8. Cześć... tato.
Stanęłam jak wryta. Czułam, jak paraliżuje mnie jakieś nieznane uczucie, niezbyt przyjemne. Patrzyłam na niego, przyjrzałam się dokładnie. Czas jakby zatrzymał się w miejscu.
Z tego beznadziejnego otępienia wyrwał mnie nagle głos Sonny'ego.
- Chłopcy za mną. - wskazał ręką. Po chwili wyszli, zostaliśmy sami. W okół panowała cisza, ale to co działo się w mojej głowie, było jakąś masakrą. Patrzyłam na człowieka, który jest moim ojcem, którego zobaczyłam po raz pierwszy od tylu lat. Mój oddech stał się płytki i krótki.
- "Taka z ciebie twardzielka, a zachowujesz się jak tchórz..." - powtarzałam sobie w myślach. Musiałam być twarda. Przełknęłam ślinę i lekko uniosłam wzrok. Spojżałam wprost na niego.
- Tyle lat minęło... w końcu widzę moją córkę.... - odzywa się. Jakieś przyjemne ciepło rozeszło się po całym moim ciele. Znów przypływają do mnie różne emocje: szczęście wraz ze smutkiem, irytacja i ...strach, który strasznie mnie zirytował. Nie mogłam znieść tego przebiegu wydarzeń. Jak to się mogło stać, że się nie znaliśmy? Dlaczego tak to wszystko się potoczyło? Gdyby nie ciocia, byśmy... byśmy nawet się nie znali... Zacisnęłam dłonie w pięści i powiedziałam przez zęby.
- To wszystko wina matki, to przez nią! Jak ona mogła zrobić takie świństwo, przez nią to wszystko!- wyrzuciłam z siebie i spuściłam wzrok.
- Nie mów tak. Chciała jak najlepiej dla ciebie.
- Kłamstwo nie jest rozwiązaniem! - warknęłam.
- Masz rację, ale nie zmienisz przeszłości. Mimo wszystko bardzo się cieszę, że jesteś teraz ze mną tutaj. - podszedł do mnie bliżej i stanął na przeciwko mnie. Na jego twarzy dostrzegam cień uśmiechu.
- Ja również. - powiedziałam. Nawet nie wiem kiedy rzuciłam mu się na szyję.
-" Nareszcie." - pomyślałam. Odnalazłam w sobie szczęście i... spokój.
***
TYMCZASEM W APARTAMENCIE SNOW KIDS.
Mei i Tia właśnie wróciły z kina. Świetnie się bawiły, dzień wolny dobrze im zrobił. Idąc korytarzem spotkały Rocketa.
- Jak się miewa mój trener? - przywitała się blondynka, całując chłopaka w policzek.
- Dobrze. Mam nowe wieści. Mianowicie spotkałem dziś Sinedd'a. Zaproponował mi rozegranie meczu towarzyskiego przeciw Shadows.
- Teraz, przed samym finałem? Kiedy dokładnie? - zdziwiła się Tia.
- Właśnie chodzi o to, że jutro wieczorem.
- Cały Sinedd. Chce zyskać w oczach widzów po porażce. Myśli, że bez Micro-Ice'a nie damy rady i uda mu się wygrać. - podsumowuje długowłosa.
- Też o tym myślałem, ale spójrzcie na to z drugiej strony; Alex miałaby świetną okazję, by brać udział w meczu z drużyną wyższej półki. Zwiększyłoby to nasze szanse w finale. Nie dałem jeszcze odpowiedzi, bo chcę jeszcze to omówić z resztą drużyny.
- Zróbmy to jak najszybciej. - zaproponowała zielonooka.
- Niestety, musimy poczekać na Alex i D'joka. Nie ma ich od południa. Mei, nie wiesz, gdzie mogli pójść?
- Nie mam pojęcia. To jakiś cud, że ruszyła się stąd. - odparła zdezorientowana dziewczyna. Nie miała pojęcia, gdzie mogła podziać się jej kuzynka.
- Ciekawe, co z D'jokiem. Nigdy nie wychodził na cały dzień. - zastanawia się Tia. Niebieskooką po chwili olśniło. Ni stąd, ni zowąd pobiegła korytarzem.
- Jak się czegoś dowiem zaraz wrócę. - rzuciła w pośpiechu. Rocket i Tia spojrzeli na siebie pytająco, zdziwieni całym zajściem.
Brunetka wpadła jak huragan do pokoju Micro-Ice'a. Przestraszony drgnął nerwowo, rozrzucając chipsy dookoła.
- Jezu Mei! Wystraszyłaś mnie!
- Przepraszam, ale muszę się ciebie o coś spytać. - powiedziała zdyszana.
- Rany, wszyscy dzisiaj mnie o coś wypytują. Co ja, mapa świata? - bąknął chłopak.
- Proszę, powiedz mi, czy wiesz dokąd wywiało Alex?
- Była tutaj rano i pytała o D'joka. Powiedziałem, że jest w Parku Genesis, a ona poszła. Wnioskuję, że do niego. - odpowiada Micro. Dziewczyna wiedziała już wszystko.
- "Są u piratów." - pomyślała.
- Wielkie dzięki. I jeszcze raz przepraszam za to, że cię wystraszyłam. - powiedziała znikając w drzwiach.
***
Nie wiem, ile czasu rozmawialiśmy. Opowiedziałam ojcu wszystko o sobie, różne zdarzenia, wspomnienia, wszystko. On również, odpowiadał na wszystkie pytania. Powiedział jak to jest być piratem, o ich misjach, walkach z Technoidem. Oczywiście, musiałam zachować te wiadomości w tajemnicy. Normalnie, gdybym była przypadkową osobą, miałabym wyczyszczoną pamięć. Chciałabym żyć tak jak oni. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jest to trudne i bywa naprawdę ciężko, ale wśród piratów panuje zasada " Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.", no i oczywiście zawsze coś się dzieje. Cieszę się, że wreszzcie poznałam ojca. Mei miała rację... znowu.
Rozmowę przerywa nam dźwięk otwierających się drzwi. Do środka wchodzi D'jok.
- Przepraszam, że przerywam, ale powinniśmy już wracać. Wszyscy pewnie zastanawiają się, gdzie jesteśmy.
- Masz rację, trzeba wracać. Idź już, zaraz do ciebie dołączę. - odparłam. Rudy udał się w kierunku wyjścia. Wstałam i zwróciłam się do Corso.
- Cieszę się, że wkońcu cię poznałam. Mam nadzieję, że wkrótce znów się spotkamy.
- Możesz być tego pewna. - odpowiada. Miałam właśnie wychodzić, gdy zatrzymał mnie. Sporzał na gwiazdę na mojej szyi.
- Powiedz mi, od dawna nosisz ten naszyjnik?
- Odkąd pamiętam. Mam go od mamy, bardzo go lubię. - odzywam się, lekko zdziwiona.
- Dałem go twojej mamie, dawno temu. Jest dość specyficzny, nie wiedziałem, że go zachowa.
- Co masz na myśli mówiąc "specyficzny"? - zdziwiłam się.
- Spójrz. - wziął ozdobę w swoje ręce. - Gdy naciśniesz na środek pojawi ci się mapa Genesis. - po chwili pojawiła się holograficzna mapa. - Tak ustalałem miejsca spotkań z twoją mamą.
- To jest świetne. - zachwyciłam się. - Na pewno ułatwi komunikację. Dobrze, idę już, bo D'jok wyjdzie z siebie. Dziękuję za wszystko. A, i pamiętaj żeby mi kibicować. - kończę puszczając oczko.
- Na pewno będę. - odparł.
Poszłam prosto korytarzem. Na jego końcu dostrzegłam rudego i piratów. Udaliśmy się do statku. Przez całą drogę oglądałam naszyjnik. Nawet nie wiedziałam, jakie ma właściwości. Po około godzinie byliśmy już na Genesis. Wychodząc postanowiłam się pożegnać.
- Dziękuję wam za pomoc. Miło było was poznać. Do zobaczenia!
- Nam również było miło. - odparł Sonny. Odwróciłam się i miałam wychodzić, gdy jeszcze usłyszałam za sobą głos Artie'go
- ... a szczególnie Bennettowi! - krzyknął śmiejąc się.
- Artie! - warknął na niego kumpel. Zaśmiałam się pod nosem i wyszłam.
Od apartamentu dzieliło nas już tylko kilka metrów. Przez drogę rozmawiałam z D'jokiem. W sumie jesteśmy w podobnej sytuacji. Oboje mamy ojców piratów.
W akademii na korytarzu stała Mei. Widząc nas od razu przybiegła.
- Jesteście w końcu! - zawołała.
- Tak, sorry, że ci nie powiedziałam, ale...
- Tak, tak byliście u piratów. Domyśliłam się. Chodźcie teraz do sali treningowej. Jest sprawa dosyć ważna.
Zdziwiła mnie bezpośredniość mojej kuzynki. Bez słowa komentarza poszliśmy za nią w wyznaczone miejsce. Wszyscy tam na nas czekali.
