała. Nie odwzajemniłam uścisku. Stałam obojętna. Nie mogłam inaczej, nie po tym co zrobiła.
- Przyszłam, żebyś mi to wszystko wyjaśniła, od początku do końca. - mówię sucho. Początkowo nie wiedziała od czego zacząć co powiedzieć. Usiadłyśmy przy stoliku obok siebie. Patrzyłam na nią wyczekująco. W końcu wzięła głęboki wdech i zaczęła.
- To było ponad 20 lat temu... Skończyłam wtedy 18 lat i razem z moją siostrą Alyson (mamą Mei) poszłyśmy świętować do klubu Night City. Świetnie się bawiłyśmy. Na parkiecie było strasznie dużo ludzi. Wpadliśmy na siebie nie wiedząc kiedy i jak. Przetańczyliśmy razem pół nocy. Miałam wrażenie, że znamy się od dawna. Potem zaczęliśmy się coraz częściej spotykać, ale w ukryciu. Pewnego razy nakryła nas moja siostra, jednak obiecała, że zachowa to w tajemnicy. Tak było przez 3 lata, wspaniałe lata. Bardzo go kochałam. Wiedzieliśmy o sobie wszystko, chciałam, żeby tak było zawsze, ale.. To się nie mogło udać...
- Dlaczego, nic z tego nie rozumiem!
- Z powodu moich rodziców. Byli jednymi z najbogatszych i wpływowych ludzi na Akillianie. Mama miała salon mody, a ojciec potężną firmę. Nigdy nie zaakceptowaliby tego, gdybym wyszła za pirata. Wydziedziczyliby mnie, dokładnie tak mi powiedzieli, gdy odważyłam się im w końcu wyjawić prawdę. Musiałam to zakończyć. Powiedziałam Corso tylko, że to koniec i wybiegłam. Próbował mnie zatrzymać, ale stracił mnie z oczu. Nie powiedziałam mu, że jestem w drugim miesiącu ciąży. Kilka tygodni później wyszłam za G'radona. Byliśmy przyjaciółmi od kiedy pamiętam, ale wiedziałam, że od jakiegoś czasu czuł do mnie coś więcej. To wspaniały człowiek, zawsze mnie wspierał. Pochodził również z dobrze sytuowanej rodziny więc moi rodzice nie mieli nic przeciwko. Na ślubie za oknem dostrzegłam znajomą twarz, to był twój ojciec. Patrzył na mnie. Musiałam szybko odwrócić wzrok, bo łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Nigdy o nim nie zapomniałam. Po kilku miesiącach pojawiłaś się ty, byłaś całym moim szczęściem. Mój mąż i Alys niedługo poznali prawdę. Byli dla mnie ogromnym wsparciem. Chciałam, żeby ci niczego nie brakowało. G'radon kochał cię jak własną córkę i pomógł wychować.
- Skoro miałaś taki dobry kontakt z siostrą to czemu 2 lata temu wyprowadziliśmy się na Shadows z powodu jakiejś nonsensownej kłótni?
- To nie było tak. Alyson odkąd się urodziłaś namawiała mnie, abym powiedziała Corso, że ma córkę. Oczywiście nie zgadzałam się, więc wzięła sprawy we własne ręce. Udało jej się skontaktować z nim i powiedziała mu o tobie. Zanim do nas dotarł udało mi się szybko przenieść razem z wami na Archipelag Shadows, tak byście się nie spotkali. Teraz już wszystko wiesz. - kończy podsuwając mi zdjęcie. - To jedyne jakie mam.
             

Biorę je do ręki. Próbuję być spokojna, ale cała ta sytuacja wydaje się być beznadziejna. Patrzę na matkę marszcząc brwi, już mam wybuchnąć, ale widząc jej smutne oczy pojmuję, że też nie było jej łatwo. Odpuszczam i mówię.
- Z jednej strony cię nawet rozumiem, a z drugiej ani trochę. Jeżeli go kochałaś z wzajemnością to dlaczego tak bałaś się rodziców? Przecież mogłabyś być z nim. Miałabym normalną rodzinę...
- Alex, chciałam, żebyś żyła w jak najlepszych warunkach. Bałam się, że nie damy rady sami się utrzymać, szczególnie w  czasach wielkiego wybuchu. - odpowiada. Wzdycham ciężko.
- Najbardziej boli mnie to, że nie chciałaś żebym się dowiedziała prawdy. Oszukałaś i jego i mnie. Nie dość, że nie dowiedział się od ciebie, to jeszcze zaraz po tym uciekłaś ze mną. Pewnie teraz myśli, że to ja nie chciałam go poznać. - mówię z wyczuwalną złością.
- Na pewno nie. Córeczko, ja tylko chwiałam ci oszczędzić bólu.
- Ale mówiąc mi to dopiero po takim czasie zadałaś mi go ze zdwojoną siłą. Właśnie teraz przed finałem. - wyrzucam.
- Zrobiłam źle, teraz to zrozumiałam. Przepraszam.
- W porządku, nie chcę się z tobą kłócić do końca życia. - odpowiadam, a na twarzy mamy pojawia się cień uśmiechu. Siedzimy jeszcze przez chwilę. Wybaczyłam jej, chodź to nie zmienia faktu, że zawiodła moje zaufanie.
- Pójdę już, jutro wylatujemy.
- Dobrze. Życzę ci powodzenia w grze.  - mówi na pożegnanie.
Jest już całkiem ciemno. Idę w kierunku Akademii. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Patrzę na zaśnieżone drogi i domy. Naglę ciszę przerywa dźwięk mojego cholofonu.  Naciskam zielony przycisk i ukazuje mi się sylwetka mojej kuzynki.