- Jesteście. A więc możemy zaczynać. Tak jak już niektórzy wiecie, mamy propozycję zagrania z Shadows meczu towarzyskiego. Ma on się odbyć jutro. Sądzę, że byłby świetnym treningiem przed finałem oraz dobrym doświadczaniem dla Alex. Czy zgadzacie się ze mną?
- Świetny pomysł. Pokarzmy im, gdzie ich miejsce. - zawołał rozentuzjazmowany D'jok.
- Ja również jestem za. - poparła go kapitanka.
- Damy radę. - Odezwał się Ahito, zasypiając zaraz potym.
- A ty Alex? Co o tym myślisz? - pyta trener.
- Skopmy im te ciemne tyłki. - odpowiadam zdecydowanie.
Po ustaleniu wszystkich szczegółów każdy rozszedł się do swoich pokoi. Oczywiście pierwszą rzeczą, jaką musiałam zrobić było szczegółowe streszczenie mojego spotkania z piratami Mei.
- (...) miałaś rację, powinnam zrobić to dużo wcześniej - przyznałam.
- Dobrze, że go wreszcie poznałaś. Jesteś teraz całkiem inna, zadowolona i pewna siebie, jak dawniej.
- Jakby mi ktoś powiedział wczoraj, że tak to się potoczy, nie uwierzyłabym. Jeszcze ten mecz z Cieniami. Zniszczymy ich.
- Też tak myślę, ale pamiętaj, by nie być zbyt pewnym siebie, jeżeli z góry założysz, że wygrasz, możesz się na tym przejechać. - radziła. - Dobra kładźmy się już spać. Jutro ważny mecz. Lepiej się wyspać.
Tak też zrobiłyśmy. Po dniu pełnym niespodzianek przyszła wreszcie pora na wypoczynek.
NAZAJUTRZ
Wstaliśmy dziś wyjątkowo później, mianowicie o godzinie 7.30. Rozpoczęliśmy od biegów. Po 12 kółkach nadszedł czas na ćwiczenia. Rozciąganie, podciąganie i wiele wiele innych. Na koniec masaż, którego skutki czuję do tej pory. Następnie nadszedł czas na prysznic. Mei dała mi strój, w którym miałam zagrać. Należał wcześniej do Yuki. Przymierzyłam go. Pasował jak ulał. Spojrzałam w lustro.
- " Teraz wyglądam jak prawdziwy Snow Kids" - powiedziałam do siebie zadowolona. Udałam się na miejsce zbiórki. Potem dojechaliśmy na stadion.
Udaliśmy się do szatni. Kilka minut przed meczem Rocket jeszcze raz omówił dokładnie taktykę.
- (...) Mimo wszystko pamiętajcie, aby grać zespołowo i myśleć o dobru drużyny, a nie o własnych zaszczytach. Shadowsi zazwyczaj grają agresywnie i szybko, w szczególności Sinedd. Musicie skupić sie na tym, by odbierać piłki w środku pola i szybko przystąpić do kontrataku. Życzę wam powodzenia. - zakończył przemówienie. Tradycyjnie ustawiliśmy się w kółku kładąc ręce i wykrzykując "Go Snow, Go!". Udaliśmy się na boisko.
Wlatujemy do środka stadionu. Oszołomiła mnie jego wielkość, ilość widowni. Po chwili włączają się dodatkowe reflektory. Światło początkowo oślepiło mnie trochę. Zeszliśmy z podestu i zaczęliśmy się ustawiać na pozycje. To samo zrobiła drużyna przeciwna. Biorę głęboki wdech i staram się być w pełni skupiona. Spojrzałam na drużynę, wszyscy byli już ustawieni. Rudy uśmiechnął się w moją stronę i puścił mi oczko. Sinedd stanął na przeciwko niego. Na twarzy rysował mu się ten jego cwaniacki uśmieszek. Natomiast na przeciw mnie, kilka metrów dalej znalazła się Ritta, która również wydała się być pewna zwycięstwa.
- Dzięki za szansę pokazania się przed Pucharem. To będzie czysta przyjemność wygrać z finalistami. - odzywa się czarnowłosy.
- To się jeszcze okaże Sinedd. - odparł zielonooki, kpiąc sobie ze słów rywala.
Rozpoczął się mecz. Piłka wystrzeliła w górę napastnicy wylecieli za nią. Przejął ją Sinedd i podał swoim pomocnikom. W środku zatrzymał ich Mark. Podał do mnie. Niestety nie utrzymałam się długo przy piłce. Odebrał mi ją jeden z Shadowsów za pomocą smogu. Pojawił się dosłownie znikąd. Zdenerwowałam się.
- Spokojnie Alex. - rozlega się głos trenera w mojej słuchawce. - Smog jest nieprzewidywalnym fluxem, Cienie to wykorzystują. Poprostu bądź bardziej czujna.
- Dobrze, postaram się. - odpowiadam. Rozeznaje się, jaka jest sytuacja na boisku. Przy piłce była Ritta. Przedarła się przez środek i zbliżała się do pola karnego. Mei próbowała odebrać futbolówkę wślizgiem, lecz rywalka zniknęła jej z oczu. Pojawiła się kilka metrów wyżej i szykowała się do strzału. Ahito przygotował się do obrony, jednak fioletowowłosa w ostatniej chwili podała Sinedd'owi, który wykorzystał okazje i zdobył gola. Wszyscy byli zaskoczeni takim obrotem sytuacji. Byłam wściekła, to była ewidentnie moja wina. Jakby tego było mało Sinedd z Rittą zaczęli sie obściskiwać. Przewróciłam oczami i ustawiłam się na pozycję.
Minęło z jakieś dobre 30 minut. Próbowaliśmy zdobyć bramkę, jednak obrona Cieni okazała się nadzwyczaj silna.
- "Musimy sie wsiąść w garść i strzelić gola przed końcem pierwszej połowy." - pomyślałam. Obiecałam dać z siebie wszystko i mam zamiar dotrzymać słowa. Zmobilizowałam się i postanowiłam wykorzystać na maxa te ostanie minuty. Rozejrzałam się po widowni i wtedy ich zobaczyłam. Byli tam Sonny i Corso. Teraz już musiałam pokazać na co mnie stać. Ustawiliśmy się na pozycje. Futbolówkę przejęli przeciwnicy. Rozejrzałam się za napastniczką Shadows. Była niedaleko. Postanowiłam ją kryć, bo jak się spodziewałam, Sinedd poda właśnie jej. Tak też było. W ostatniej chwili wyskoczyłam przed nią używając Oddechu i przejęłam piłkę.
- Zgubiłaś coś? - spytałam retorycznie kończąc cwaniackim uśmiechem. Jej mina była bezcenna. Zaczęłam biec prosto do bramki przeciwnika. Równolegle biegł D'jok nie kryty. Przed samym polem karnym odegrałam mu wysoko. Za pomocą fluxa wzbił się w górę i uderzył głową w piłkę. Ta z ogromną siłą wpadła do bramki, kręcąc się w siatce. Udało się, wyrównaliśmy! Kilka sekund potem rozległ się dźwięk oznaczający koniec pierwszej połowy.
**********************************************************************************
Ciąg dalszy nastąpi ;). Z góry przepraszam za ten pokraczny rysunek robiony na szybko. Nad notką trochę myślałam, mam nadzieję, że nie wyszła najgorzej :). Jeszcze raz dzięki za wejścia i za komentarze :D!
piątek, 21 listopada 2014
sobota, 15 listopada 2014
Rozdział 7.
7. Spotkanie z piratami.
Przez ostatnie dni skupiałam się wyłącznie na treningach. Grałam 3-4 razy indywidualnie i przynajmniej raz z drużyną w ciągu dnia. Całą swoją złość mogłam wyładować w ten sposób. Z czasem nabrałam kondycji, chociaż kosztowało mnie to dużo wysiłku. Jeżeli chodzi o drużynę, to bardzo mnie wspierali. Gdy coś mi nie wychodziło uśmiechali się mówiąc " Nic nie szkodzi, następnym razem pójdzie ci lepiej". I rzeczywiście tak było. D'jok również się zmienił. Podaje do mnie często i pozwala się wykazać. Mimo, że czasem sodówka mu uderza do głowy to dobry kumpel. Ćwicząc daje z siebie wszystko by dorównać Snow Kids. Nie mam zamiaru być najsłabszym ogniwem, za jakie zapewne wszyscy mnie mają.
Właśnie skończyłam mój drugi w tym dniu trening. Jestem cała zlana potem, ponieważ grałam agresywnie, oddając strzały jak najmocniej potrafię. Ocieram mokre czoło. Białe kwadraty holotrenera znikają i moim oczom ukazują się Rocket i Clamp.
- Świetnie się spisałaś Alex. Robisz duże postępy. Jednak zauważyłem, że grasz bardzo agresywnie, strzelasz mocno i często używasz oddechu. Musisz trochę spasować, bo nie wytrzymasz kondycyjnie nawet 1 połowy. - odzywa się trener.
- Masz rację, trochę przesadzam. Obiecuję, że to poprawię. -odpowiadam.
- Nie wątpię w to. Dobrze, to wszystko na dziś, masz wolne do końca dnia.
- Ale trenerze, przecież zazwyczaj gram 4 razy dziennie. - mówię protestując.
- Tak wiem, doceniam to, że się starasz. Dlatego daję ci dziś wolne. Nie jesteś robotem, przecież musisz też mieć czas dla siebie. - oznajmia. - I nie słyszę sprzeciwu.
- Dobrze, dziękuję trenerze. - odpowiadam i odchodzę.
- " Świetnie i co ja będę teraz robić?" - myślę lekko podirytowana. Po wejściu do pokoju od razu zmierzam w stronę łazienki. Biorę prysznic. Tego mi teraz było trzeba. Nie wiem, ile czasu spędziłam w łazience, ale podejrzewam, że około pół godziny. Ubrałam się i wyszłam. Zegarek wskazywał 11.45. Westchnęłam ciężko i położyłam się na łóżku. Panowała absolutna cisza, taka jaką lubiłam. Można było się odprężyć. Jednak nie nacieszyłam się nią długo, bo do środka weszła Mei. Była rozpromieniona i pełna energii, zresztą jak zawsze.
- Niemożliwe, nie jesteś na treningu? - pyta ironicznie.
- Jak widać. Rocket dał mi wolne do końca dnia. - odpowiadam ponuro.
- No nareszcie! Już myślałam, że zamieszkasz w holotrenerze. - śmieje się. W odpowiedzi tylko wzdycham i marszczę brwi. Kuzynka siada obok mnie.
- Skoro masz wolne to może gdzieś wyskoczymy?- proponuje.
- Daj spokój, nie mam ochoty. - odpowiadam zrezygnowana. Długowłosa wstaje. Na jej twarzy widać podirytowanie. Staje na przeciwko mnie i mówi.
- Alex nie możesz całe życie trenować, by uciec od problemów! Musisz w końcu spotkać się z Corso i porozmawiać z nim! Przez tą całą sprawę nie jesteś sobą!
- Tak i co mu powiem?! Cześć, jestem twoją córką. Sorry, że dopiero teraz się spotykamy, ale matka tak jakby nic mi nie powiedziała. Teraz możemy być szczęśliwą rodzinką. Tak mam powiedzieć? - warczę. Słysząc to zmieszała się trochę.
- No nie, ale nie powinnaś tego odwlekać, tak jak twoja mama. Uwierz, im szybciej się spotkacie, tym lepiej. Przemyśl to sobie. Idę z Tią do kina, jeżeli zmienisz zdanie to dołącz do nas - mówi i odchodzi. Orientuję się, że ma rację. Uciekają tylko tchórze. Jestem trochę zła na siebie, że tak ją olewałam przez ostatnie dni. Egoistycznie myślałam tylko o sobie.
- "Koniec tego." - myślę zaciskając dłonie w pięści. Postanowiłam, spotkam się z Corso jeszcze dziś, jeżeli to możliwe. Tylko jak? Zaraz... D'jok. On ma stały kontakt z piratami. Zrywam się z miejsca i udaje się w kierunku jego pokoju. Idę stawiając szybkie kroki. Dzwonię do drzwi.
- Kto to? - słyszę głos Micro-Ice'a.
- To ja, Alex. - odpowiadam i drzwi się otwierają. Zastaje Micro leżącego na łóżku z paczką chipsów i pilotem w rękach. Uśmiecha się od ucha do ucha.
- Hej Micro-Ice. Jest może D'jok? - pytam lekko zmieszana.
- Nieeee, ale za to jestem ja. - odpowiada.
- Widzę. - mówię podśmiewając się. - Nie wiesz gdzie go mogę znaleźć? To pilna sprawa...
- O ile dobrze pamiętam to poszedł w okolice parku Genesis, lubi się tam szlajać.
- Dzięki wielkie. - odpowiadam i już mam wychodzić, gdy usłyszałam za sobą.
- Ja nie wiem co on takiego ma, że wszystkie dziewczyny na niego lecą. - mówi czarnowłosy. Staję i momentalnie odwracam się. Puszczam mu gniewne spojrzenie po czym rzucam poduszką prosto w twarz.
- No ej! Tak sobie tylko żartowałem. - odpowiada śmiejąc się.
- No ja man nadzieję. - odpowiadam z cwaniackim uśmieszkiem. - Kto jak kto, ale ty nie powinieneś narzekać na brak adoracji.
- Nie wiem o czym mówisz... - odpiera.
- Hmn... no nie wiem... a Yuki i Zoelin? - mówię, na co on robi się czerwony jak burak.
- He he no tak...
- Na razie Micro, dokończymy ten temat kiedy indziej. - kończę puszczając oczko, po czym wychodzę. W biegu ubieram płaszcz i idę w kierunku parku. Na szczęście nie jest daleko stąd. Pogoda na Genesis jest całkiem inna niż na Akillianie. Przede wszystkim nie ma śniegu i jest sporo cieplej. Po drodze mijam wiele budynków. Są to ogromne bloki. Od czasu do czasu widzę też przelatujące ptaki. Po drodze mijam coraz więcej drzew, co oznacza, że jestem blisko celu. W końcu widzę nad moją głową wielki napis PARK GENESIS. Uśmiecham się sama do siebie. Idę główną aleją i uważnie rozglądam się w poszukiwaniu rudego. Po jakichś 15 minutach chodzenia dostrzegam go na jednej z ławek. Coś trzyma w ręce i dokładnie się temu przygląda. Wyglądało mi na zdjęcie. Podchodzę bliżej.
- Hej D'jok. - zawołałam. On jak poparzony schował zdjęcie do kieszeni i odpowiedział.
- Cześć Alex. Co ty tu robisz?
- Szukałam ciebie. Chciałam, żebyś mi pomógł...
- Jasne, co mogę zrobić?
- Chciałabym się widzieć z Corso...
- Rozumiem, zobaczę co da się zrobić. - uśmiecha się. Rozgląda się dokładnie wokoło, upewniając się, że nikt nie widzi, po czym odsłania rękaw. Na nadgarstku dostrzegam urządzenie. Naciska kilka przycisków i za chwilę ukazuje się nam sylwetka mężczyzny. Od razu poznaję, że to Sonny Blackbones.
- Witaj synu. - mówi.
- Cześć tato. Widzisz mam pewną sprawę do ciebie... - odpowiada D'jok.
- O co chodzi?
- Bo widzisz nie wiem, czy wiesz o tym. Niedawno dołączyła do Snow Kids nowa napastniczka - Alex, jest także kuzynką Mei.
- Tak słyszałem o tym jak blisko pół galaktyki.
- Chodzi o to, że ona jest... - nie może się wysłowić chłopak.
- Córką Corso? Tak wiem, mówił mi o tym mniej więcej 2 lata temu.
- Ona dowiedziała się dopiero kilka dni temu i chciałaby się z nim spotkać. - oznajmia. Zbliżam się nie pewnie do hologramu. - jeżeli oczywiście się zgodzicie.
- Myślę, że nie będzie z tym problemu. Spotkajmy się na Genesis. - odpowiada mężczyzna.
- Dobrze, do zobaczenia. - żegna się D'jok po czym sylwetka Sonny'ego znika. Siadam na ławce ze spuszczoną głową. Rudy podchodzi bliżej.
- Hej, głowa do góry. Będzie dobrze. - pociesz mnie.
- Ech... mam nadzieję.
***
TYMCZASEM U PIRATÓW
Sonny po telefonie od syna postanowił zawiadomić swojego przyjaciela. Wiedział, że nie będzie to dla niego proste, wiedział również że odzyskanie dziecka po tylu latach jest wielkim szczęściem.
- Wzywałeś mnie Sonny? - wyrywa go z zamysłu głos przyjaciela.
- Tak. Mam dla ciebie dobrą wiadomość. - oznajmia i opowiada całe zdarzenie.
- (...) ona chce się z tobą dziś spotkać, a ja się zgodziłem. - kończy. Pirat załamuje ręce.
- Sonny... chyba po raz pierwszy w życiu nie wiem co robić...
- Ja też nie wiedziałem, ale uwierz mi, dasz sobie radę.
- Tyle lat minęło... Ona już nie jest dzieckiem. Miała innego ojca... a jej matka chciała to wszystko ukryć...
- O to się nie martw, dogadacie się. O ile dobrze słyszałem to charakter ma po tobie. Polecę po nich z Artie'em i Bennettem, a ty poczekaj tutaj i przemyśl sobie wszystko. - oznajmia Blackbones i odchodzi. Corso wyjął z kieszeni zdjęcie córki. Dostał je od siostry Avalone, 2 lata temu. Alex miała na nim 15 lat. Była podobna do matki. Pirat miał kompletny mętlik w głowię. Nie wiedział kompletnie jak zacząć rozmowę, co powiedzieć. Jednak w głębi serca bardzo się cieszył, że zobaczy córkę.
***
Dotarliśmy na wyznaczone miejsce. Muszę przyznać, że strasznie się stresowałam. Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam, że nie będę się rozczulać.
- Powiedz mijakie zdjęcie trzymałeś w ręku, no wiesz w parku. - pytam patrząc na chłopaka
- Nie wiem o czym mówisz. - zbywa mnie spuszczając wzrok.
- Kiedy oni będą? - zapytałam lekko zniecierpliwiona.