- Jak tam? Zaczynałam się już o ciebie martwić. - mówi.
- W porządku. Opowiem ci wszystko jak wejdę. Za jakieś 15 minut powinnam być.
- Okay, to czekam. - odpowiada i rozłącz się.
Wreszcie znalazłam się w ciepłym budynku. Zdjęłam płaszcz i weszłam do pokoju jednak nikogo nie było.
- "Gdzie są dziewczyny?" - dziwię się. Z korytarza słychać było jak ktoś biegnie. Pospiesznie wyszłam na hol i zobaczyłam Marka.
- Co się dzieje? - pytam rozkojarzona.
- Micro'Ice miał mały wypadek. - mówi zdyszany.
- Że co? Ale jak, kiedy?
- W parku rozrywki. Chciał się popisać przed Yuki. Zjeżdżał na snowboardzie z trasy dla zaawansowanych. Wkrótce stracił panowanie i wjechał w drzewa.
- O nie. Chodźmy szybko zobaczyć co z nim. - odpowiadam i oboje biegniemy w stronę gabinetu Dame Simbay.  Tam zastaliśmy resztę drużyny. Czekaliśmy ze zniecierpliwieniem. W końcu wyszła do nas.
- Co z nim Simbay? - pyta D'jok zrywając się z miejsca.
- Spokojnie, to nic aż tak poważnego. Jest przytomny i czuję się dobrze. Niestety jego kostka jest skręcona. Przez co najmniej 3 tygodnie nie może trenować. - odpiera lekarka.
- O nie, nie zagra w finale. - odzywa się Rocket.Wszystkim było żal przyjaciela. Niestety jego kontuzja była również ciosem dla drużyny. Trener zwołał wszystkich do sali treningowej.
- Słuchajcie. - zaczyna. - Niestety Micro-Ice nie da rady zagrać z nami w finale jak wiecie, więc jego miejsce zajmie Alex. Nie ma doświadczenia w meczach tej klasy, więc musicie jej pomagać. Alex, będziesz trenować 2 razy więcej niż pozostali. - oznajmia.
- Rozumiem, nie ma problemu. - odpowiadam pełna gotowości.
- Jestem pewna, że wygramy i ten puchar, tylko musimy współpracować. - odzywa się kapitanka.
- Go Snow, Go! - mówią wszyscy. Potem rozeszliśmy się. Postanowiłam odwiedzić kontuzjowanego kumpla. Leżał na łóżku ze zrezygnowaną miną.
- Hej mistrzu Akilliańskich wzgórz. - mówię na powitanie. - Jak tam się czujesz?
-  Nie jest najgorzej, ale świadomość, że nie zagram w finale mnie dobija.
- Jakoś nie widać tego po tobie. - odpowiadam z uśmiechem.
- Wiesz taki macho jak ja umie ukrywać każdy smutek. - mówi tym swoim specyficznym tonem kończąc szerokim uśmiechem. - Nie martwię się, bo wiem, że mam dobrego zastępcę.
- Mam nadzieję, że podołam. - odpieram.
- Widziałem jak grasz, jesteś świetna. Co prawda nie tak jak ja...
- Och z pewnością. - odpowiadam i oboje wybuchamy śmiechem. Rozmawiamy tak jeszcze dobre pół godziny.
- Pójdę już, w końcu jutro wylatujemy.
- Dzięki, że wpadłaś. - mówi na pożegnanie. Przed drzwiami stoi Yuki. Widać było, że jest zmartwiona. Weszła zaraz po mnie. Micro-Ice'a na pewno ucieszy  jej widok.
 Weszłam do pokoju; dziewczyny oglądały holo TV.
- Co tam słychać w świecie? - pytam, widząc program sportowy.
- Shadows przegrali z Elektras. - odpowiada Tia
- Przynajmniej jedna dobra wiadomość. - odpieram.
- Cicho! - odzywa się nagle Mei. - Mówią o nas.
Podchodzę bliżej.
- Callie, podobno zawodnik Snow Kids - Micro-Ice, doznał paskudnej kontuzji. - komentuje Nork
- Tak, okazuje się, że nie zagra w finale, co oznacza, że Alex schodzi z ławki rezerwowej. - odpowiada reporterka.
- To duże ryzyko wystawiać niedoświadczoną napastniczkę w rozgrywkach tak wielkiej wagi.
- Jestem, pewna, że sobie poradzi, w końcu Snow Kids zawsze nas pozytywnie zaskakują. Na tym kończymy nasz program. Do zobaczenia cholowidzowie.
Mei wyłącza TV.
- Jeszcze pokarzesz im co potrafisz.  - mówi.
- Mei ma rację, jesteś naszą tajną bronią. - odzywa się Tia.
- Dzięki, jesteście wspaniałe. Obiecuję, że dam z siebie wszystko. - odpowiadam.
Dwie godziny później położyłam się na łóżku. Nie mogłam zasnąć. W mojej głowie było tyle myśli. Odczuwałam wielką presję związaną z finałem. Było to moje największe marzenie. Czułam, że nie mogę zawieść Snow Kids i zagrać jak najlepiej potrafię, by pomóc drużynie w zwycięstwie. Wiedziałam też, że jak tylko znajdę się na Genesis muszę się spotkać z Corso. Muszę poznać mojego ojca.
**********************************************************************************
Ciąg dalszy nastąpi ;). Gdybym miała więcej czasu napisałabym więcej, ale niestety ;). Mam nadzieję, że nie jest zbyt nudny. Ostatnio zrobiłam nowy filmik, jeżeli macie ochotę zapraszam do oglądania:
 https://www.youtube.com/watch?v=GX-NSegmvWk