- Tego nikt nie wie. Nigdy nie wiadomo kiedy przyjdą. - odpowiada chłopak. Zaraz po tym łapie go za ramię jakaś postać. Jest to wysoki dobrze zbudowany mężczyzna w długim czarnym płaszczu i masce. Daje znak żebyśmy za nim poszli. Przedzieramy się przez tłum. Wychodzimy z miasta. W końcu docieramy na jakieś kompletne odludzie. Mężczyzna zdejmuje maskę.
- Miło mi cię poznać Alex. - mówi i wyciąga rękę Sonny.
- Mi również. - odpowiadam podając dłoń.
- Polecicie z nami na Planetę Piratów. Tam czeka twój ojciec.
- Dobrze, ale czym? - pyta D'jok.
- Bennett, wpuść nas. - odzywa się przywódca piratów spoglądając w górę. Po chwili naszym oczom ukazuje się duży statek. Wchodzimy do środka. Wnętrze maszyny wydaje się ogromne. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Zaczęłam rozglądać się i nawet nie wiem kiedy straciłam D'joka i Sonny'ego z oczu. Poszłam na przód. Za sterami siedzieli dwaj chłopcy. Słysząc mnie odwrócili się. Jeden z nich zawołał rozentuzjazmowany.
- Bennett patrz! To Alex, nowa napastniczka Snow Kids. - mówi bez krępacji. Ten drugi ewidentnie zaniemówił i tępo patrzył się w moją stronę. Podeszłam bliżej i postanowiłam się przywitać.
- Cześć, jestem Alex.
- Miło poznać, jestem Artie. - wyciąga mi rękę na powitanie. Natomiast jego kolega nadal nic nie mówi.
-... a to jest Bennett. - Odpowiada szturchając go Artie, tak, jakby próbował go otrząsnąć.
- Szukam Sonny'ego i D'joka. Wiecie może gdzie oni są? - pytam.
- Poszli w tamtą stronę. Na końcu korytarza powinnaś ich znaleźć.
- Okay, dzięki za pomoc. - odpowiedziałam i poszłam.
***
- Stary, co z tobą? Od kiedy to zaniemawiasz przy dziewczynie? Zawsze je kokietujesz. - pyta Bennetta kumpel. - Zakochałeś się czy co?
- Co, wcale nie! Ty jak coś wymyślisz Artie... - protestuje chłopak. - Skup się lepiej na locie.
- Wiesz, że ona jest córką Corso...
- Wiem i co?
- Lepiej dobrze to przemyśl zanim zaczniesz do niej startować. - mówi podśmiewając się Artie.
***
Za jakieś pół godziny byliśmy już na miejscu. Wzdłuż głównej ulicy ciągnęły się bazary piratów. Rzecz jasna handlowali oni skradzionymi towarami. Planeta tętniła życiem. Zamieszkiwało ją dużo ludzi. Szliśmy w stronę siedziby Sonny'ego. Tam znajdował się mój ojciec...
Dzieliło nas już tylko kilka metrów. Z tego spokojnego nastroju wyrwały nas okrzyki ludzi. Odruchowo wszyscy się odwrócili. Okazało się, że statki Technoidu zaatakowały planetę. Kilkanaście robotów wyszło na ulicę. Błyskawicznie zwinięte zostały wszystkie stoiska. W przeciągu kilku sekund wszyscy się pochowali. Roboty zaczęły nas gonić. Uciekaliśmy przed siebie.
- Rozdzielmy się! - rozkazał Sonny. - łatwiej ich zgubimy. Blackbones wraz z synem skręcili w prawo natomiast ja, Artie i Bennett biegliśmy prosto. Na ogonie siedziały nam dwa roboty. Zagoniły nas w ślepą uliczkę. Miały nas na celowniku. Dostrzegłam w reku Artie'go broń. To był impuls. Pomyślałam teraz albo nigdy. Wyrwałam mu broń z ręki i zaczęłam strzelać. Wystarczyło kilka szybkich i precyzyjnych strzałów, a roboty zanim się obejrzały, leżały już "martwe" na ziemi. Uśmiechnęłam się cwaniacko.
- Wow! Jak ty to... jak to zrobiłaś? - odezwał się Bennett.
- A jednak umiesz mówić. - odezwałam się, na co Artie zaczął się śmiać. Blondyn znów zaniemówił. Wiedząc, że już nic nam nie grozi, udaliśmy się w stronę siedziby. Weszliśmy po schodach. Drzwi otworzyły się. Tam czekali już na nas Sonny, D'jok i.... Corso.
***********************************************************************************
I oto jest kolejny rozdział ;). Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie mogłam napisać w poprzednim tygodniu. Mam nadzieję, że się spodoba. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i wejścia :D!
Przez ostatnie dni skupiałam się wyłącznie na treningach. Grałam 3-4 razy indywidualnie i przynajmniej raz z drużyną w ciągu dnia. Całą swoją złość mogłam wyładować w ten sposób. Z czasem nabrałam kondycji, chociaż kosztowało mnie to dużo wysiłku. Jeżeli chodzi o drużynę, to bardzo mnie wspierali. Gdy coś mi nie wychodziło uśmiechali się mówiąc " Nic nie szkodzi, następnym razem pójdzie ci lepiej". I rzeczywiście tak było. D'jok również się zmienił. Podaje do mnie często i pozwala się wykazać. Mimo, że czasem sodówka mu uderza do głowy to dobry kumpel. Ćwicząc daje z siebie wszystko by dorównać Snow Kids. Nie mam zamiaru być najsłabszym ogniwem, za jakie zapewne wszyscy mnie mają.
Właśnie skończyłam mój drugi w tym dniu trening. Jestem cała zlana potem, ponieważ grałam agresywnie, oddając strzały jak najmocniej potrafię. Ocieram mokre czoło. Białe kwadraty holotrenera znikają i moim oczom ukazują się Rocket i Clamp.
- Świetnie się spisałaś Alex. Robisz duże postępy. Jednak zauważyłem, że grasz bardzo agresywnie, strzelasz mocno i często używasz oddechu. Musisz trochę spasować, bo nie wytrzymasz kondycyjnie nawet 1 połowy. - odzywa się trener.
- Masz rację, trochę przesadzam. Obiecuję, że to poprawię. -odpowiadam.
- Nie wątpię w to. Dobrze, to wszystko na dziś, masz wolne do końca dnia.
- Ale trenerze, przecież zazwyczaj gram 4 razy dziennie. - mówię protestując.
- Tak wiem, doceniam to, że się starasz. Dlatego daję ci dziś wolne. Nie jesteś robotem, przecież musisz też mieć czas dla siebie. - oznajmia. - I nie słyszę sprzeciwu.
- Dobrze, dziękuję trenerze. - odpowiadam i odchodzę.
- " Świetnie i co ja będę teraz robić?" - myślę lekko podirytowana. Po wejściu do pokoju od razu zmierzam w stronę łazienki. Biorę prysznic. Tego mi teraz było trzeba. Nie wiem, ile czasu spędziłam w łazience, ale podejrzewam, że około pół godziny. Ubrałam się i wyszłam. Zegarek wskazywał 11.45. Westchnęłam ciężko i położyłam się na łóżku. Panowała absolutna cisza, taka jaką lubiłam. Można było się odprężyć. Jednak nie nacieszyłam się nią długo, bo do środka weszła Mei. Była rozpromieniona i pełna energii, zresztą jak zawsze.
- Niemożliwe, nie jesteś na treningu? - pyta ironicznie.
- Jak widać. Rocket dał mi wolne do końca dnia. - odpowiadam ponuro.
- No nareszcie! Już myślałam, że zamieszkasz w holotrenerze. - śmieje się. W odpowiedzi tylko wzdycham i marszczę brwi. Kuzynka siada obok mnie.
- Skoro masz wolne to może gdzieś wyskoczymy?- proponuje.
- Daj spokój, nie mam ochoty. - odpowiadam zrezygnowana. Długowłosa wstaje. Na jej twarzy widać podirytowanie. Staje na przeciwko mnie i mówi.
- Alex nie możesz całe życie trenować, by uciec od problemów! Musisz w końcu spotkać się z Corso i porozmawiać z nim! Przez tą całą sprawę nie jesteś sobą!
- Tak i co mu powiem?! Cześć, jestem twoją córką. Sorry, że dopiero teraz się spotykamy, ale matka tak jakby nic mi nie powiedziała. Teraz możemy być szczęśliwą rodzinką. Tak mam powiedzieć? - warczę. Słysząc to zmieszała się trochę.
- No nie, ale nie powinnaś tego odwlekać, tak jak twoja mama. Uwierz, im szybciej się spotkacie, tym lepiej. Przemyśl to sobie. Idę z Tią do kina, jeżeli zmienisz zdanie to dołącz do nas - mówi i odchodzi. Orientuję się, że ma rację. Uciekają tylko tchórze. Jestem trochę zła na siebie, że tak ją olewałam przez ostatnie dni. Egoistycznie myślałam tylko o sobie.
- "Koniec tego." - myślę zaciskając dłonie w pięści. Postanowiłam, spotkam się z Corso jeszcze dziś, jeżeli to możliwe. Tylko jak? Zaraz... D'jok. On ma stały kontakt z piratami. Zrywam się z miejsca i udaje się w kierunku jego pokoju. Idę stawiając szybkie kroki. Dzwonię do drzwi.
- Kto to? - słyszę głos Micro-Ice'a.
- To ja, Alex. - odpowiadam i drzwi się otwierają. Zastaje Micro leżącego na łóżku z paczką chipsów i pilotem w rękach. Uśmiecha się od ucha do ucha.
- Hej Micro-Ice. Jest może D'jok? - pytam lekko zmieszana.
- Nieeee, ale za to jestem ja. - odpowiada.
- Widzę. - mówię podśmiewając się. - Nie wiesz gdzie go mogę znaleźć? To pilna sprawa...
- O ile dobrze pamiętam to poszedł w okolice parku Genesis, lubi się tam szlajać.
- Dzięki wielkie. - odpowiadam i już mam wychodzić, gdy usłyszałam za sobą.
- Ja nie wiem co on takiego ma, że wszystkie dziewczyny na niego lecą. - mówi czarnowłosy. Staję i momentalnie odwracam się. Puszczam mu gniewne spojrzenie po czym rzucam poduszką prosto w twarz.
- No ej! Tak sobie tylko żartowałem. - odpowiada śmiejąc się.
- No ja man nadzieję. - odpowiadam z cwaniackim uśmieszkiem. - Kto jak kto, ale ty nie powinieneś narzekać na brak adoracji.
- Nie wiem o czym mówisz... - odpiera.
- Hmn... no nie wiem... a Yuki i Zoelin? - mówię, na co on robi się czerwony jak burak.
- He he no tak...
- Na razie Micro, dokończymy ten temat kiedy indziej. - kończę puszczając oczko, po czym wychodzę. W biegu ubieram płaszcz i idę w kierunku parku. Na szczęście nie jest daleko stąd. Pogoda na Genesis jest całkiem inna niż na Akillianie. Przede wszystkim nie ma śniegu i jest sporo cieplej. Po drodze mijam wiele budynków. Są to ogromne bloki. Od czasu do czasu widzę też przelatujące ptaki. Po drodze mijam coraz więcej drzew, co oznacza, że jestem blisko celu. W końcu widzę nad moją głową wielki napis PARK GENESIS. Uśmiecham się sama do siebie. Idę główną aleją i uważnie rozglądam się w poszukiwaniu rudego. Po jakichś 15 minutach chodzenia dostrzegam go na jednej z ławek. Coś trzyma w ręce i dokładnie się temu przygląda. Wyglądało mi na zdjęcie. Podchodzę bliżej.
- Hej D'jok. - zawołałam. On jak poparzony schował zdjęcie do kieszeni i odpowiedział.
- Cześć Alex. Co ty tu robisz?
- Szukałam ciebie. Chciałam, żebyś mi pomógł...
- Jasne, co mogę zrobić?
- Chciałabym się widzieć z Corso...
- Rozumiem, zobaczę co da się zrobić. - uśmiecha się. Rozgląda się dokładnie wokoło, upewniając się, że nikt nie widzi, po czym odsłania rękaw. Na nadgarstku dostrzegam urządzenie. Naciska kilka przycisków i za chwilę ukazuje się nam sylwetka mężczyzny. Od razu poznaję, że to Sonny Blackbones.
- Witaj synu. - mówi.
- Cześć tato. Widzisz mam pewną sprawę do ciebie... - odpowiada D'jok.
- O co chodzi?
- Bo widzisz nie wiem, czy wiesz o tym. Niedawno dołączyła do Snow Kids nowa napastniczka - Alex, jest także kuzynką Mei.
- Tak słyszałem o tym jak blisko pół galaktyki.
- Chodzi o to, że ona jest... - nie może się wysłowić chłopak.
- Córką Corso? Tak wiem, mówił mi o tym mniej więcej 2 lata temu.
- Ona dowiedziała się dopiero kilka dni temu i chciałaby się z nim spotkać. - oznajmia. Zbliżam się nie pewnie do hologramu. - jeżeli oczywiście się zgodzicie.
- Myślę, że nie będzie z tym problemu. Spotkajmy się na Genesis. - odpowiada mężczyzna.
- Dobrze, do zobaczenia. - żegna się D'jok po czym sylwetka Sonny'ego znika. Siadam na ławce ze spuszczoną głową. Rudy podchodzi bliżej.
- Hej, głowa do góry. Będzie dobrze. - pociesz mnie.
- Ech... mam nadzieję.
***
TYMCZASEM U PIRATÓW
Sonny po telefonie od syna postanowił zawiadomić swojego przyjaciela. Wiedział, że nie będzie to dla niego proste, wiedział również że odzyskanie dziecka po tylu latach jest wielkim szczęściem.
- Wzywałeś mnie Sonny? - wyrywa go z zamysłu głos przyjaciela.
- Tak. Mam dla ciebie dobrą wiadomość. - oznajmia i opowiada całe zdarzenie.
- (...) ona chce się z tobą dziś spotkać, a ja się zgodziłem. - kończy. Pirat załamuje ręce.
- Sonny... chyba po raz pierwszy w życiu nie wiem co robić...
- Ja też nie wiedziałem, ale uwierz mi, dasz sobie radę.
- Tyle lat minęło... Ona już nie jest dzieckiem. Miała innego ojca... a jej matka chciała to wszystko ukryć...
- O to się nie martw, dogadacie się. O ile dobrze słyszałem to charakter ma po tobie. Polecę po nich z Artie'em i Bennettem, a ty poczekaj tutaj i przemyśl sobie wszystko. - oznajmia Blackbones i odchodzi. Corso wyjął z kieszeni zdjęcie córki. Dostał je od siostry Avalone, 2 lata temu. Alex miała na nim 15 lat. Była podobna do matki. Pirat miał kompletny mętlik w głowię. Nie wiedział kompletnie jak zacząć rozmowę, co powiedzieć. Jednak w głębi serca bardzo się cieszył, że zobaczy córkę.
***
Dotarliśmy na wyznaczone miejsce. Muszę przyznać, że strasznie się stresowałam. Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam, że nie będę się rozczulać.
- Powiedz mijakie zdjęcie trzymałeś w ręku, no wiesz w parku. - pytam patrząc na chłopaka
- Nie wiem o czym mówisz. - zbywa mnie spuszczając wzrok.
- Kiedy oni będą? - zapytałam lekko zniecierpliwiona.
- Tego nikt nie wie. Nigdy nie wiadomo kiedy przyjdą. - odpowiada chłopak. Zaraz po tym łapie go za ramię jakaś postać. Jest to wysoki dobrze zbudowany mężczyzna w długim czarnym płaszczu i masce. Daje znak żebyśmy za nim poszli. Przedzieramy się przez tłum. Wychodzimy z miasta. W końcu docieramy na jakieś kompletne odludzie. Mężczyzna zdejmuje maskę.
- Miło mi cię poznać Alex. - mówi i wyciąga rękę Sonny.
- Mi również. - odpowiadam podając dłoń.
- Polecicie z nami na Planetę Piratów. Tam czeka twój ojciec.
- Dobrze, ale czym? - pyta D'jok.
- Bennett, wpuść nas. - odzywa się przywódca piratów spoglądając w górę. Po chwili naszym oczom ukazuje się duży statek. Wchodzimy do środka. Wnętrze maszyny wydaje się ogromne. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Zaczęłam rozglądać się i nawet nie wiem kiedy straciłam D'joka i Sonny'ego z oczu. Poszłam na przód. Za sterami siedzieli dwaj chłopcy. Słysząc mnie odwrócili się. Jeden z nich zawołał rozentuzjazmowany.
- Bennett patrz! To Alex, nowa napastniczka Snow Kids. - mówi bez krępacji. Ten drugi ewidentnie zaniemówił i tępo patrzył się w moją stronę. Podeszłam bliżej i postanowiłam się przywitać.
- Cześć, jestem Alex.
- Miło poznać, jestem Artie. - wyciąga mi rękę na powitanie. Natomiast jego kolega nadal nic nie mówi.
-... a to jest Bennett. - Odpowiada szturchając go Artie, tak, jakby próbował go otrząsnąć.
- Szukam Sonny'ego i D'joka. Wiecie może gdzie oni są? - pytam.
- Poszli w tamtą stronę. Na końcu korytarza powinnaś ich znaleźć.
- Okay, dzięki za pomoc. - odpowiedziałam i poszłam.
***
- Stary, co z tobą? Od kiedy to zaniemawiasz przy dziewczynie? Zawsze je kokietujesz. - pyta Bennetta kumpel. - Zakochałeś się czy co?
- Co, wcale nie! Ty jak coś wymyślisz Artie... - protestuje chłopak. - Skup się lepiej na locie.
- Wiesz, że ona jest córką Corso...
- Wiem i co?
- Lepiej dobrze to przemyśl zanim zaczniesz do niej startować. - mówi podśmiewając się Artie.
***
Za jakieś pół godziny byliśmy już na miejscu. Wzdłuż głównej ulicy ciągnęły się bazary piratów. Rzecz jasna handlowali oni skradzionymi towarami. Planeta tętniła życiem. Zamieszkiwało ją dużo ludzi. Szliśmy w stronę siedziby Sonny'ego. Tam znajdował się mój ojciec...
Dzieliło nas już tylko kilka metrów. Z tego spokojnego nastroju wyrwały nas okrzyki ludzi. Odruchowo wszyscy się odwrócili. Okazało się, że statki Technoidu zaatakowały planetę. Kilkanaście robotów wyszło na ulicę. Błyskawicznie zwinięte zostały wszystkie stoiska. W przeciągu kilku sekund wszyscy się pochowali. Roboty zaczęły nas gonić. Uciekaliśmy przed siebie.
- Rozdzielmy się! - rozkazał Sonny. - łatwiej ich zgubimy. Blackbones wraz z synem skręcili w prawo natomiast ja, Artie i Bennett biegliśmy prosto. Na ogonie siedziały nam dwa roboty. Zagoniły nas w ślepą uliczkę. Miały nas na celowniku. Dostrzegłam w reku Artie'go broń. To był impuls. Pomyślałam teraz albo nigdy. Wyrwałam mu broń z ręki i zaczęłam strzelać. Wystarczyło kilka szybkich i precyzyjnych strzałów, a roboty zanim się obejrzały, leżały już "martwe" na ziemi. Uśmiechnęłam się cwaniacko.
- Wow! Jak ty to... jak to zrobiłaś? - odezwał się Bennett.
- A jednak umiesz mówić. - odezwałam się, na co Artie zaczął się śmiać. Blondyn znów zaniemówił. Wiedząc, że już nic nam nie grozi, udaliśmy się w stronę siedziby. Weszliśmy po schodach. Drzwi otworzyły się. Tam czekali już na nas Sonny, D'jok i.... Corso.
***********************************************************************************
I oto jest kolejny rozdział ;). Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie mogłam napisać w poprzednim tygodniu. Mam nadzieję, że się spodoba. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i wejścia :D!
niedziela, 2 listopada 2014
Rozdział 6.
6. Rodzinne sekrety cz. 2
Zaczynało się ściemniać. Śnieg przestał padać , ale nadchodzący mróz dawał się we znaki. Wokoło nie było widać żywego ducha. Słychać było tylko skrzypiący śnieg pod moimi stopami. Nadal nie docierało do mnie to co usłyszałam kilka godzin temu. Czułam tak ogromną złość, że miałam ochotę coś rozwalić. Całe moje dotychczasowe życie zmieniło się o 360 stopni i to w dzień przed wylotem na Genesis, przed samym finałem. Miałam ogromny żal do matki. Nie wiem, czy wytrzymam długo w jej towarzystwie bez amantury. Nigdy nie należałam do spokojnych osób.
Stanęłam przed drzwiami domu nie mogąc zrobić następnego kroku, jakby jakaś niewidzialna bariera zastawiała mi drogę. W końcu jednak wzięłam się w garść i weszłam do środka. W domu było ciemno i strasznie cicho. Poszłam na górę po schodach. Dostrzegłam promień światła wychodzący z sypialni rodziców. Im bliżej podchodziłam, tym wyraźniej słyszałam czyjś płacz, na pewno mamy. Ona była moim przeciwieństwem. Zawsze wrażliwa, pełna dobroci, przede wszystkim nie umiała krzywdzić, tak mi się przynajmniej wydawało. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją zapłakaną siedzącą na krześle. Podniosła wzrok i niemalże natychmiast przytuliła mnie.
- Jak dobrze, że wróciłaś. Tak się martwiłam. - wyszlochała. Nie odwzajemniłam uścisku. Stałam obojętna. Nie mogłam inaczej, nie po tym co zrobiła.
- Przyszłam, żebyś mi to wszystko wyjaśniła, od początku do końca. - mówię sucho. Początkowo nie wiedziała od czego zacząć co powiedzieć. Usiadłyśmy przy stoliku obok siebie. Patrzyłam na nią wyczekująco. W końcu wzięła głęboki wdech i zaczęła.
- To było ponad 20 lat temu... Skończyłam wtedy 18 lat i razem z moją siostrą Alyson (mamą Mei) poszłyśmy świętować do klubu Night City. Świetnie się bawiłyśmy. Na parkiecie było strasznie dużo ludzi. Wpadliśmy na siebie nie wiedząc kiedy i jak. Przetańczyliśmy razem pół nocy. Miałam wrażenie, że znamy się od dawna. Potem zaczęliśmy się coraz częściej spotykać, ale w ukryciu. Pewnego razy nakryła nas moja siostra, jednak obiecała, że zachowa to w tajemnicy. Tak było przez 3 lata, wspaniałe lata. Bardzo go kochałam. Wiedzieliśmy o sobie wszystko, chciałam, żeby tak było zawsze, ale.. To się nie mogło udać...
- Dlaczego, nic z tego nie rozumiem!
- Z powodu moich rodziców. Byli jednymi z najbogatszych i wpływowych ludzi na Akillianie. Mama miała salon mody, a ojciec potężną firmę. Nigdy nie zaakceptowaliby tego, gdybym wyszła za pirata. Wydziedziczyliby mnie, dokładnie tak mi powiedzieli, gdy odważyłam się im w końcu wyjawić prawdę. Musiałam to zakończyć. Powiedziałam Corso tylko, że to koniec i wybiegłam. Próbował mnie zatrzymać, ale stracił mnie z oczu. Nie powiedziałam mu, że jestem w drugim miesiącu ciąży. Kilka tygodni później wyszłam za G'radona. Byliśmy przyjaciółmi od kiedy pamiętam, ale wiedziałam, że od jakiegoś czasu czuł do mnie coś więcej. To wspaniały człowiek, zawsze mnie wspierał. Pochodził również z dobrze sytuowanej rodziny więc moi rodzice nie mieli nic przeciwko. Na ślubie za oknem dostrzegłam znajomą twarz, to był twój ojciec. Patrzył na mnie. Musiałam szybko odwrócić wzrok, bo łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Nigdy o nim nie zapomniałam. Po kilku miesiącach pojawiłaś się ty, byłaś całym moim szczęściem. Mój mąż i Alys niedługo poznali prawdę. Byli dla mnie ogromnym wsparciem. Chciałam, żeby ci niczego nie brakowało. G'radon kochał cię jak własną córkę i pomógł wychować.
- Skoro miałaś taki dobry kontakt z siostrą to czemu 2 lata temu wyprowadziliśmy się na Shadows z powodu jakiejś nonsensownej kłótni?
- To nie było tak. Alyson odkąd się urodziłaś namawiała mnie, abym powiedziała Corso, że ma córkę. Oczywiście nie zgadzałam się, więc wzięła sprawy we własne ręce. Udało jej się skontaktować z nim i powiedziała mu o tobie. Zanim do nas dotarł udało mi się szybko przenieść razem z wami na Archipelag Shadows, tak byście się nie spotkali. Teraz już wszystko wiesz. - kończy podsuwając mi zdjęcie. - To jedyne jakie mam.
Biorę je do ręki. Próbuję być spokojna, ale cała ta sytuacja wydaje się być beznadziejna. Patrzę na matkę marszcząc brwi, już mam wybuchnąć, ale widząc jej smutne oczy pojmuję, że też nie było jej łatwo. Odpuszczam i mówię.
- Z jednej strony cię nawet rozumiem, a z drugiej ani trochę. Jeżeli go kochałaś z wzajemnością to dlaczego tak bałaś się rodziców? Przecież mogłabyś być z nim. Miałabym normalną rodzinę...
- Alex, chciałam, żebyś żyła w jak najlepszych warunkach. Bałam się, że nie damy rady sami się utrzymać, szczególnie w czasach wielkiego wybuchu. - odpowiada. Wzdycham ciężko.
- Najbardziej boli mnie to, że nie chciałaś żebym się dowiedziała prawdy. Oszukałaś i jego i mnie. Nie dość, że nie dowiedział się od ciebie, to jeszcze zaraz po tym uciekłaś ze mną. Pewnie teraz myśli, że to ja nie chciałam go poznać. - mówię z wyczuwalną złością.
- Na pewno nie. Córeczko, ja tylko chwiałam ci oszczędzić bólu.
- Ale mówiąc mi to dopiero po takim czasie zadałaś mi go ze zdwojoną siłą. Właśnie teraz przed finałem. - wyrzucam.
- Zrobiłam źle, teraz to zrozumiałam. Przepraszam.
- W porządku, nie chcę się z tobą kłócić do końca życia. - odpowiadam, a na twarzy mamy pojawia się cień uśmiechu. Siedzimy jeszcze przez chwilę. Wybaczyłam jej, chodź to nie zmienia faktu, że zawiodła moje zaufanie.
- Pójdę już, jutro wylatujemy.
- Dobrze. Życzę ci powodzenia w grze. - mówi na pożegnanie.
Jest już całkiem ciemno. Idę w kierunku Akademii. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Patrzę na zaśnieżone drogi i domy. Naglę ciszę przerywa dźwięk mojego cholofonu. Naciskam zielony przycisk i ukazuje mi się sylwetka mojej kuzynki.
- Jak tam? Zaczynałam się już o ciebie martwić. - mówi.
- W porządku. Opowiem ci wszystko jak wejdę. Za jakieś 15 minut powinnam być.
- Okay, to czekam. - odpowiada i rozłącz się.
Wreszcie znalazłam się w ciepłym budynku. Zdjęłam płaszcz i weszłam do pokoju jednak nikogo nie było.
- "Gdzie są dziewczyny?" - dziwię się. Z korytarza słychać było jak ktoś biegnie. Pospiesznie wyszłam na hol i zobaczyłam Marka.
- Co się dzieje? - pytam rozkojarzona.
- Micro'Ice miał mały wypadek. - mówi zdyszany.
- Że co? Ale jak, kiedy?
- W parku rozrywki. Chciał się popisać przed Yuki. Zjeżdżał na snowboardzie z trasy dla zaawansowanych. Wkrótce stracił panowanie i wjechał w drzewa.
- O nie. Chodźmy szybko zobaczyć co z nim. - odpowiadam i oboje biegniemy w stronę gabinetu Dame Simbay. Tam zastaliśmy resztę drużyny. Czekaliśmy ze zniecierpliwieniem. W końcu wyszła do nas.
- Co z nim Simbay? - pyta D'jok zrywając się z miejsca.
- Spokojnie, to nic aż tak poważnego. Jest przytomny i czuję się dobrze. Niestety jego kostka jest skręcona. Przez co najmniej 3 tygodnie nie może trenować. - odpiera lekarka.
- O nie, nie zagra w finale. - odzywa się Rocket.Wszystkim było żal przyjaciela. Niestety jego kontuzja była również ciosem dla drużyny. Trener zwołał wszystkich do sali treningowej.
- Słuchajcie. - zaczyna. - Niestety Micro-Ice nie da rady zagrać z nami w finale jak wiecie, więc jego miejsce zajmie Alex. Nie ma doświadczenia w meczach tej klasy, więc musicie jej pomagać. Alex, będziesz trenować 2 razy więcej niż pozostali. - oznajmia.
- Rozumiem, nie ma problemu. - odpowiadam pełna gotowości.
- Jestem pewna, że wygramy i ten puchar, tylko musimy współpracować. - odzywa się kapitanka.
- Go Snow, Go! - mówią wszyscy. Potem rozeszliśmy się. Postanowiłam odwiedzić kontuzjowanego kumpla. Leżał na łóżku ze zrezygnowaną miną.
- Hej mistrzu Akilliańskich wzgórz. - mówię na powitanie. - Jak tam się czujesz?
- Nie jest najgorzej, ale świadomość, że nie zagram w finale mnie dobija.
- Jakoś nie widać tego po tobie. - odpowiadam z uśmiechem.
- Wiesz taki macho jak ja umie ukrywać każdy smutek. - mówi tym swoim specyficznym tonem kończąc szerokim uśmiechem. - Nie martwię się, bo wiem, że mam dobrego zastępcę.
- Mam nadzieję, że podołam. - odpieram.
- Widziałem jak grasz, jesteś świetna. Co prawda nie tak jak ja...
- Och z pewnością. - odpowiadam i oboje wybuchamy śmiechem. Rozmawiamy tak jeszcze dobre pół godziny.
- Pójdę już, w końcu jutro wylatujemy.
- Dzięki, że wpadłaś. - mówi na pożegnanie. Przed drzwiami stoi Yuki. Widać było, że jest zmartwiona. Weszła zaraz po mnie. Micro-Ice'a na pewno ucieszy jej widok.
Weszłam do pokoju; dziewczyny oglądały holo TV.
- Co tam słychać w świecie? - pytam, widząc program sportowy.
- Shadows przegrali z Elektras. - odpowiada Tia
- Przynajmniej jedna dobra wiadomość. - odpieram.
- Cicho! - odzywa się nagle Mei. - Mówią o nas.
Podchodzę bliżej.
- Callie, podobno zawodnik Snow Kids - Micro-Ice, doznał paskudnej kontuzji. - komentuje Nork
- Tak, okazuje się, że nie zagra w finale, co oznacza, że Alex schodzi z ławki rezerwowej. - odpowiada reporterka.
- To duże ryzyko wystawiać niedoświadczoną napastniczkę w rozgrywkach tak wielkiej wagi.
- Jestem, pewna, że sobie poradzi, w końcu Snow Kids zawsze nas pozytywnie zaskakują. Na tym kończymy nasz program. Do zobaczenia cholowidzowie.
Mei wyłącza TV.
- Jeszcze pokarzesz im co potrafisz. - mówi.
- Mei ma rację, jesteś naszą tajną bronią. - odzywa się Tia.
- Dzięki, jesteście wspaniałe. Obiecuję, że dam z siebie wszystko. - odpowiadam.
Dwie godziny później położyłam się na łóżku. Nie mogłam zasnąć. W mojej głowie było tyle myśli. Odczuwałam wielką presję związaną z finałem. Było to moje największe marzenie. Czułam, że nie mogę zawieść Snow Kids i zagrać jak najlepiej potrafię, by pomóc drużynie w zwycięstwie. Wiedziałam też, że jak tylko znajdę się na Genesis muszę się spotkać z Corso. Muszę poznać mojego ojca.
**********************************************************************************
Ciąg dalszy nastąpi ;). Gdybym miała więcej czasu napisałabym więcej, ale niestety ;). Mam nadzieję, że nie jest zbyt nudny. Ostatnio zrobiłam nowy filmik, jeżeli macie ochotę zapraszam do oglądania:
https://www.youtube.com/watch?v=GX-NSegmvWk
Zaczynało się ściemniać. Śnieg przestał padać , ale nadchodzący mróz dawał się we znaki. Wokoło nie było widać żywego ducha. Słychać było tylko skrzypiący śnieg pod moimi stopami. Nadal nie docierało do mnie to co usłyszałam kilka godzin temu. Czułam tak ogromną złość, że miałam ochotę coś rozwalić. Całe moje dotychczasowe życie zmieniło się o 360 stopni i to w dzień przed wylotem na Genesis, przed samym finałem. Miałam ogromny żal do matki. Nie wiem, czy wytrzymam długo w jej towarzystwie bez amantury. Nigdy nie należałam do spokojnych osób.
Stanęłam przed drzwiami domu nie mogąc zrobić następnego kroku, jakby jakaś niewidzialna bariera zastawiała mi drogę. W końcu jednak wzięłam się w garść i weszłam do środka. W domu było ciemno i strasznie cicho. Poszłam na górę po schodach. Dostrzegłam promień światła wychodzący z sypialni rodziców. Im bliżej podchodziłam, tym wyraźniej słyszałam czyjś płacz, na pewno mamy. Ona była moim przeciwieństwem. Zawsze wrażliwa, pełna dobroci, przede wszystkim nie umiała krzywdzić, tak mi się przynajmniej wydawało. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją zapłakaną siedzącą na krześle. Podniosła wzrok i niemalże natychmiast przytuliła mnie.
- Jak dobrze, że wróciłaś. Tak się martwiłam. - wyszlochała. Nie odwzajemniłam uścisku. Stałam obojętna. Nie mogłam inaczej, nie po tym co zrobiła.
- Przyszłam, żebyś mi to wszystko wyjaśniła, od początku do końca. - mówię sucho. Początkowo nie wiedziała od czego zacząć co powiedzieć. Usiadłyśmy przy stoliku obok siebie. Patrzyłam na nią wyczekująco. W końcu wzięła głęboki wdech i zaczęła.
- To było ponad 20 lat temu... Skończyłam wtedy 18 lat i razem z moją siostrą Alyson (mamą Mei) poszłyśmy świętować do klubu Night City. Świetnie się bawiłyśmy. Na parkiecie było strasznie dużo ludzi. Wpadliśmy na siebie nie wiedząc kiedy i jak. Przetańczyliśmy razem pół nocy. Miałam wrażenie, że znamy się od dawna. Potem zaczęliśmy się coraz częściej spotykać, ale w ukryciu. Pewnego razy nakryła nas moja siostra, jednak obiecała, że zachowa to w tajemnicy. Tak było przez 3 lata, wspaniałe lata. Bardzo go kochałam. Wiedzieliśmy o sobie wszystko, chciałam, żeby tak było zawsze, ale.. To się nie mogło udać...
- Dlaczego, nic z tego nie rozumiem!
- Z powodu moich rodziców. Byli jednymi z najbogatszych i wpływowych ludzi na Akillianie. Mama miała salon mody, a ojciec potężną firmę. Nigdy nie zaakceptowaliby tego, gdybym wyszła za pirata. Wydziedziczyliby mnie, dokładnie tak mi powiedzieli, gdy odważyłam się im w końcu wyjawić prawdę. Musiałam to zakończyć. Powiedziałam Corso tylko, że to koniec i wybiegłam. Próbował mnie zatrzymać, ale stracił mnie z oczu. Nie powiedziałam mu, że jestem w drugim miesiącu ciąży. Kilka tygodni później wyszłam za G'radona. Byliśmy przyjaciółmi od kiedy pamiętam, ale wiedziałam, że od jakiegoś czasu czuł do mnie coś więcej. To wspaniały człowiek, zawsze mnie wspierał. Pochodził również z dobrze sytuowanej rodziny więc moi rodzice nie mieli nic przeciwko. Na ślubie za oknem dostrzegłam znajomą twarz, to był twój ojciec. Patrzył na mnie. Musiałam szybko odwrócić wzrok, bo łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Nigdy o nim nie zapomniałam. Po kilku miesiącach pojawiłaś się ty, byłaś całym moim szczęściem. Mój mąż i Alys niedługo poznali prawdę. Byli dla mnie ogromnym wsparciem. Chciałam, żeby ci niczego nie brakowało. G'radon kochał cię jak własną córkę i pomógł wychować.
- Skoro miałaś taki dobry kontakt z siostrą to czemu 2 lata temu wyprowadziliśmy się na Shadows z powodu jakiejś nonsensownej kłótni?
- To nie było tak. Alyson odkąd się urodziłaś namawiała mnie, abym powiedziała Corso, że ma córkę. Oczywiście nie zgadzałam się, więc wzięła sprawy we własne ręce. Udało jej się skontaktować z nim i powiedziała mu o tobie. Zanim do nas dotarł udało mi się szybko przenieść razem z wami na Archipelag Shadows, tak byście się nie spotkali. Teraz już wszystko wiesz. - kończy podsuwając mi zdjęcie. - To jedyne jakie mam.
Biorę je do ręki. Próbuję być spokojna, ale cała ta sytuacja wydaje się być beznadziejna. Patrzę na matkę marszcząc brwi, już mam wybuchnąć, ale widząc jej smutne oczy pojmuję, że też nie było jej łatwo. Odpuszczam i mówię.
- Z jednej strony cię nawet rozumiem, a z drugiej ani trochę. Jeżeli go kochałaś z wzajemnością to dlaczego tak bałaś się rodziców? Przecież mogłabyś być z nim. Miałabym normalną rodzinę...
- Alex, chciałam, żebyś żyła w jak najlepszych warunkach. Bałam się, że nie damy rady sami się utrzymać, szczególnie w czasach wielkiego wybuchu. - odpowiada. Wzdycham ciężko.
- Najbardziej boli mnie to, że nie chciałaś żebym się dowiedziała prawdy. Oszukałaś i jego i mnie. Nie dość, że nie dowiedział się od ciebie, to jeszcze zaraz po tym uciekłaś ze mną. Pewnie teraz myśli, że to ja nie chciałam go poznać. - mówię z wyczuwalną złością.
- Na pewno nie. Córeczko, ja tylko chwiałam ci oszczędzić bólu.
- Ale mówiąc mi to dopiero po takim czasie zadałaś mi go ze zdwojoną siłą. Właśnie teraz przed finałem. - wyrzucam.
- Zrobiłam źle, teraz to zrozumiałam. Przepraszam.
- W porządku, nie chcę się z tobą kłócić do końca życia. - odpowiadam, a na twarzy mamy pojawia się cień uśmiechu. Siedzimy jeszcze przez chwilę. Wybaczyłam jej, chodź to nie zmienia faktu, że zawiodła moje zaufanie.
- Pójdę już, jutro wylatujemy.
- Dobrze. Życzę ci powodzenia w grze. - mówi na pożegnanie.
Jest już całkiem ciemno. Idę w kierunku Akademii. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Patrzę na zaśnieżone drogi i domy. Naglę ciszę przerywa dźwięk mojego cholofonu. Naciskam zielony przycisk i ukazuje mi się sylwetka mojej kuzynki.
- Jak tam? Zaczynałam się już o ciebie martwić. - mówi.
- W porządku. Opowiem ci wszystko jak wejdę. Za jakieś 15 minut powinnam być.
- Okay, to czekam. - odpowiada i rozłącz się.
Wreszcie znalazłam się w ciepłym budynku. Zdjęłam płaszcz i weszłam do pokoju jednak nikogo nie było.
- "Gdzie są dziewczyny?" - dziwię się. Z korytarza słychać było jak ktoś biegnie. Pospiesznie wyszłam na hol i zobaczyłam Marka.
- Co się dzieje? - pytam rozkojarzona.
- Micro'Ice miał mały wypadek. - mówi zdyszany.
- Że co? Ale jak, kiedy?
- W parku rozrywki. Chciał się popisać przed Yuki. Zjeżdżał na snowboardzie z trasy dla zaawansowanych. Wkrótce stracił panowanie i wjechał w drzewa.
- O nie. Chodźmy szybko zobaczyć co z nim. - odpowiadam i oboje biegniemy w stronę gabinetu Dame Simbay. Tam zastaliśmy resztę drużyny. Czekaliśmy ze zniecierpliwieniem. W końcu wyszła do nas.
- Co z nim Simbay? - pyta D'jok zrywając się z miejsca.
- Spokojnie, to nic aż tak poważnego. Jest przytomny i czuję się dobrze. Niestety jego kostka jest skręcona. Przez co najmniej 3 tygodnie nie może trenować. - odpiera lekarka.
- O nie, nie zagra w finale. - odzywa się Rocket.Wszystkim było żal przyjaciela. Niestety jego kontuzja była również ciosem dla drużyny. Trener zwołał wszystkich do sali treningowej.
- Słuchajcie. - zaczyna. - Niestety Micro-Ice nie da rady zagrać z nami w finale jak wiecie, więc jego miejsce zajmie Alex. Nie ma doświadczenia w meczach tej klasy, więc musicie jej pomagać. Alex, będziesz trenować 2 razy więcej niż pozostali. - oznajmia.
- Rozumiem, nie ma problemu. - odpowiadam pełna gotowości.
- Jestem pewna, że wygramy i ten puchar, tylko musimy współpracować. - odzywa się kapitanka.
- Go Snow, Go! - mówią wszyscy. Potem rozeszliśmy się. Postanowiłam odwiedzić kontuzjowanego kumpla. Leżał na łóżku ze zrezygnowaną miną.
- Hej mistrzu Akilliańskich wzgórz. - mówię na powitanie. - Jak tam się czujesz?
- Nie jest najgorzej, ale świadomość, że nie zagram w finale mnie dobija.
- Jakoś nie widać tego po tobie. - odpowiadam z uśmiechem.
- Wiesz taki macho jak ja umie ukrywać każdy smutek. - mówi tym swoim specyficznym tonem kończąc szerokim uśmiechem. - Nie martwię się, bo wiem, że mam dobrego zastępcę.
- Mam nadzieję, że podołam. - odpieram.
- Widziałem jak grasz, jesteś świetna. Co prawda nie tak jak ja...
- Och z pewnością. - odpowiadam i oboje wybuchamy śmiechem. Rozmawiamy tak jeszcze dobre pół godziny.
- Pójdę już, w końcu jutro wylatujemy.
- Dzięki, że wpadłaś. - mówi na pożegnanie. Przed drzwiami stoi Yuki. Widać było, że jest zmartwiona. Weszła zaraz po mnie. Micro-Ice'a na pewno ucieszy jej widok.
Weszłam do pokoju; dziewczyny oglądały holo TV.
- Co tam słychać w świecie? - pytam, widząc program sportowy.
- Shadows przegrali z Elektras. - odpowiada Tia
- Przynajmniej jedna dobra wiadomość. - odpieram.
- Cicho! - odzywa się nagle Mei. - Mówią o nas.
Podchodzę bliżej.
- Callie, podobno zawodnik Snow Kids - Micro-Ice, doznał paskudnej kontuzji. - komentuje Nork
- Tak, okazuje się, że nie zagra w finale, co oznacza, że Alex schodzi z ławki rezerwowej. - odpowiada reporterka.
- To duże ryzyko wystawiać niedoświadczoną napastniczkę w rozgrywkach tak wielkiej wagi.
- Jestem, pewna, że sobie poradzi, w końcu Snow Kids zawsze nas pozytywnie zaskakują. Na tym kończymy nasz program. Do zobaczenia cholowidzowie.
Mei wyłącza TV.
- Jeszcze pokarzesz im co potrafisz. - mówi.
- Mei ma rację, jesteś naszą tajną bronią. - odzywa się Tia.
- Dzięki, jesteście wspaniałe. Obiecuję, że dam z siebie wszystko. - odpowiadam.
Dwie godziny później położyłam się na łóżku. Nie mogłam zasnąć. W mojej głowie było tyle myśli. Odczuwałam wielką presję związaną z finałem. Było to moje największe marzenie. Czułam, że nie mogę zawieść Snow Kids i zagrać jak najlepiej potrafię, by pomóc drużynie w zwycięstwie. Wiedziałam też, że jak tylko znajdę się na Genesis muszę się spotkać z Corso. Muszę poznać mojego ojca.
**********************************************************************************
Ciąg dalszy nastąpi ;). Gdybym miała więcej czasu napisałabym więcej, ale niestety ;). Mam nadzieję, że nie jest zbyt nudny. Ostatnio zrobiłam nowy filmik, jeżeli macie ochotę zapraszam do oglądania:
https://www.youtube.com/watch?v=GX-NSegmvWk
Subskrybuj:
Posty (Atom)